Bez codziennych wskazań i pouczeń „Gazety Wyborczej”, jak napisał swego czasu nieodżałowany Maciej Rybiński, „chodzilibyśmy jak po…ni”.
Problemem jest to, że z tymi pouczeniami też możemy „chodzić jak po…ni”, a wręcz jest to pewne. Dwa świeże przykłady: akty oświecenia, jakimi w organie wolności, postępu i demokracji raczyli nas ubogacić prof. Klaus Bachman, politolog z SWPS (to wprawdzie przedruk z wpisu profesora w innym miejscu, ale też znaczący i niejako programowy), oraz felietonista Wojciech Maziarski. Prof. Bachman postanowił wytłumaczyć tępym Polakom, dlaczego światły Federalny Trybunał Sprawiedliwości w Niemczech (Bundesgerichtshof) „obalił wyroki dwóch niższych instancji i zwolnił [telewizję] ZDF od obowiązku ponownych przeprosin za sformułowanie ‘polskie obozy zagłady’ zawarte w zapowiedzi programu Arte sprzed kilku lat”. Światły Maziarski wytłumaczył z kolei tępym tubylcom, dlaczego powinno się przeprosić Ludmiłę Kozłowska, szefową Fundacji „Otwarty Dialog”, którą Polska wpisała na listę osób niepożądanych w strefie Schengen.
Ten punkt widzenia podziela zapewne były szef MSZ Radosław Sikorski, który na Twitterze włączył się akcję, żeby Kozłowskiej przywrócić prawo wjazdu, za co zainteresowana wdzięcznie mu podziękowała. Dobrze, że korespondencyjnie, bo żona, Anne Applebaum, mogłaby się zaniepokoić.
W swoim akcie oświecenia ciemnych Polaków prof. Klaus Bachman napisał, iż Bundesgerichtshof (BGH) uznał, że „sformułowanie ‘polskie obozy zagłady’ jest sprzeczne z faktami i jako takie nie jest chronione przez konstytucyjną swobodę wypowiedzi”. I to „stanowi ugruntowaną linię orzecznictwa w Niemczech, która regularnie pojawia się w procesach przeciwko negacjonistom Holocaustu, którym sądy też odmawiają powołania się na swobodę wypowiedzi”. O ile w wypadku negacjonistów Holocaustu może tak być, o tyle z „polskimi obozami zagłady” „ugruntowana linia orzecznictwa” może być tak samo widoczna jak niewidzialne superbombowce Milo Minderbindera z powieści Josepha Hellera „Ostatni rozdział”. Jak oświeca Klaus Bachman, „ZDF już przeprosił za to sformułowanie [‘polskie obozy zagłady’], zamieścił sprostowanie i natychmiast skorygował tekst zapowiedzi programu”. A to ponoć oznacza, że „zamiarem ZDF nie było ani ‘zafałszowanie historii’, ani sugerowanie, jakoby to Polacy byli odpowiedzialni za tworzenie i utrzymanie tych obozów”. Co było zamiarem ZDF, wiedzą pewnie tylko ZDF i Klaus Bachman. Faktem jest, że z jakichś powodów sformułowanie padło i poszło w świat, a przeprosiny mało kto zauważył. Czyli w sumie się opłacało.
Skarżący ZDF sędziwy więzień KL Auschwitz Karol Tendera domagał się przeprosin, które zadowoliłyby takich jak on, a nie były zwykłym „odfajkowaniem” sprawy. Ale ponoć to wymaganie, jak nas oświeca prof. Bachman, zmuszałoby ZDF „do przyjmowania oceny powoda”, co „naruszyłaby porządek publiczny (ordre publique) w Niemczech i konstytucyjną zasadę ‘negatywnej swobody wypowiedzi’”. Innymi słowy, powód chciał podobno, „aby ZDF przyznał się do zafałszowania historii i do chęci obarczenia Polaków odpowiedzialnością za obozy zagłady”.
A przecież stacja, która wyprodukowała i wypromowała w ponad stu państwach miniserial „Nasze matki, nasi ojcowie” w życiu by niczego nie zafałszowała, a wspomniany film jest tego koronnym dowodem.
