Zdegenerowani bandyci mają odsiadywać kary za każde przestępstwo, które mają na sumieniu, a nie dostawać premie za to, że masowo popełniają zbrodnie – z taką, jeszcze na razie wstępną, propozycją wystąpiło Ministerstwo Sprawiedliwości. Wiemy, skąd wziął się pomysł! Bezpośrednim powodem był szok, kiedy okazało się, że morderca Jaroszewiczów nie spędzi za to ani jednego dnia w więzieniu.
CZYTAJ TAKŻE:Koniec z „nagrodami” dla przestępców wielokrotnych? Ministerstwo Sprawiedliwości chce wprowadzić sumowanie kar
Dziś bandyta, która dokona kilku groźnych przestępstw, np. kogoś zabije, kogoś zgwałci, innego pobije i ukradnie mu samochód, jest w praktyce karany tylko za to najpoważniejsze, a więc zagrożone najsurowszą karą przestępstwo – w tym przypadku morderstwo. Sądy, jak wynika ze statystyk, doliczają co najwyżej 30 proc. więcej do wyroku. Można więc gwałcić, kraść, dokonywać rozbojów, a i tak ostateczny wyrok będzie karą tylko za najgorsze przestępstwo powiększone o te 30 proc. Inne zbrodnie w zasadzie uchodzą na sucho, a groźni przestępcy dostają faktycznie tym łagodniejszą karę, im więcej przestępstw popełnią.
Dlatego minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zaproponował, żeby zmienić prawo tak, by najgroźniejsi bandyci byli karani za każde popełnione przestępstwo i nie dostawali bonusów za to, że dokonują ich „hurtowo”. Ma obowiązywać zasada, że kary za wszystkie czyny są po kolei wykonywane. To propozycja, która ma być jeszcze dyskutowana w rządzie i niezależna od kompleksowej nowelizacji kodeksu karnego, nad którą trwają pracę. Ustaliliśmy, skąd się wzięła.
Prace nad tym, jak poprawić złe prawo, zaczęły się, gdy okazało się, że jeden z morderców małżeństwa Jaroszewiczów… nie poniesienie za to żadnej kary. Robert S., który miał dusić Piotra Jaroszewicza i osobiście strzelić ze sztucera w głowę jego żony, wyjdzie na wolność 2 lipca 2020 roku. Siedzi tam na razie za inny mord. Ale nie pozostanie za kratami ani dnia dłużej. Nowy proces o zabójstwo byłego premiera PRL i jego żony tego nie zmieni. Jak to możliwe?
Kiedy Robert S. dokonywał w podwarszawskim Aninie mordu na byłym premierze i jego żonie, obowiązywał jeszcze kodeks karny z 1969 roku. Sąd będzie więc orzekać na podstawie tych przepisów, ponieważ – jak to się nazywa w prawniczym języku – są „względniejsze”. To znaczy, że przewidują surowszą karę niż obecny kodeks. Jest nią kara śmierci.
Jednak ta surowsza kara jest tylko teoretyczna. Kary śmierci nie orzekano już w 1992 roku, a dziś została w ogóle zniesiona. Następną pod względem surowości karą było wtedy 25 lat więzienia (nie było dożywocia). I właśnie maksymalnie tyle grozi Robertowi S. za zabójstwo Jaroszewiczów. Jednak znów tylko w teorii…
Robert S. może w spokoju odliczać dni, kiedy za dwa lata wyjdzie na wolność, ponieważ już odbywa jedną karę 25 lat więzienia. Drugiej takiej nie dostanie. Wynika to z przepisów, które każą orzekać tzw. karę łączną. Mówią one: „w razie skazania za jedno ze zbiegających się przestępstw na karę 25 lat pozbawienia wolności orzeka się tę karę jako łączną karę pozbawienia wolności”. Skoro więc Robert S. już jedne 25 lat odsiaduje, nie pójdzie siedzieć na kolejne 25. 2 lipca 2020 roku opuści więc więzienne mury i odetchnie na wolności świeżym powietrzem.
Tak zabijali byłego premiera
Był ich trzech: Dariusz S., Marcin B. i właśnie Robert S. Ten ostatni wpadł na pomysł, żeby napaść na dom Piotra i Alicji Jaroszewiczów w podwarszawskim Aninie.
Byłego premiera przywiązali do fotela i bili. Kiedy Jaroszewicz się uwolnił, Robert S. z kompanami udusił go paskiem od sztucera. Z tej broni zastrzelił Alicję Jaroszewicz. Bandyci zabrali z domu 5000 niemieckich marek, kolekcjonerskie monety, zegarek i dwa pistolety.
Mają na koncie jeszcze wiele mordów i napadów, których dokonywali w latach 1993-1995. Tworzyli tzw. „gang karateków”. Nazwa wzięła się stąd, że wszyscy trzej poznali się w sekcji karate w Radomiu.
Okoliczności śmierci małżeństwa Jaroszewiczów wyszły na jaw po przeszło ćwierć wieku, kiedy jeden z bandziorów „puścił farbę”. Został zatrzymany za porwanie 10-letniego chłopca z Krakowa – dziecko przez wiele dni było przetrzymywane w zakopanej w ziemi skrzyni. Dariusz S. wyjawił szczegóły zbrodni na były premierze, ponieważ liczył na złagodzenie kary za porwanie.
W czasie wizji lokalnej w domu Jaroszewiczów gangster opowiadał o szczegółach, które mogli znać tylko mordercy. Winę bandytów potwierdzają wyniki licznych ekspertyz kryminalistycznych, możliwych dzięki temu, że w ciągu ostatnich 26 lat nauka zrobiła w tej dziedzinie olbrzymie postępy. Prokuratorzy są więc pewni swego: nareszcie mają prawdziwych morderców.
WB
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/405629-ujawniamy-mord-na-jaroszewiczach-przyczyna-zmiany-w-prawie