Piłkarscy kibice dobrze zrozumieją to porównanie: pomysł prezydenta Andrzeja Dudy na referendum konsultacyjne w sprawie zmian w konstytucji od początku przypominał sytuację zawodnika, którzy przyjmuje piłkę, samemu znajdując się na pozycji spalonej. I choć sędzia liniowy długo nie podnosił chorągiewki, sygnalizując ofsajd (dziś wreszcie tak się stało), to chyba wszyscy widzieli, że ta akcja nie ma sensu, że tracimy czas. Nikt nie może być zdziwiony takim przebiem rzeczy, choć prestiżowo jest to spora porażka głowy państwa.
Można mówić o porażce, bo pan prezydent zainwestował sporo kapitału politycznego w temat referendum, a koniec końców wykazał się brakiem skuteczności. Przypomnijmy; Andrzej Duda ogłosił pomysł podczas ważnych i podniosłych uroczystości, później powtórzył go nie raz i nie dwa, przeprowadził szereg debat w całej Polsce, a przy tym nie zostawił sobie żadnej furtki, z której mógłby skorzystać na wypadek niepowodzenia. Musiał dobrnąć do końca. A przecież o pozycji spalonej alarmowali wszyscy: od polityków z obu stron barykady, przez wszystkie tytuły prasowe, po samych doradców pana prezydenta.
Można było odnieść wrażenie, że od zgłoszenia pomysłu na referendum aż do jego odrzucenia przez Senat gasły zapał i entuzjazm ze strony głowy państwa. Andrzej Duda w ciągu tych kilkunastu miesięcy nie zyskał żadnego poważnego sojusznika (może częściowo poza Kukiz‘15), który oddałby serce za ten polityczny plan. Było o to trudno od samego początku, bo prezydent po prostu nie trafił z konstytucyjnym momentem. Czasem tak bywa. Im bardziej Andrzej Duda zdawał sobie z tego sprawę, tym mniejsza była determinacja do przeprowadzenia tego referendum. Pod koniec z Pałacu płynęły nawet sygnały, że prezydentowi niespecjalnie zależy na powodzeniu tego projektu.
Tak naprawdę jedynym oddanym idei referendum był minister Paweł Mucha, który robił, co mógł, by przekonać, kogo tylko spotkał, że to głosowanie ma sens, że może się udać, że frekwencja nie musi okazać się fiaskiem i nadać negatywnej dynamiki politycznej na cały maraton wyborczy - zarówno dla pana prezydenta, jak i Prawa i Sprawiedliwości. Jeden pan minister Mucha, choćby najbardziej sprawny i rzeczowy, nie mógł podołać temu zadaniu.
Od samego początku było jasne, że jeśli prezydent nie zyska jasnego i mocnego poparcia ze strony PiS, pomysł nie wypali. Tymczasem Andrzej Duda zaczął przekonywanie swojej byłej partii od… zaskoczenia zgłoszeniem pomysłu. Może nawet szkoda, bo przepadła okazja do tego, by pomysł na gruntowną przebudowę państwa i skonstruowanie go na innych zasadach - dzięki zmianom w konstytucji - był głównym przedmiotem dyskusji w kampanii wyborczej. Tak się nie stanie. Do tematu nikt nie wróci przez długie miesiące, jeśli nie lata, dekady.
W samym PiS nastawienie nie było jednoznaczne. Senatorowie, którzy ostatecznie zagłosowali „za” projektem referendum mówili tuż przed wejściem na salę plenarną, że gdyby do poważnej dyskusji doszło wcześniej, to można się było dogadać. Bo przecież te argumenty techniczne - że świętujemy 11 listopada, że za dużo pytań, że PKW ma zastrzeżenia - można było ominąć. Z nie takimi rzeczami PiS dawało sobie radę w tej kadencji. W tej konkretnej sprawie determinacji nie było jednak za grosz.
Referendalny pomysł prezydenta był jaskrawym przykładem jego nieskuteczności w polityce. Coś, co przynajmniej w teorii wyglądało na oczywistą okazję do wzmocnienia jego pozycji na polskiej scenie politycznej, przyniosło odwrotny od spodziewanego efekt. A same zmiany w konstytucji? Od początku było jasne, że droga ku temu będzie kręta, trudna i wyboista. Bo przecież projekt zmian, odpowiednia większość, etc. Ale że idea ta wyłoży się już na pierwszym zakręcie - tego pan prezydent na pewno nie przewidział. I dlatego przełyka dziś gorzką pigułkę. Inna rzecz, że senatorowie PiS taką, a nie inną decyzją być może zatrzymali o wiele bardziej niekorzystne tendencje dla całego obozu Zjednoczonej Prawicy. Jeszcze inna sprawa, że nawet nie mogliśmy się przekonać, czy takie tendencje w ogóle miałyby miejsce.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/405340-pomysl-na-referendum-byl-od-poczatku-gra-na-pozycji-spalonej