Właściwie powinno się wrażliwego Michasia przeprosić. A już w żadnym wypadku nie wolno wymagać od niego odpowiedzialności za czyny.
Zawiadowcy ulicznych zadym, często przeradzających się ostatnio w ataki na policjantów, mogliby przygotować katalog takich opowieści, jaką zaprezentował Michał Modlinger. A może już taki mają, tylko dobrze go strzegą, ujawniając potrzebującym. Młody człowiek, który całej Polsce zaprezentował się jako jeden z najbardziej agresywnych demonstrantów, bez oporów i bez cienia refleksji atakujący spokojnie zachowujących się funkcjonariuszy, opowiada teraz rzewne historyjki rodem z seriali (może nawet tych, przy których pracował jako operator). Cel jest oczywisty – zatarcie wrażenia, że to demonstranci byli stroną atakującą, a wręcz kipiącą agresją. Bo przecież muszą być ofiarami brutalnej policji, a to się zupełnie nie komponuje na nagraniach, które każdy może obejrzeć i ocenić. I nie pasuje do politycznych celów ulicznych zadym oraz do obrazu sprzedawanego za granicę. Wypadło fatalnie, więc teraz trzeba wciskać rzewny kit. Oczywiście na łamach „Gazety Wyborczej”, występującej we wszelkich możliwych rolach w kontekście opozycji, ulicy i zagranicy.
Michał Modlinger tworzy scenariusz melodramatycznej telenoweli, bo „sprawa się rypła” i trzeba było jakąś opowiastkę ułożyć, aby rewolucja nie ucierpiała. Może ktoś w ten melodramatyczny kit uwierzy, więc są także didaskalia. Zatem miły na co dzień, normalny młody człowiek, studiujący w szkole filmowej „był na kolacji z ciotką”. Potem „odpalił internet, żeby zobaczyć, co się dzieje”. A gdy zobaczył, „pojechał na Krakowskie Przedmieście”. Trwała „akcja sprejowania po chodniku”, „policja zatrzymała kilka osób”, „zaprowadzono je pod ścianę przy kinie Kultura”. To ważny element, bo „pod ścianę” ma się kojarzyć z egzekucją i tłumaczyć dalsze działania miłego i kulturalnego Michasia. „Demonstranci wołali o pomoc”, zaś „jedna z zatrzymanych osób odwróciła się i rozpoznał, że to nauczyciel z jego liceum”, więc musiał pomóc – jak na wrażliwego Michasia przystało. Zatrzymany nauczyciel „zadziałał na emocje” i zmotywował do przedarcia się na pierwszą linię. Wrażliwy Michaś nie mógł być przecież tchórzem. A wtedy. „jeden z policjantów powiedział: ‘Wyp…j’”. Oczywiście na żadnym nagraniu nie ma nawet cienia dowodu, że którykolwiek policjant odezwał się w jakikolwiek sposób do wrażliwego Michasia z filmówki. Ale on usłyszał, więc nawet, gdy nie „był wodzirejem”, zadziałała „energia tłumu”.
Opowieść wrażliwego Michasia z filmówki musi mieć dramaturgiczny kontrapunkt, więc go ma. Jest on „niemalże pewny, że ten film [na którym atakuje policjantów] nagrano chwilę po tym, jak policja użyła gazu”. I znowu wszystko wskazuje na to, że rzecz działa się wcześniej. Gaz jako rekwizyt był potrzebny akurat w tym momencie. Przecież wrażliwy Michaś nie mógłby się wzburzyć tak sam z siebie, a nawet przyjść nabuzowany. Jakim cudem, skoro był z ciotką na kolacji? Tym bardziej że „nie widział, by ktokolwiek z tłumu używał przemocy wobec policjantów”. Wrażliwy Michaś „zobaczył chmurę, zamknął oczy”, „poczuł mocne pieczenie w przełyku”, „skóra go piekła”. A to „sprawiło, że był jeszcze bardziej zdenerwowany”. W dodatku „wszyscy, którzy go znają, wiedzą, że jest ekspresyjny”, że „nie potrafi ukrywać emocji”. Ale przecież jego „zachowanie nie miało na celu skrzywdzenia kogokolwiek, naruszenia nietykalności policjantów i przeszkadzania im w działaniu”. No skąd! Z nerwów „dotknął ręką policjanta”, ale „było to przypadkowe” Tak się może zdarzyć, gdy się „skacze, macha rękami”, ale „nie miało to na celu zrobienia komuś krzywdy”.
