Jak bardzo europejskie, otwarte, postępowe i broniące konstytucji kręgi są zaściankowe i zakompleksione, jak bardzo tkwią w PRL?
14 lipca, w rocznicę zdobycia Bastylii w 1789 r., jak co roku, na Polach Elizejskich w Paryżu odbywa się wielka defilada wojskowa. Defilada stała się nieodłącznym elementem najważniejszego święta Francuzów. Jak co roku oglądają ją dziesiątki tysięcy osób, w tym wielu turystów. Wszyscy są zachwyceni i nie wyobrażają sobie 14 lipca w stolicy Francji bez wojskowej defilady. Taki mniej więcej komunikat co roku pojawia się w mediach całego świata, a we francuskich ze szczegółami. Nie ma jojczenia, uszczypliwości, narzekania, że wojsko niszczy ulice, a samoloty zatruwają powietrze i zagrażają paryżanom. Nie ma też oskarżeń o to, że armia się popisuje i nadyma. Nie ma porównań do dyktatur uwielbiających wojskowe parady, ze szczególnym wskazaniem na Rosję Putina i Koreę Północną Kim Dzong Una. To wszystko jest natomiast w Polsce, i to w związku z defiladą mającą upamiętniać setną rocznicę odzyskania niepodległości, czyli wyjątkową i niepowtarzalną, a nie rutynową.
Najgłupszy jest zarzut blokowania wielkiej miejskiej arterii – Wisłostrady. Pola Elizejskie, ważniejsze komunikacyjnie dla Paryża niż Wisłostrada dla Warszawy można blokować do woli, bo przecież każdy wie, że w narodowe święto całkiem drugoplanowa jest ich komunikacyjna funkcja. Defilada na Polach Elizejskich wygląda najokazalej, dlatego tam się odbywa. A okazale ma być obowiązkowo, skoro to narodowe święto. I wszyscy są z tego dumni. W Warszawie ma to być straszne, bo przecież w wyjątkowy dzień świąteczny każdy myśli tylko o tym, żeby się przejechać Wisłostradą. Nawet bez celu, a szczególnie bez celu. Można na osiem i pół miesiąca (w 2015 r.) wyłączyć z ruchu bardzo ważny dla Warszawy Most Łazienkowski, a tym samym Trasę Łazienkowską w jej podstawowej funkcji łączenia lewo- i prawobrzeżnej Warszawy, ale nie można na krótko Wisłostrady. W dodatku Łazienkowski wyłączono wskutek skrajnego niedbalstwa, pozwalając, by gromadziły się pod nim łatwopalne śmieci, co w końcu doprowadziło do pożaru. Już nawet nie warto wspominać zamykania ważnych szlaków dla imprez biegaczy, rowerzystów, rolkarzy, manifestantów czy paradujących. Zamykania z powodu zalania, awarii, niekończących się remontów czy źle zaplanowanych prac modernizacyjnych. To nie przeszkadza. Ale przeszkadza wyłączenie na krótko jednej arterii z powodu wyjątkowego wydarzenia historycznego.
Równie głupi jest zarzut niszczenia ulic. Jeśli Wisłostrada ma być zniszczona kilkukrotnym (łącznie z ćwiczeniami) przejazdem wojskowych pojazdów, to znaczy, że jest jedną wielką fuszerką budowlaną. Powinna bez problemów wytrzymywać nie tylko kilka, ale kilkaset takich przejazdów. Jeśliby nie wytrzymała, to znaczy , że ktoś tolerował nędzne wykonanie, czyli najpewniej brał łapówki, bo to one zwykle tłumaczą fuszerki. Chyba że ktoś się obawia takiego testu nawierzchni Wisłostrady, żeby na jaw nie wyszła fuszerka, a więc i możliwość skorumpowania ludzi odbierających tę inwestycję, a wcześniej zatwierdzających jej plany. Ale to nie ma nic wspólnego z niszczeniem ulic, a ma wiele z korupcją.
Kolejny głupkowaty zarzut to nazywanie defilady 15 sierpnia „pokazuchą”. Armia ma być na co dzień nędznie wyposażona, zakupy nowego i nowoczesnego sprzętu mają leżeć i kwiczeć, więc defilada ma to przykryć, czyli ma być rodzajem potiomkinowskiego przedsięwzięcia. Tyle tylko, że defilada 15 sierpnia nie jest żadną pokazuchą. Podobnie jak defilady na Polach Elizejskich. Pokazówki to urządzają Władimir Putin, Kim Dzong Un czy urządzał wenezuelski prezydent Hugo Chavez. Demokratyczne państwa tego nie potrzebują, bo nie chwalą się istniejącym czy wydumanym (atrapy) arsenałem. Defilada przedstawia armię jako ważną część państwa, jako siłę integrującą społeczeństwo i mu służącą, jako element tożsamości narodowej, jako rezerwuar ważnych dla Polaków tradycji i wartości. To ci, którzy taki zarzut formułują, oczekują od wojskowych defilad, by były pokazuchami, bo dla nich nie liczą się tradycje, wartości i funkcje, jakie armia pełni w państwie i społeczeństwie. Patrzą wyłącznie na stronę sprzętową, która w defiladach w państwach demokratycznych wcale nie jest najważniejsza. Popisywanie się na ulicach stolicy nie miałoby najmniejszego sensu. Armia popisuje się na poligonach, manewrach i w misjach, a nie na Wisłostradzie.
Głupi i bezsensowny jest zarzut o militarystyczne ciągoty rządzących, którzy chcieliby mieć wojskową dyktaturę a przynajmniej stan wojenny, żeby osiągać polityczne cele i pacyfikować społeczeństwo. Takie ciągoty to miał „demokrata” i „współtwórca III RP”, „człowiek honoru” Wojciech Jaruzelski. Wychwalany przez tych, którzy obecnej władzy zarzucają militarystyczne zainteresowania. Przez takie zarzuty wyraźnie przemawia fascynacja „puczem” Jaruzelskiego z 13 grudnia 1981 r. A jeśli ktoś się tym fascynuje, to pewnie ma gdzieś w odwodzie „brudne myśli” w sprawie „powtórki z rozrywki”. Ponurej rozrywki. Dla obecnie rządzących Jaruzelski nie jest żadnym wzorem, a tym bardziej bohaterem, wystarczy sprawdzić, kto próbował go politycznie reanimować, kto był na jego pogrzebie 30 maja 2014 r. (wymienię tylko Lecha Wałęsę, Aleksandra Kwaśniewskiego, Bronisława Komorowskiego, Leszka Millera, Tomasza Siemoniaka, Stanisława Kozieja, Andrzeja Wielowieyskiego, Adama Michnika i Daniela Olbrychskiego).
Zamiast się cieszyć z uroczystego, także w postaci wielkiej wojskowej defilady, upamiętnienia setnej rocznicy odzyskania niepodległości oraz z okazji Święta Wojska Polskiego różne wpływowe środowiska wymyślają głupie i głupsze powody jeśli nie bojkotowania, to obrzydzania uroczystości. W Paryżu nikomu by to nie przyszło do głowy, w Warszawie przychodzi. I to kolejny dowód na to, jak bardzo europejskie, otwarte, postępowe i broniące konstytucji kręgi są zaściankowe i zakompleksione, jak bardzo tkwią w PRL, jak bardzo nie potrafią się uwolnić od piętna potiomkinowskiej rzeczywistości minionych czasów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/407981-chwalili-jaruzelskiego-obrzydzaja-i-deprecjonuja-defilade