Nie można więc wykluczyć sytuacji, w której najbardziej antypisowski elektorat mógłby się na poziomie niskiej frekwencji zsumować. Elektorat PO, Nowoczesnej i SLD przy niskiej frekwencji mógłby zdobyć większą pulę głosów niż PiS. Pod tym względem weto prezydenta miałoby pewien sens również dla PiS
— mówi portalowi wPolityce.pl prof. Rafał Chwedoruk, politolog.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Minister Mucha: Prezydent Andrzej Duda skłania się do zawetowania zmian w ordynacji do PE
wPolityce.pl: Panie profesorze przyjmijmy, że ordynacja do Parlamentu Europejskiego zostanie przyjęta w obecnym kształcie. Niektóre symulacje wskazują, że zjednoczona opozycja może w niej zdobyć więcej mandatów niż PiS. Co pan sądzi o takim scenariuszu?**
Prof. Rafał Chwedoruk: Nie można wykluczać takiej możliwości. Wybory do Parlamentu Europejskiego rządzą się swoją specyfiką. Dzieje się tak nie tylko w Polsce. Przez długi czas byliśmy bliscy europejskich negatywnych rekordów jeżeli chodzi o niską frekwencję wyborczą. Niegdyś tylko Słowacy byli gorsi od nas.
Także tematyka tych wyborów powoduje, że w naturalny sposób łatwiej się zmobilizować elektoratowi liberalnemu oraz elektoratowi mniejszych ugrupowań. Wybory europejskie były niegdyś festiwalem sukcesów np. Ligi Polskich Rodzin czy SDPL. Nie można więc wykluczyć sytuacji, w której najbardziej antypisowski elektorat mógłby się na poziomie niskiej frekwencji zsumować. Elektorat PO, Nowoczesnej i SLD przy niskiej frekwencji mógłby zdobyć większą pulę głosów niż PiS. Pod tym względem weto prezydenta miałoby pewien sens również dla PiS.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że powstanie takiej wielkiej koalicji wymuszonej przez ordynację jeszcze bardziej przysłużyłoby się wysublimowaniu dyskusji o polityce w Polsce. Taka koalicja siłą rzeczy musiałaby być niemal zupełnie bezprogramowa. Nawet jeżeli byśmy spojrzeli na główne podmioty potencjalnych uczestniczących w niej to PO i PSL są związane z międzynarodówką konserwatywną, Nowoczesna ze środowiskami liberałów spod znaku Verhosftadta, czyli dawną międzynarodówkę liberalną. Mamy jeszcze SLD związane z Partią Europejskich Socjalistów.
Siłą rzeczy politycy, którzy uzyskaliby mandaty z takiej listy zasiadaliby w Parlamencie Europejskim w różnych frakcjach.
Tak. Zresztą w politycznym wymiarze takie wielkie koalicje wyborcze nie zawsze kończyły się dobrze dla ich autorów i uczestników. Najlepszym tego przykładem była niegdyś Słowacja, gdzie klęska wielkiej koalicji oznaczała dekonstrukcję uczestniczących w niej partii. Niektóre przepadły już na zawsze. Krótkoterminowo nie można by wykluczyć sukcesu takiego ugrupowania. To z kolei dawałoby efekt w kontekście najważniejszej nadchodzącej kampanii wyborczej w polskiej polityce, czyli kampanii sejmowej.
Czysto funkcjonalnie nowa ordynacja rzeczywiście leczy słabości poprzedniej też pełnej absurdów i też rzadko spotykanej w Europie. Natomiast zastępuje to innymi niedogodnościami i dziwactwami w postaci faktycznego progu wyborczego.
Czy ewentualne zwycięstwo zjednoczonego bloku opozycji w wyborach do Parlamentu Europejskiego mogłoby się później przełożyć na zwycięstwo opozycji w wyborach parlamentarnych w 2019 r.?
To już byłaby zbyt daleko idąca spekulacja, ponieważ znikną niektóre specyficzne okoliczności związane z eurowyborami. Niewątpliwie atutem takiej koalicji byłby psychologiczny przełom, że można pokonać PiS. Tak jak niegdyś kiedy PiS wdrapywał się mozolnie polskiej polityki to drobne zwycięstwa w wyborach uzupełniających, np. do Senatu w okręgu rybnickim czy w wyborach prezydenckich w Elblągu między dużymi wyborami stanowiły element przełamywania świadomości społecznej. Pojawienie się przy urnach innych niż bardzo zdeklarowani wyborcy niekoniecznie musiałoby przynieść prosty efekt.
Bardzo trudno byłoby takiej koalicji pogodzić interesy i poglądy różnych grup społecznych oraz poszczególnych partii. Nie tylko w sprawie podziałów mandatów na listach wyborczych.
