Obchodząc kolejną rocznicę bitwy warszawskiej 1920 roku, warto pamiętać, że była ona kulminacyjnym punktem wojny, w której przeciwko bolszewikom występowali nie tylko Polacy, ale także nasi wschodni antykomunistyczni sojusznicy.
Były wśród nich: Armia Czynna Ukraińskiej Republiki Ludowej pod wodzą atamana Semena Petlury, oddziały Białoruskiej Armii Narodowej pod komendą generała Stanisława Bułak-Bałachowicza, żołnierze 3. Armii Rosyjskiej w Polsce oraz kozackie oddziały kawalerii. Ich liczebność – w porównaniu z wojskami Rzeczypospolitej – nie była imponująca, ale można w czasie kampanii wojennej wskazać momenty, gdy ich bitność przeważyła o naszym zwycięstwie.
Takim wydarzeniem była z pewnością obrona Zamościa, którą dowodził ukraiński pułkownik Marko Bezruczko na czele 6. Dywizji Strzelców ramię w ramię z polskimi żołnierzami 31. Pułku Strzelców Kaniowskich pod komendą kapitana Mikołaja Bołtucia. Zdołali oni wspólnie odeprzeć od miasta 1. Armię Konną Siemiona Budionnego.
Dzięki obrońcom Zamościa udało się związać duże siły Konarmii, która przez to nie mogła ruszyć na odsiecz cofającemu się spod Warszawy Tuchaczewskiemu, a także umożliwiono oddziałom generała Hallera wejście na tyły wroga i wzięcie ich w kleszcze. Operacja wojskowa zakończyła się bitwą pod Komarowem (największą bitwą kawaleryjską od 1813 roku), w której Polacy zdruzgotali Armię Czerwoną. W starciu tym uczestniczył również Marko Bezruczko, który wkrótce potem został awansowany do stopnia generała.
Bezruczko dalej walczył w kampanii przeciw bolszewikom, zajmując wiele miejscowości na Podolu. Po zakończeniu wojny został internowany na terenie Polski, by później pozostać na emigracji w Rzeczypospolitej. Zamieszkał w Warszawie, gdzie był przewodniczącym Ukraińskiego Towarzystwa Wojskowo-Historycznego. Pracował też w polskim Wojskowym Instytucie Kartograficznym. Pełnił funkcje ministerialne w rządzie Ukraińskiej Republiki Ludowej na wychodźstwie. Nie popierał ani nacjonalistycznej orientacji swych rodaków, ani współpracy z Trzecią Rzeszą. Zmarł w Warszawie 10 lutego 1944 roku. Leży pochowany na cmentarzu prawosławnym na Woli, obok swego przyjaciela, zmarłego sześć lat wcześniej generała Wsewołoda Zmijenki, który był jego zastępcą podczas obrony Zamościa.
Stawką w wojnie polsko-bolszewickiej było bezpieczeństwo wschodnich granic Rzeczypospolitej, a tak naprawdę kwestia obrony niepodległości naszego kraju przed imperialnymi zakusami Moskwy. Józef Piłsudski uważał, że najlepszym zabezpieczeniem polskiej państwowości z tamtej strony będzie istnienie niepodległych państw: Ukrainy, Białorusi i Litwy. Chodziło o odsunięcie jak najdalej na wschód zagrożenia ze strony Rosji. Historia przyznała mu rację: bez owych krajów buforowych, oddzielających Polskę od Związku Sowieckiego, powstała inna, znacznie bardziej niekorzystna dla nas konfiguracja międzynarodowa, zaś niebezpieczeństwo ze wschodu przesunęło się bezpośrednio do granic Rzeczypospolitej.
Warto o tej lekcji historycznej pamiętać i dziś, przypominając zarazem takie postaci naszych sojuszników, jak Petlura, Bezruczko czy Zmijenko.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/408027-grzegorz-gorny-o-wojnie-polsko-bolszewickiej