Opozycja nic nie ugra z ludźmi majdanu, a może się stać użytecznym idiotą w ich planach. Schetyna i Lubnauer są na to za „krótcy”.
Oni mają tylko jeden cel: sprowokować, stworzyć okazję do dobrego ujęcia, a potem wysłać to w świat i rozpętać histerię. Dobre ujęcie to takie, gdy jest przemoc, ból, krew. Najlepsze byłoby ze śmiertelną ofiarą (ofiarami), ale to niepewne. Przynajmniej na tym etapie. Nieważny jest kontekst, rzeczywisty przebieg wypadków, podział ról na ofiary i sprawców. Wszyscy wszystko rejestrują, głównie smartfonami, więc w masie zapisywanych zdarzeń da się coś wybrać i spreparować. I narzucić narrację. Tak, by pokazać Polskę w lipcu 2018 r. jak majdan w Kijowie pod koniec listopada 2013 r.
Nieprzypadkowo w Warszawie pojawiają się uczestnicy kijowskiego majdanu, nim są inspirowane instrukcje działania, stamtąd czerpie się wzory organizacji i finansowania protestów. Nie można polegać na tym, iż wydarzenia same się tak ułożą, że uda się zarejestrować odpowiednie ujęcia i wysłać je w świat. Dlatego trzeba prowokować, układać scenariusze prowadzące do upragnionych ujęć z przemocą, bólem, krwią i rozhuśtanymi emocjami tłumu. I koniecznie z policją w roli siepaczy, w roli brutalnych i bezwzględnych pacyfikatorów. Taki scenariusz próbowano realizować wieczorem 16 grudnia 2016 r. oraz w nocy z 16 na 17 grudnia pod Sejmem. Taki scenariusz próbowano realizować wieczorem 26 lipca 2018 r. i w nocy z 26 na 27 lipca przed Pałacem Prezydenckim, choć tym razem w znacznie skromniejszej skali.
Pojawiają się głosy, że 26 lipca 2018 r. policja powinna pokazać swoją siłę, zdecydowanie, powinna radykalnie, a nawet brutalnie rozprawić się z prowokatorami. Nic bardziej błędnego. Na takie działanie policji czekali realizatorzy majdanowego scenariusza: ci ukryci za obiektywami (choćby tymi w smartfonach), ale przede wszystkim za kulisami. Ci ostatni musieli być wściekli, gdy zarówno 26 lipca 2018 r., jak i w kilku poprzednich dniach naprzeciw nabuzowanych, agresywnych, w wręcz wściekłych prowokatorów stanęli spokojni policjanci w letnich bluzach, bez broni, pałek, tarcz, kajdanek, a na zapleczu nie stały wozy z armatkami wodnymi. Ot zwyczajni policjanci wykonujący swoje obowiązki, tylko w większej liczbie. I w towarzystwie policjantek - zwyczajnych dziewczyn. Tylko to w wielkim stopniu zredukowało szanse na zdobycie upragnionych, zaplanowanych ujęć. Zamiast nich powstały ujęcia dla prowokatorów zabójcze: wściekłe, niebywale nabuzowane osoby, od których aż kipi agresja, atakują spokojnych, pokojowo nastawionych policjantów. I atakują zwyczajne dziewczyny w policyjnych mundurach. Jestem pewien, że nic tak nie zaszkodzi przeciwnikom obecnej władzy, a szczególnie animatorom majdanowego scenariusza jak te ujęcia z „wściekłymi” atakującymi policjantów, a szczególnie policjantki.
Policja zastosowała najlepszą możliwą strategię: poczynając od stroju i wyposażenia przez „przyjacielski” sposób zachowania się po wyłącznie defensywną strategię reagowania na ataki. Politycy opozycji mogą łgać do woli (choć te bezczelne kłamstwa są jednak przekroczeniem granic przyzwoitości), że to policjanci byli agresywni. Są dziesiątki, o ile nie setki nagrań dowodzących, że było inaczej. Że to funkcjonariusze, w tym młode kobiety w mundurach, byli przedmiotem bezprzykładnej agresji fizycznej, wyzwisk i obelżywych gestów, byli znieważani, a nawet opluwani. W efekcie prowokatorzy zamiast mieć upragnione ujęcia, zorganizowali sobie wielką „kichę”, ale wręcz kompromitację. Już widać jak bardzo Polacy są zniesmaczeni agresją i bezwzględnością prowokatorów. Jak bardzo nie rozumieją i nie akceptują powodów atakowania pokojowo nastawionych funkcjonariuszy, szczególnie młodych kobiet. Przecież oni tylko wykonują swoją pracę – tak jak załogi pogotowia ratunkowego, lekarze, pielęgniarki, strażacy czy pogranicznicy. I są zwyczajnymi ludźmi – jak każdy z nas. Nie wyżywają się na nikim strzegąc porządku. A sami muszą znosić to, czego żaden „cywil” by nie zniósł.
Prowokatorzy nie zdobyli odpowiednich ujęć, nie zrealizowali scenariuszy prowadzących do jeszcze bardziej radykalnych działań. Co nie znaczy, że przestaną szukać kolejnych okazji. Szczególnie niepokojące są w tym te wątki, które odsyłają do kijowskiego majdanu, a także ludzi, którzy w nim uczestniczyli albo go wspierali. Coraz wyraźniej widać nie tylko inspiracje, ale też te same metody działania oraz istnienie tych samych zakulisowych sił, które majdanem sterowały. A skoro tak, to można się obawiać najgorszych scenariuszy, z prowokowaniem przelewu krwi włącznie. A przeciwdziałanie temu nie jest już zadaniem policji, lecz tajnych służb. Policja wzorowo neutralizuje realizowanie majdanowych scenariuszy, lecz zapobieganie im to już kwestia tajnych służb. Mam nadzieję, że nie są one bierne i bezradne, choć ta nadzieja nie ma mocnych podstaw, gdyby oceniać swobodę, z jaką działają prowokatorzy. A często są to te same osoby, pojawiające się w zapalnych miejscach od wielu miesięcy. A co z niewidocznymi prowokatorami: ukrytymi i pociągającymi za sznurki?
Na koniec kwestia odpowiedzialności polityków opozycji. Odpowiedzialności nie tylko za bezczelne łgarstwa na temat zachowania policji. Wiadomo, że opozycja uczyniła z ulicy podstawowe narzędzie walki z władzą. Ale majdanowe scenariusze, a przede wszystkim te same ośrodki, które w majdan ingerowały, a teraz próbują wpływać na to, co dzieje się w Polsce, są bardzo niebezpieczne także dla opozycji. Tylko pozornie jej pomagają, a bardzo skutecznie mogą nią manipulować. Dla celów, o których opozycji może się nawet nie śnić. Dlatego nie warto tych scenariuszy w jakikolwiek sposób wspomagać. Opozycja na tym nic nie ugra, a może się stać użytecznym idiotą (a może nawet gorzej) w grach, w których Grzegorz Schetyna i jego partyjni koledzy czy Katarzyna Lubnauer są zdecydowanie za „krótcy” i za mało bystrzy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/405718-strategia-policji-chroni-polske-przed-majdanem