Wrażliwy Michaś „studiuje w szkole filmowej, jest operatorem”, więc wie, „jak działa kamera”. A działa tak, że Michaś „wygląda jak pacan, który bez sensu drze ryja w stronę policjantów”. Dlatego „już po wszystkim pomyślał o sobie: co za idiota - dał się wykorzystać”. Jak, komu, dlaczego dał się wykorzystać? Temu, kto nagrywał atak na policjantów? A gdyby nikt nie nagrywał, nie byłoby problemu? Michaś byłby zapewne bohaterem. I pewnie sadził, że nim jest. Ale dwa dni później zobaczył film z sobą w głównej roli, zauważył, „co się dzieje z tym filmem”, więc „skontaktował się z adwokatem”. No, ale „był weekend”, więc adwokat „poradził, żeby poczekać do poniedziałku”. Nie jest winą Michasia, że w czasie, gdy był weekend „pomylono go z ukraińskim studentem Wiaczesławem”. Wrażliwy Michaś „wiedział, że musi to wyjaśnić jak najszybciej”, bo przecież „było mu bardzo głupio, że opluwany jest człowiek, który nie ma z tym nic wspólnego”. Ale przez weekend i nieobecność w Warszawie nie dało się „odpluć” Wiaczesława, mimo szczerych chęci, a nie zwykłego tchórzostwa i liczenia na to, że może się uda. Nic z tych rzeczy. Teraz można spokojnie otrzeć łzy wzruszenia i przejść do dalszej części opowieści, tym razem dramatycznej. Jak to w filmie.
W części dramatycznej wrażliwy Michaś Modlinger dowiedział się, że „policja zaczęła go szukać”. Dlatego już „następnego dnia był w komisariacie”. I już sobie uświadomił, że „niepotrzebnie jego energia była skierowana na konkretnych policjantów”. Tego „żałuje”, ale „samej manifestacji wobec nieodpowiedniego zachowania policji – nie”. No, skąd. Michasia poniosło w słusznej sprawie, ale nie miał złych zamiarów. I wie, „co to ZOMO”. Wie, że „gdyby tak skakał i krzyczał na policjantów za komuny, byłby spałowany albo – kto wie – skończyłby jak Grzegorz Przemyk”. Ale „skandowanie ‘ZOMO’” to przecież była tylko „parabola”. Filmowiec tak ma, że z parabolami obcuje na co dzień. I w pełni świadomie, bo przecież „był zupełnie trzeźwy”. I niewinny, a „ludzie na Twitterze zaczęli pisać rzeczy straszne, odnoszące się do jego żydowskiego pochodzenia”, że jest „lewacka świnia, potomek ubeków”. Mało tego, „grożono mu śmiercią i pobiciem”. Czyli to wrażliwy Michaś jest ofiarą, a nie agresorem. Właściwie powinno się więc wrażliwego Michasia przeprosić. A już w żadnym wypadku wymagać od niego odwagi cywilnej czy odpowiedzialności za czyny. To niepotrzebne, gdyż Michaś nic złego nie zrobił. Cóż na to poradzi, że jest wrażliwy, czuły na konstytucję i broni demokracji? Nawet wciskając rzewny kit. W dobrej sprawie można wszystko.
-
TYLKO DLA PRENUMERATORÓW – MAMY 100 KSIĄŻEK W PREZENCIE!
Zapraszamy do skorzystania z nowej promocyjnej oferty rocznej prenumeraty pakietu: tygodnik „Sieci” i miesięcznik „Sieci Historii”.
Każdy, kto teraz wykupi prenumeratę, otrzyma GRATIS książkę Jacka i Michała Karnowskich „Pilnujmy Polski!”. Regulamin promocji dostępny jest TUTAJ!
W prenumeracie nawet do 40% taniej. Pospiesz się!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/407732-kupmy-popcorn-i-wczujmy-w-historie-wrazliwego-modlingera