Wiele już książek napisano o Jerzym Giedroyciu, wiele wydano tomów korespondencji Redaktora i jego najbliższych współpracowników z autorami „Kultury”, wiele jeszcze pojawi się prac o tym, jak chce wielu, najważniejszym polskim czasopiśmie XX wieku. Ale wsparty wyborem listów szkic Sławomira M. Nowinowskiego wyróżnia się na tym tle nie tylko chłodną elegancją frazy, w niejednym nie ustępującej Hostowcowi, lecz i ambicją, by opisać Giedroycia w chwili najważniejszego wyboru, na rozdrożu.
Rysunek Jerzego Czapskiego reprodukowany na okładce wiernie ukazuje profil czterdziestoletniego podporucznika czasu wojny, wolno jednak pomarzyć o tym, jak wyglądałby portret Giedroycia pędzla Jacka Malczewskiego czy któregoś z jego akolitów. Wyobrażam sobie taki portret „historyczny” z morzem ruin w tle, jak na słynnym zdjęciu przedstawiającym powojenną panoramę Warszawy; kto wie, uzupełniony może o „narodowy kaduceusz”, obłomki Koloseum, furażerkę Pierwszego Korpusu.
Nowinowski celnie uzupełnia garść znanych zwykle faktów z prehistorii „Kultury” – decyzja o zakupie drukarni we Włoszech, poparcie Andersa jeżdżące na pstrym koniu, Zofia Hertz i Czapski jako partnerzy w „triumwiracie”. Jako historyk przypomina dwie na pozór sprzeczne prawdy o powojennych miesiącach i ich postrzeganiu przez Polaków: poczucie klęski, poniżającej przegranej, jakiej doświadczyła w rezultacie wojny Polska, jej ostatecznego upadku i zapaści cywilizacyjnej było dojmujące, stanowiło punkt wyjścia – a zarazem współistniało z niesłychaną płynnością sytuacji.
Wielu sądziło, że wszystko jeszcze jest możliwe, od wybuchu trzeciej wojny po uczciwe wybory, a bodaj rewindykację granicy na rzecz Polski w okolicach Cieszyna i Lwowa; krajowi komuniści, niepewnie trzymający się na moskiewskich bagnetach, szukali za wszelką cenę sojuszników i szli na odważne kompromisy. Było tak (czy raczej, jak niedługo miało się okazać, wydawało się), jakby po doświadczeniu tragedii narodu dano Polakom jeszcze jedną szansę: dwuznaczną, jak zawsze w przypadku tych, którzy przeżyli i oglądają się na rumowisko, ale kuszącą. Sporo z tej atmosfery rezygnacji współistniejącej z nadzieją przekazała niedawno nieraz już przywoływana przeze mnie powieść „Zgliszcza”: na poziomie monografii historycznej łatwiej pokazać ten klimat, ukazując Polaków miotających się po Europie, emisariuszy przeciskających się jeszcze pod jeszcze niezapadłą żelazną kurtyną.
Do tego dochodzi charakter Jerzego Giedroycia, u którego dyplomatyczna układność, zdolność do budowania sojuszy bez szlagońskiego zacietrzewienia współistniała z „nieprzysiadalnością” na granicy arogancji, a bezkompromisowość – z wiernością prywatnym przyjaźniom. Dopiero pamiętając zarówno o zawieszeniu między klęską a nadzieją, jak o przedwojennych dokonaniach twórcy „Buntu Młodych” warto czytać starannie wybrane przez Nowinowskiego listy. Giedroyć potrafi w nich proponować „porozumienie ponad podziałami”, zawiązywanie nieledwie quasi-masonerii Aleksandrowi Bocheńskiemu, jednemu z pierwszych rzeczników „realizmu” w podejściu do sytuacji pojałtańskiej, dzieląc zarazem z Józefem Czapskim i Jerzym Stempowskim ich poczucie, że Europa doświadczyła apokalipsy. Między Bocheńskim a Czapskim, z notesem w ręku, miarką wina, ceglanym miałem Warszawy i Rzymu w ustach: „Giedroyć 1946” to figura szczególnej, polskiej odmiany samotności.
Więcej o monografii Giedroycia (Sławomir M. Nowinowski, „Jerzy Giedroyć w 1946 roku” (wydawnictwo słowo/obraz terytoria, 2018) oraz o książce Pierre Minois („Historia samotności i samotników”, tłum. Wanda Klenczon, Wydawnictwo Aletheia, 2018) – w najnowszym wydaniu tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/407867-portret-giedroycia-z-polowy-xx-wieku