Wojciech Czuchnowski, na łamach „Gazety Wyborczej”, postanowił wrócić do sprawy afery podsłuchowej, która – jak stwierdził - „zmiotła rząd PO-PSL”. Dlaczego ten temat? Otóż dzieli się on rewelacjami, że za aferą podsłuchową rzekomo mieli stać ludzie służb specjalnych, związanych z Prawem i Sprawiedliwością, a Marek Falenta miał zgłosić się do partii na pół roku przed publikacją nagrań.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Rządy PO-PSL w pigułce. Przypominamy taśmy z „Amber Room” i rozmowę szefa NIK z Kulczykiem o prywatyzacji spółki Ciech
Co więcej, Czuchnowski zapewnia, że informacje ma potwierdzoną przez bezpośredniego świadka i przez drugie, niezależne źródło.
Informator „Wyborczej” stwierdził, że Falenta jesienią 3013 roku zgłosił się do skarbnika PiS Stanisława Kostrzewskiego, który przekazał informację do kierownictwa, a te postanowiło „sprawdzić Falentę”.
Według naszego informatora, głównym wykonawcą tego zadania był Ernest Bejda, dzisiaj szef CBA (…). Bejda wiele razy nieformalnie spotykał się z funkcjonariuszami CBA z delegatury we Wrocławiu. Mieli ujawnić mu, że Falenta jest agentem tej służby i że przekazuje im wiedzę na temat „korupcji władzy”, a informacje pochodzą z nagrań
– pisze Czuchnowski.
Przypomnijmy, że nagrania zostały opublikowane w tygodniku „Wprost”. Jak pisze Czuchnowski, nie mogły być to pisma „kojarzone z PiS”, bowiem publikacja nie przyniosłaby takiego efektu. Potem aferę miał przejąć tygodnik „Do Rzeczy”.
Wygranie wyborów przez PiS było najważniejszym celem dysponentów nagrań
– stwierdza Czuchnowski.
Co ciekawe, sam pisze, że do dziś nie udało się udowodnić związków afery z Prawem i Sprawiedliwością i ludźmi Kamińskiego. Jaki więc cel przyświecał mu w pisaniu tego artykułu? Odpowiedź jest oczywista.
Swoje przysłowiowe trzy grosze do tematu wtrącił również Roman Imielski, który twierdzi – również na łamach „Wyborczej”, że politycy PiS wiedzieli, że istnieją nielegalne nagrania i zaplanowali, jak wykorzystać je do kompromitacji PO i PSL.
Oznacza to, że opozycyjna partia zaangażowała się w działania przeciwko legalnemu rządowi
– dramatyzuje Imielski.
Dziwnym zbiegiem okoliczności obecna opozycja od trzech lat walczy z legalnie wybranym rządem, ale to przecież tak nieistotny szczegół, na który pracownicy „Gazety Wyborczej” nie zwracają uwagi.
Jarosław Kaczyński i jego akolici uwielbiają snuć spiskowe teorie
– pisze Imielski, zapominając, że to zupełnie tak, jak „Wyborcza”, która do snucia teorii spiskowych jest pierwsza.
Po standardowych wywodach o tym, że to PiS mówi ciągle o groźnej opozycji, NGO-sach opłacanych przez Sorosa i „sączy propagandę”, Imielski dodaje, że PiS „wykorzystał układnego biznesmena”, służby specjalne i dziennikarzy, którzy całej aferze zawdzięczają swoje stanowiska.
W kontekście tej tajnej operacji podsłuchowej jest jeszcze jeden trop – rosyjski. (…) Dziś można powiedzieć, że Rosjanie to kolejny wygrany z powodu upadku rządu PO-PSL.(…) W słowniku PiS jest na to wszystko doskonałe określenie – oto, proszę państwa prawdziwy „pucz”
– kpi Imielski.
wkt/”Gazeta Wyborcza”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/408702-wyborcza-odgrzewa-afere-podsluchowa