„Gazeta Wyborcza” opublikowała sążnisty tekst, który ma tłumaczyć zachowanie sędziów SN, zawieszających przepisy ustawy o przechodzeniu sędziów w stan spoczynku i proszących TSUE o interwencję. Ma rację Stanisław Janecki pisząc, że czyta się to „jak opowiadania Michaiła Zoszczenki o Leninie, tylko bez cienia jego ironii i parodii”.
To bez wątpienia nasz wspólny sukces. Nasz – prawników, nasz – obywateli. Okazało się, że to wychodzenie na ulice, wspieranie sędziów, żeby jeszcze wytrzymali, ma sens
—cieszy się na łamach gazety adwokat Sylwia Gregorczyk-Abram, pełnomocniczka sędzi Anny Owczarek, która odwołała się od decyzji Krajowej Rady Sądownictwa.
Nigdy tak się nie cieszyłam z decyzji procesowej
—dodaje Gregorczyk-Abram.
Jej zachwyt polega na tym, że uważa ona, iż dopóki unijny trybunał nie odpowie, co z sędziami, którzy przekroczyli 65 lat, a chcą dalej orzekać, to ani prezydentowi Dudzie, ani KRS nie wolno podejmować żadnych czynności w procedurach, które się toczą. Pani prawnik udaje jednak, że nie wie, iż postępowanie sędziów, których tak chwali, nie ma żadnej podstawy prawnej i narusza konstytucję.
O co jednak tutaj chodziło? Odpowiedź znajdujemy w dalszej części tekstu.
SN jednym ruchem zatrzymał podporządkowanie sądownictwa ministrowi sprawiedliwości i prokuratorowi generalnemu w jednym. I nawet jeśli tylko na chwilę, to jego pięć pytań dostarcza unijnym instytucjom dużo mocniejszych narzędzi do obrony sądownictwa w Polsce
—pisze „Wyborcza”.
Sprawa staje się jasna. Te „dużo mocniejsze narzędzia” mają w rzeczywistości służyć nie do „obrony sądownictwa w Polsce”, lecz do walki z obecną władzą, by zahamować reformę wymiaru sprawiedliwości. Potwierdza to tylko smutną konstatację Witolda Gadowskiego, który w rozmowie z portalem wPolityce.pl stwierdził wczoraj, że temu środowisku pozostało tylko jedno- prowokowanie obcej interwencji.
Jeśli władze pójdą w zaparte i uznają, że decyzja SN „nie wywiera skutku”, jak już oznajmiła Kancelaria Prezydenta, Komisja Europejska będzie musiała zareagować. Tym mocniej, że już prowadzi postępowanie przeciwko Polsce- i to w sprawie o naruszenie traktatu UE
—obnaża rzeczywiste intencje redakcja z Czerskiej.
I dodaje:
Komisja może złożyć wniosek do Trybunału o zabezpieczenie, czyli „zamrożenie” spornych przepisów. A jeśli Warszawa i to zignoruje- Polskę czekają sankcję. Tak jak w przypadku Puszczy Białowieskiej, kiedy każdy dzień łamania prawa kosztował nas 100 tys. euro
—czytamy w „Wyborczej”.
Jak jest tutaj rola pani Gregorczyk-Abram i jej koleżanek? Jej misją jest „zatrzymać kombajn, który rozjechał TK, a teraz rozjeżdża SN”.
Jako praktycy znający wymiar sprawiedliwości od środka nie możemy obojętnie przechodzić wokół ustaw, które są przykrywką dla niszczenia ustroju państwa i dotychczas niezależnych sądów
—stwierdziła na łamach „GW” adwokat Katarzyna Gajowniczek- Pruszyńka.
Gazeta przytacza wiele innych opinii sędziów, którzy przyznają, że miejsce na ulicy nie jest dla nich, lecz od razu jakby nad tym przechodzą i nie kryją swego politycznego zaangażowania. Przyznają się do chodzenia w demonstracjach ulicznych ze świeczkami w rękach. Wśród nich jest negatywnie zaopiniowana przez KRS sędzia Kożuchowska-Warywoda.
Kożuchowska-Warywoda brała udział w wizytach studyjnych w Brukseli, opowiadała o szczegółach „reformy”, uwrażliwiała zagranicznych kolegów
—pisze otwarcie „Wyborcza”.
Szokujące jest to, że w ocenie Gregorczyk-Abram tych sędziów, którzy popierają reformę wymiaru sprawiedliwości i de facto stoją po stronie prawa, powinni spotkać się z ostracyzmem środowiskowym.
Kiedy ta władza im minie, żeby odczuli, że to, co zrobili jest sprzeniewierzeniem się temu, na czy, praca prawników polega
—stwierdziła pani adwokat.
I żali się, że nie ma czasu przeczytać dzieciom bajki, bo musi biegać pod Sąd Najwyższy…
Cały ten tekst jak opowiadania Michaiła Zoszczenki o Leninie, tylko bez cienia jego ironii i parodii
—napisał na Twitterze Stanisław Janecki.
Tekst „Wyborczej” to krzyk beznadziei i rozpaczy. Wypowiedzi wybranych prawników mają dodać mu powagi i wiarygodności, potwierdzić, że to, co robi garstka zbuntowanych sędziów SN ma sens. Całość nie trzyma się jednak kupy, panie same sobie zaprzeczają i nie potrafią udowodnić, że SN nie przekroczył swoich uprawnień.
pc/”GW”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/406686-o-co-chodzi-sedziom-sn-wyborcza-odkrywa-karty