Oczywiście. Centrolew w przedwojennej Polsce jest przykładem absolutnego fiaska szerokiej koalicji politycznej. Wtedy tak naprawdę masowo do urn udali się tylko wyborcy PSL „Piast”. Wiele zależałoby od różnych cząstkowych konfliktów, od sytuacji ekonomicznej.
Trudno sobie wyobrazić udane negocjacje między tyloma partiami co do podziału miejsc na listach wyborczych. Trudno również sobie wyobrazić koalicję, którą będzie łączył tylko sprzeciw wobec PiSu. A to trochę mało. W samych środowiskach opozycyjnych publicystów wielokrotnie było słychać nawoływania, żeby główne partie opozycji przedstawiły wyraziste programy. Wskazywali, żeby na tej niwie podjąć rywalizację z PiS. Problem polega na tym, że program takiej formacji musiałby być skrajnie eklektyczny. O ile można sobie wyobrazić zgodność w sprawie reform sądownictwa to jednak nie będzie już między nimi zgodności w sprawie 500+. Twardy, wielkomiejski, liberalny elektorat chociaż jest mniejszościowy, bez entuzjazmu przyjmuje 500+. Natomiast wyborcom PSL czy SLD nie będzie się podobała rezygnacja z programu 500+.
Koalicjantów będzie też dzielić polityka historyczna.
Z jednej strony jest PO, która od czasu do czasu próbuje grać na solidarnościowych sentymentach chociażby poprzez eksponowanie marszałka Borusewicza. A na drugim biegunie jest SLD, które swoje drugie życie zawdzięcza obecnie odwołaniu do przeszłości osób, które były w służbach mundurowych PRL. Nawet gdyby taka koalicja wygrała wybory i sformowała rząd to trudno byłoby im przetrwać. Byłoby to stawianie wszystkiego na jedną kartę. Opozycja w dotychczasowym kształcie przy wszystkich jej słabościach jednak trwa. Jeżeli popatrzymy na notowanie PO i SLD to one nie spadają. A w ostatnim czasie one wzrosły. Stworzenie koalicji antyPiS natychmiast wprowadziłoby mechanizm plebiscytarny.
Co byłoby gdyby PiS wygrał z taka koalicją?
Mówiąc w skrócie mógłby już wszystko po kolejnych wyborach. Każde z ugrupowań tego swoistego neoCentrolewu znalazłoby się w strategicznym kryzysie po przegranych wyborach. Na pewno kierownictwa tych partii zostałyby zmiecione z powierzchni ziemi przez działaczy, którzy uprawialiby narrację pod tytułem „trzeba było iść samemu”.
Co prezydent może zyskać na zawetowaniu ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego? Czy rozszerzy się jego elektorat np. o część wyborców Kukiz ‘15 czy PSL?
Przede wszystkim prezydent zyskuje argument. Może powiedzieć, że są takie sprawy, w których znalazł się w sporze z rządzącą koalicją. Nie poszedł wprost na projekt ustawy pod pewnymi względami potencjalnie korzystnej dla PiS. Głowa państwa pochodząca z powszechnych wyborów od pierwszego dnia pełnienia swojej funkcji w pierwszej kadencji musi myśleć w kontekście kampanii reelekcyjnej. Tym prezydent różni się od swojej macierzystej partii, że musi myśleć w kategoriach kampanii reelekcyjnej. Macierzysta partia z natury rzeczy myśli o wyborach sejmowych, a wybory parlamentarne bardziej przypominają pierwszą turę wyborów prezydenckich ze swoim pluralizmem. Głowa państwa więc musi od razu myśleć w kategoriach drugiej tury. A w drugiej turze trzeba umieć pozyskiwać głosy innych wyborców niż ci którzy zagwarantowali zwycięstwo w pierwszej turze. Trzeba umieć również demobilizować wyborców innych partii, czyli z reguły mniejszych ugrupowań. Doskonała egzemplifikacją sytuacji był 2005 r., kiedy o zwycięstwie Lecha Kaczyńskiego oprócz wielu innych czytników zadecydowało także m.in. to, że otrzymał otwarte wsparcie od silnej wówczas Samoobrony. Pomogło również zachowanie SLD, które nie miało swojego kandydata i nie wsparło Donalda Tuska przed drugą turą. Prezydent Andrzej Duda zyska na zawetowaniu ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Pewna symboliczna demonstracja prezydenta względem PiS już się dokonała poprzez weta do ustaw sądowych czy weto do ustawy degradacyjnej. Sądzę, że w samym obozie rządzącym projekt ordynacji do Parlamentu Europejskiego nie wzbudza aż tak dużych emocji.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Polecamy również materiały telewizji wPolsce.pl:
-
Rodzinne i duchowe korzenie Prezydenta, jego poglądy i zainteresowania: „Andrzej Duda Nasz Prezydent”. Książka do kupienia „wSklepiku.pl”. Polecamy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/407715-prof-chwedoruk-prezydent-zyska-na-zawetowaniu-ordynacji