W swoim głośnym przemówieniu sprzed parunastu dni Viktor Orbán cenił, że nie tylko Europa Środkowa, ale cały kontynent skręca w prawo:
Przypomnijmy sobie wyniki wyborów w Niemczech, Austrii czy też we Włoszech. Ogólny skręt w prawo nastąpił w całej Europie. Przytoczyłem powyższe powiązania, ponieważ dla 10-milionowego kraju i 15-milionowego narodu, jakim jesteśmy, warunkiem przetrwania jest dokładne zrozumienie tego, co się wokół nas dzieje. Musimy zdać sobie sprawę z faktu, że ryzyko i konsekwencje głupoty są znacznie większe w przypadku kraju takiego jak my, kraju naszej wielkości, niż w przypadku dużych krajów.
Orbán wysnuwa z tego następujący wniosek: jest szansa na istotną zmianę na całym kontynencie, także w instytucjach unijnych. Drogą do tego ma być „skoncentrowanie wszystkich sił” na wyborach do europarlamentu, które odbędą się w 2019 r.
Wybory europejskie rzeczywiście będą bowiem dotyczyć wielkiego, poważnego, wspólnego europejskiego problemu imigrantów. Skoro Europa decydować będzie o kwestii ich napływu, to będzie też szukać odpowiedzi na pytanie, czy europejska elita dobrze poradziła sobie z tym problemem.
Europejska elita najwyraźniej jest zdenerwowana. Jest poirytowana, gdyż czekające nas europejskie wybory mogą powstrzymać projekt wielkiego przekształcenia Europy, które my krótko nazywamy „planem Sorosa”.
Zdaniem Orbána - „mamy szansę”, by w maju przyszłego roku „urządzić pożegnanie nie tylko liberalnej demokracji i utworzonego przez nią antydemokratycznego systemu, lecz również całej elity roku ’68.” Zamiast niej mają nadejść „ludzie lat ’90”:
W polityce europejskiej nadchodzi teraz pokolenie antykomunistyczne, zobowiązane wobec chrześcijaństwa, pokolenie o uczuciach narodowych. Jeszcze trzydzieści lat temu myśleliśmy, że naszą przyszłością jest Europa. Dziś zaś uważamy, że to my jesteśmy przyszłością Europy. Naprzód!
Optymizm Viktora Orbán jest bez wątpienia przesadny, i politycznie motywowany; odsunięcie elity roku ‘68 to nie jest kwestia jednych wyborów. Ale ma rację, że przyszłoroczne głosowanie stwarza szansę na istotną zmianę. Do PE wejdą po raz pierwszy lub znacznie się umocnią partie, które 5 lat temu nie odgrywały tak istotnej roli we Włoszech, Szwecji, Niemczech, Austrii. Prawica będzie na pewno silniejsza, podobnie zresztą jak liberałowie. Osłabną chadecy i socjaldemokraci.
Niewykluczone, że powstanie taka konstelacja, w której to głosy polskich europosłów zdecydują o tym, kto obejmie kluczowe stanowiska, i jak będzie wyglądało rozdanie na kolejne 5 lat.
Także to tworzy kontekst, w którym prezydent Andrzej Duda podejmuje decyzję o losach ordynacji do PE, wzmacniającej najsilniejsze partie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/407262-sprawa-nowej-ordynacji-do-europarlamentu-nie-jest-blaha