„Policja ma dość” - ogłasza „Gazeta Wyborcza”, i przekonuje:
Funkcjonariusze nie chcą się bić z demonstrantami i uciekają na zwolnienia lekarskie. A ich szefowie zapewniają, że na ulicach nie używali przemocy, tylko >>chwytów transportowych”.
W „Rzeczpospolitej” identyczna opowieść. Sam naczelny Bogusław Chrabota pokusił się o stwierdzenie mówiące o „brutalnej agresji służb porządkowych”. Wniosek z tego taki, że naprawdę brutalnej agresji służb porządkowych w życiu nie widział.
W „Fakcie” także dużo o „wikłaniu policjantów w politykę”. I zarzut, że zabezpieczając Sejm, funkcjonariusze nie noszą identyfikatorów, choć to i uzasadnione, i legalne od czasów ministrowania… Grzegorza Schetyny.
Także wykładowcy wyższych uczelni w specjalnym liście do Komendy Głównej Policji protestują przeciwko „używaniu przez Policję przemocy wobec demonstrantów i demonstrantek”. Dodają:
Okoliczność ta w połączeniu z zamykaniem przestrzeni budziła wśród protestujących – nie bez powodu – silne skojarzenia historyczne z militaryzacją i stanem wyjątkowym w chwili, gdy wyrażali oni legalny sprzeciw wobec zmian o charakterze ustrojowym.
Ludzie uważający, że znają Europę i świat, że wiedzą, jak wygląda „normalność” - na poważnie twierdzą, że szpaler policjantów w letnich mundurach, bez broni, bez tarcz, bez kasków, to „agresja” i „przemoc”. Choć cała Polska widziała, że policjanci jedynie bronili barierek, a wulgarna agresja była po drugiej stronie. Po stronie coraz bardziej zawodowych prowokatorów, dążących do wywołania możliwie spektakularnych zadym, do wykreowania wrażenia represji, a może nawet do zajęcia parlamentu.
Coraz wyraźniejsze są także próby zastraszania i piętnowania policjantów. Wpis posła Szczerby nie był przypadkowy, on raczej zapowiada nową taktykę.
Cel jasny: chodzi o nakłonienie policji do buntu, albo przynajmniej jej sparaliżowanie, pozbawienie możliwości skutecznego działania. A tym samym o doprowadzenie do sytuacji, w której parlament i inne budynki publiczne staną otworem przez bojowcami opozycji, i bez problemów będą mogły być okupowane. Taki sam sens mają twierdzenia „Wyborczej”, według której Sejmu powinna strzec straż marszałkowska. To również oznaczałoby, wcześniej czy później, utratę kontroli nad terenem parlamentu.
Bezczelność tej taktyki zapiera dech w piersiach. Oto nie tylko opozycja, ale i najważniejsze, chwalące się swoją „powagą” media proponują państwu polskiemu, by po prostu pozwoliło na paraliż serca demokracji - parlamentu. Czynią to pod pozorem troski o demokrację, choć przecież tak naprawdę proponują ochlokrację. W tym celu sięgają po ordynarne kłamstwo - bo jest ordynarnym kłamstwem twierdzenie, że metody ochrony Sejmu wykraczają poza demokratyczne standardy. Jest dokładnie odwrotne: są to metody najdelikatniejsze, najbardziej umiarkowane z możliwych.
Można tylko przypomnieć, że to od paraliżu parlamentu rozpoczął się upadek I Rzeczypospolitej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/405113-bezczelnosc-tej-taktyki-naprawde-zapiera-dech-w-piersiach