Z dużej chmury mały deszcz. Na szczęście. Tak było z okupacją Krajowej Rady Sądownictwa przez grupę Obywateli RP, protestujących przeciwko reformie Sądu Najwyższego.
Pierwsze wczorajsze (w poniedziałek 27 sierpnia) doniesienia agencyjne mówiły o katastrofie procesu wyłaniania kolejnych sędziów SN z pośród zgłoszonych kandydatów. Spodziewano się , że blokada dalszych prac KRS będzie ciągnęła się nie wiadomo jak długo, bo wejście policji, które by przerwało okupację uzależnione było od decyzji rektora Wyższej Szkoły Gospodarstwa Wiejskiego, od władz której to uczelni KRS wynajmowała samodzielny budynek na swoją siedzibę. Początkowo podobno rektor nie wyrażał zgody na wejście policji, zachowując zasadę autonomii uczelni. Zaczęto mówić o lewactwie rektora, a tym samym sprzyjaniu politycznym awanturnikom. Kwestionowano w mediach prawo rektora do decydowania o zakazie wejścia policji do budynku KRS. Twierdzono, że poprzez umowę, tylko użytkownik ma prawo decydować czy do wynajmowanych przez siebie pomieszczeń wpuścić policję czy zakazać jej wejścia.
CZYTAJ WIĘCEJ: Policja w budynku KRS! Obywatelom RP i członkom KOD może grozić nawet 10 lat więzienia
Wielu komentatorów zaczęło okupację określać mianem aktu terrorystycznego wobec KRS. Znowu tylko podobno - okupujący przetrzymywali jednego z członków Rady, zamknąwszy go w którymś z pokoi. Byli i tacy, którzy mówili o zamachu stanu, próbując dowieść, że unieruchomienie przemocą prac KRS jest niemal równoznaczne z paraliżem państwa, które nie może realizować swych konstytucyjnych obowiązków.
Te wszystkie ponure przewidywania i radykalne oceny zostały po kilku godzinach rozwiane. Policja dostała zgodę na wejście i zrobiła swoje. W niezwykle delikatny acz stanowczy sposób wyniosła politycznych awanturników, którzy przypisują sobie tytuł bojowników o praworządność, na zewnątrz budynku. Tam już nie byli w stanie niczego blokować, poza przejeżdżającym obok tramwajem, więc poddali się grzecznie policji. Ta po ich wylegitymowaniu puściła do domów.
Również szczęśliwie, z dużej chmury mały deszcz spadł z Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Kiedy siedmioosobowy skład sędziów Sądu Najwyższego skierował do Trybunału pytanie i jednocześnie zawiesił działanie ustawy o przesunięciu części sędziów SN w stan spoczynku, w wielu środowiskach politycznych i medialnych zapanował mała panika, że ten krok zablokuje na kilka miesięcy reformę Sądu Najwyższego. Od początku było oczywiste, że za decyzją siódemki sędziów SN stają motywy polityczne (tak jak u okupujących KRS) , nie mniej jednak nikt nie chciał nowego konfliktu z jedną z ważnych agend Unijnych. Ten stan niepokoju powiększał nacisk olbrzymiej części całego prawniczego środowiska w Polsce oraz opozycji totalnej straszącej apokaliptyczną wizją wykluczenia Polski z międzynarodowej społeczności praworządnych państw. Dziś już wiemy, że przez najbliższe kilka miesięcy nic nam nie grozi ze strony Trybunału Sprawiedliwości – na razie podjął czysto techniczną decyzję, że w przyszłości zajmie się pytaniami przekazanymi przez polski SN - a jeśli za jakiś czas wyda werdykt, nie mamy żadnego obowiązku wcielania go w życie.
Teraz dokładnie widać, że siódemka sędziów SN, która zawiesiła działanie części ustawy, dotyczącej przechodzenia sędziów w stan spoczynku, jest takim samym wichrzycielem jak grupa grandziarzy okupujących KRS. Tyle, że ci blokujący KRS są prymitywami i stać ich jedynie na wywoływanie i prowokowanie burd fizycznych, a przedstawiciele „nadzwyczajnej kasty”, perfidnie wywołują o wiele groźniejsze burdy intelektualne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/409768-burdy-nie-wstrzymaja-reformy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.