Afera pedofilska w Miejskim Ośrodku Kultury w Słupsku stała się pretekstem do politycznej przepychanki po stronie opozycji. Zazdrośnie strzegąca swojej pozycji Platforma Obywatelska wykorzystała aferę do uderzenia w potencjalnego konkurenta, jakim jest rządzący Słupskiem Robert Biedroń.
O Robercie Biedroniu, uchodzącym zresztą od lat za „nadzieję lewicy”, ostatnio wiele mówiło się w kontekście budowania wokół niego nowej formacji opozycyjnej. Nic zatem dziwnego, że nie budzi on sympatii w szeregach PO. W ostatnim numerze „Newsweeka” pojawił się artykuł na temat afery pedofilskiej opatrzony wielkim zdjęciem Biedronia. Choć w artykule nie stawia się bezpośrednich zarzutów Biedroniowi, zarówno zdjęcie jak i tytuł artykułu („Afera pedofilska w Słupsku – czego nie zrobił Robert Biedroń”) wywołuje dość oczywiste skojarzenie: prezydent Słupska (będący zdeklarowanym gejem) może być umoczony w tuszowanie afery.
Nie znam dobrze sprawy, dlatego nie będę ferował wyroków i odnosił się do meritum. Chcę natomiast zwrócić uwagę na oburzenie, jakie wywołał wśród części lewicy artykuł „Newsweeka”. Rafał Woś z „Polityki” zauważył, że „grający prostymi homofobicznymi skojarzeniami” atak na Biedronia powinien dać lewicy do zrozumienia, że środowiska skupione wokół PO nie są jej sojusznikiem. Woś nie tak dawno apelował o zawarcie paktu nieagresji między lewicą a PiS, za co zresztą spotkała go brutalna fala hejtu ze strony „obrońców demokracji”, dla których jakakolwiek próba wyłamania się z logiki wojny z prawicą jest równoznaczna ze zdradą. Ale nie tylko Woś, który wszak od paru lat strofuje lewicę za jej ścisłe związki z liberałami, skrytykował artykuł w „Newsweeku”. Zrobił to również Michał Sutowski z „Krytyki Politycznej”, zarzucając Platformie (choć bez nazywania tej partii po imieniu), że „nijak nie potrafi przekonać do siebie większości wyborców. Próbuje więc ich straszyć, a także szantażować moralnie – na nic, dalej nie działa. Może więc jeszcze spróbować – zwyczajnym kłamstwem, czasem tylko brudną manipulacją – zohydzić każdą, choćby tylko potencjalną dla siebie alternatywę.”
Ta dość ostra reakcja pokazuje rzecz – na prawicy zwykle niedostrzeganą – że szeroko rozumiany obóz tzw. opozycji jest wewnętrznie dość mocno podzielony. Że pełniąca w nim „przewodnią rolę” Platforma nie jest tam bezwarunkowo popierana lecz przez wielu uważana jedynie za mniejsze zło. Przy czym jedni – jak np. „Gazeta Wyborcza” godzą się dziś z jej przywództwem (bo projekt KOD nie wypalił, a wszystko – nawet PO – jest i tak lepsze od PiS), a inni je – mimo silnej niechęci do prawicy – kwestionują.
Przy okazji artykułu w „Newsweeku” wyszło również na jaw, że część lewicy uważa liberalną propagandę za „zwyczajne kłamstwa” i „brudną manipulację”. Oczywiście – nie łudźmy się – takie słowa padły tylko dlatego, że zaatakowany został Robert Biedroń. Ale jednocześnie pokazuje to, jak wielkie pokłady wzajemnej niechęci i nieufności kryją się za pozornie zwartym murem antypisu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/409603-komu-wadzi-robert-biedron-newsweek-zirytowal-lewice