Przypadek Ewy Gawor, absolwentki Wyższej Szkoły Oficerskiej im. Feliksa Dzierżyńskiego w Legionowie (podporucznik w strukturach MSW), po raz kolejny dowodzi, że istnieje coś takiego jak resortowa wspólnota (ideowa, kulturowa, towarzyska, dotycząca wartości czy politycznych preferencji), obejmująca nie tylko ludzi MSW, UB, SB, WSI z czasów PRL, lecz także ich małżonków, dzieci i wnuków, a nawet kolegów
—pisze w tygodniku „Sieci” Stanisław Janecki.
Publicysta przypomina sprawę Ewy Gawor i zauważa, że w momencie, kiedy w mediach pojawiła się sprawa jej przeszłości wspólnota resortowa natychmiast zareagowała.
Zaczęto podkreślać jej fachowość w kwestiach bezpieczeństwa, jej pełne wtopienie się wIII RP i demokrację. Podobnie jak jej męża, również absolwenta szkoły im. Dzierżyńskiego, od 1991 r. szefa Biura Ochrony Rządu, który w krótkim czasie awansował z podchorążego na generała, głównie za sprawą Lecha Wałęsy. Resortowa wspólnota stanęła murem za Ewą Gawor (a przy okazji jej mężem), przyznając jej pełne prawo do piastowania kluczowego stanowiska w stołecznym ratuszu. Hymn pochwalny pod jej adresem wygłosił kandydat PO na prezydenta stolicy Rafał Trzaskowski
—czytamy.
Janecki pisze również o majątku wspólnoty resortowej.
Resortowa wspólnota bardzo rzadko odnosi się do niechlubnej przeszłości swoich starszych członków, a ich „zdobycze” w postaci pozycji społecznej, wpływów, znajomości, możliwości czy stanu posiadania są traktowane jako neutralne aktywa. Można z nich korzystać bez wątpliwości prawnych lub moralnych. Resortowa wspólnota za naturalnie jej należny uznaje konkretny majątek: domy, mieszkania, działki, dzieła sztuki czy wartościowe kolekcje. Nie wolno pytać o „resortowe” pochodzenie tego dorobku czy majątku. Tylko dociekliwi wiedzą, na jakiej zasadzie w domach i mieszkaniach aparatczyków PZPR czy funkcjonariuszy bezpieki lądowały dzieła sztuki (często z muzealnych zbiorów), zabytkowe meble, różne cenne precjoza. W wypadku resortowej wspólnoty ginie cały kontekst tego, jak starsi przedstawiciele doszli do swego dorobku życiowego, który młodsi dziedziczą
—wyjaśnia publicysta „Sieci”.
Stanisław Janecki przypomina również, że resortowa wspólnota „ulokowała swoich młodszych członków tam, gdzie mają duże możliwości oddziaływania na innych”. Tak karierę zrobili m.in. Monika Olejnik czy Andrzej Morozowski.
Przykładem niech będzie kariera Moniki Olejnik, od 1982 r. dziennikarki radiowej Trójki, a potem TVP, Radia Zet, TVN iT VN24. Gdy Monika Olejnik stawała się tą osobistością, którą jest obecnie, opinia publiczna nie wiedziała, że jest córką Tadeusza Olejnika. Jak można przeczytać w książce „Resortowe dzieci”, Tadeusz Olejnik był „funkcjonariuszem Wydziału XIII Biura »B« Ministerstwa Spraw Wewnętrznych
—pisze Janecki.
W Radiu Zet, a potem wTVN i TVN24 karierę zrobił Andrzej Morozowski, syn Mieczysława Morozowskiego, „przedwojennego komunisty, od 1947 r. związanego z Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego”
—czytamy.
Międzynarodową karierę medialną zrobił Michał Broniatowski, dziennikarz „Politico”, w przeszłości związany z agencjami ITN, Associated Press, Reuters, były członek Rady Dyrektorów ITI i Rady Nadzorczej Grupy Onet, wiceprezes największej prywatnej rosyjskiej agencji informacyjnej Interfax, współwłaściciel działającej na Ukrainie Espreso TV. To Broniatowski w grudniu 2016 r. stworzył „Małą instrukcję, co musi się stać, żeby [wPolsce] powstał Majdan”. Jego ojciec Mieczysław Broniatowski należał do Kominternu
—przypomina publicysta.
Na koniec Janecki zwraca uwagę na wspólne wartości jakie wyznaje resortowa wspólnota.
**Resortową wspólnotę łączy to, że będąc częścią „klasy panującej” III RP, mają bardzo podobne poglądy do swoich resortowych rodziców i dziadków (będących klasą panującą PRL), np. w kwestii polityki (także polityki historycznej), lustracji, dekomunizacji i dezubekizacji, stosunku do Kościoła, aborcji, związków homoseksualnych. Wyznają bardzo podobne wartości i tworzą wspólnotę wyjątkowo solidarną, świadczącą sobie przysługi. Znamienny przykład stanowi tu sędzia Igor Tuleya, który zasłynął z tego, że metody CBA nazwał „stalinowskimi”. Sędzia Tuleya jest synem Lucyny Tulei, która w latach 1960–1971 pracowała w Milicji Obywatelskiej, apotem do 1988 r. była funkcjonariuszką Służby Bezpieczeństwa – w Biurze „B” Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Do zadań tego pionu należała inwigilacja m.in. opozycji i dyplomatów
—kończy Janecki.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 20 sierpnia 2018, także w formie e-wydania.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej wPolsce.pl.
kk
-
TYLKO DLA PRENUMERATORÓW – MAMY 100 KSIĄŻEK W PREZENCIE!
Zapraszamy do skorzystania z nowej promocyjnej oferty rocznej prenumeraty pakietu: tygodnik „Sieci” i miesięcznik „Sieci Historii”.
Każdy, kto teraz wykupi prenumeratę, otrzyma GRATIS książkę Jacka i Michała Karnowskich „Pilnujmy Polski!”. Regulamin promocji dostępny jest TUTAJ!
W prenumeracie nawet do 40% taniej. Pospiesz się!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/409297-janecki-w-sieci-o-wspolnocie-resortowej