Warszawski ratusz otwarcie przyznaje, że rozwiązał Marsz Powstania Warszawskiego, zorganizowany przez środowiska narodowe (ostatecznie nieskutecznie, bo Marsz jednak poszedł dalej dzięki reakcji MSWiA), na podstawie własnego widzimisię. Po prostu taki mieli kaprys.
Dyrektor stołecznego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Ewa Gawor bez poczucia wstydu stwierdziła w rozmowie z dziennikarzami, że przyczyną rozwiązania środowego Marszu był… sposób ustawienia czoła pochodu i użycia flag, który miał nawiązywać do przemarszów z lat 30. włoskich faszystów i niemieckich nazistów.
Do „zbrodni” uczestników Marszu zaliczyła emblematy z mieczykiem Chrobrego, znak falangi, a nawet hasło związane z Żołnierzami Niezłomnymi - „Śmierć wrogom Ojczyzny”!
Co ciekawe, pani dyrektor nie uważa dziś, by te znaki były nielegalne. Uznała jednak, że naruszone zostały przepisy karne. A skąd to wie? Ano stąd, że… została przeszkolona:
Przeszliśmy dodatkowo szkolenia – nie ukrywam - z zakresu używa znaków, które są zakazane. Nie powiedziałam, że żaden ze znaków używanych wczoraj był zakazany, ale w kontekście haseł i zachowania, uznałam, że naruszone zostały przepisy karne.
Dyrektor Gawor dodała, że podobną decyzję może podjąć w sprawie Marszu Niepodległości. Zapewne na podstawie równie iluzorycznych reguł.
Ta sprawa nie jest incydentem. Pokazuje, jak środowiska związane z Platformą, coraz mocniej infiltrowane przez lewicę, postrzegają wolność. Są w stanie zdelegalizować duże zgromadzenie na podstawie jakiegoś widzimisię, na podstawie w sumie śmiesznych zarzutów. Mówi o koszulce z przekreślonym sierpem i młotem, mówimy o symbolach narodowej demokracji, mówimy o hasłach stale obecnych w życiu publicznych. Mówimy także o czymś tak płynnym jak szyk marszu.
Zresztą, czy jakikolwiek przepis w Polsce nawiązuje do szyku demonstracji w kontekście możliwości jej rozwiązania?!!!
Ważne jest tu szczególnie jedno słowo: „szkolenie”, które przeszła pani Gawor. Tak to dziś działa na zachodzie. Postmarksistowska lewica „szkoli” policję, „szkoli” nauczycieli, „szkoli” administrację państwową. To nie są jednak szkolenia, ale najczęściej wprost ideologiczne wykłady, Światopogląd jednej z grup, do tego zazwyczaj radykalny, staje się oficjalną doktryną państwową. Prawo i piękne deklaracje w konstytucjach, zapewniające wolność słowa i wolność działania, są pustą literą.
Dziś tak to wygląda w Warszawie. I tak to może wyglądać w całej Polsce, jeśli dojdzie do zmiany władzy. Bo obecna opozycja do miłośników realnej wolności nigdy nie należała.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/406577-sprawa-rozwiazania-marszu-powstania-nie-jest-incydentem