Stąd powód głęboko niesłusznie i bezpodstawnie „próbował zmusić ZDF do przyznania się, że stacja chciała obarczyć Polaków odpowiedzialnością za obozy zagłady”. A stacja jest wszak niewinna jak dziewicza dziewica i niczego takiego nie chciała.
Najlepsze jest na końcu. Oto prof. Klaus Bachman oświeca nas, że „gdyby zaś faktycznie miał taki zamiar, jaki przypisał mu powód, to podlegałby niemieckim przypisom karnym zakazującym negowania Holocaustu”. A wtedy „nie trzeba go karać w Polsce”, gdyż „sam niemiecki wymiar sprawiedliwości może go ukarać”.
Już widzę te niemieckie sądy, które karzą same z siebie za używanie określenia „polskie obozy zagłady”. I już widzę te wszystkie dowody na umyślność, a nie przypadkowość użycia tego określenia.
Prof. Klaus Bachman najwyraźniej próbował nas ubawić w sprawie, która jest śmiertelnie niezabawna. Jeśli pokłada taką wiarę w niemieckie sądy, to poproszę o listę wyroków, w których jakikolwiek niemiecki sąd ukarał kogokolwiek za celowe użycie określenia „polskie obozy zagłady”. Założę się, że nigdy nie zdarzyło się takie celowe użycie (a przynajmniej tego nie udowodniono), więc i nikogo nie ukarano. A to oznacza, że prof. Bachman raczy nas wszystkich uważać za kompletnych idiotów.
Za idiotów uważa też zapewne swoich czytelników felietonista „GW” Wojciech Maziarski. Napisał on był, że „wydalenie z Polski (a tym samym z UE) Ludmiły Kozłowskiej, szefowej fundacji Otwarty Dialog i żony obywatela Polski, jest drastycznym złamaniem reguł państwa prawa i powrotem do standardów z czasów komuny”. A w związku z tym Maziarski ma nadzieję, że „szef ABW, który tę decyzję firmował, podpisując odpowiedni dokument, po odsunięciu PiS od władzy zostanie z tego rozliczony. Osobiście mu obiecuję, że będę się domagać postawienia go za to przed sądem”.
Jak sądzę, Maziarski nie ma bladego pojęcia, kim właściwie jest Ludmiła Kozłowska i co robi poza tym, co chce, żeby było widoczne.
Po prostu się nadyma, a fakty nie mają żadnego znaczenia. Nie zdziwiłbym się więc, gdyby Maziarski obiecał postawienie przed sądem każdego, kto w przyszłości przyczyni się do wydalenia z Polski szpiega Rosji posługującego się dyplomatycznym immunitetem, a zatem takiego, któremu nic nie można zrobić. I nie podaje się uzasadnienia decyzji o wydaleniu. Maziarski może do woli wierzyć w bajeczki o wrażliwej działaczce wolnościowej i demokratycznej, choć jest już w takim wieku, że powinien być rozsądniejszy. Jednak nie jest, dlatego uważa, iż „Ludmile Kozłowskiej my, obywatele Polski, winni jesteśmy przeprosiny, nawet jeśli nie ponosimy bezpośredniej odpowiedzialności za działania autorytarnych władz RP”.
Wojciech Maziarski może przepraszać kogo chce, podobnie jak może być naiwny bądź cyniczny do granic możliwości. Mógłby tylko swoich czytelników traktować z odrobiną szacunku i powagi, a nie jak skrajnych jełopów, którzy niczego nie rozumieją.
Podobnie jest z prof. Klausem Bachmanem, który jednak stara się zachować pozory racjonalnej argumentacji, choć ma problem z logiką i logicznym wynikaniem. Klausa Bachmana można wszak zrozumieć, bo jest Niemcem i interes jego ojczyzny ma dla niego pierwszorzędne znaczenie. W wypadku Wojciecha Maziarskiego nie podejmuję się zgadywania, czyje interesy mają dla niego znaczenie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/409030-bachman-i-maziarski-podjeli-trud-oswiecenia-tubylczej-tepoty