To coś, co ma wzbudzić strach w politykach partii rządzącej, którzy zostali wybrani przez Polaków w demokratycznych wyborach. Te hasła mają jeden cel: spowodować, abyśmy w sposób mniej zdeterminowany reformowali państwo, a może nawet odstąpili od reform, które sobie założyliśmy
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Beata Kempa, minister ds. pomocy humanitarnej.
wPolityce.pl: Jak odbiera Pani obecną serię ataków na biura poselskie PiS?
Beata Kempa: Myślę, że ta agresja rośnie i przybiera na sile. Myślałam, że podpalenie mojego biura poselskiego dało wielu ludziom do myślenia, że są granice protestowania i manifestowania swoich poglądów, w tym również politycznych. Są granice sprzeciwu, przede wszystkim jest nią groźba karalna, która w mojej ocenie jest poważnym przestępstwem. To coś, co ma wzbudzić strach w politykach partii rządzącej, którzy zostali wybrani przez Polaków w demokratycznych wyborach. Te hasła mają jeden cel: spowodować, abyśmy w sposób mniej zdeterminowany reformowali państwo, a może nawet odstąpili od reform, które sobie założyliśmy. Od 1989 roku bywały gwałtowne zwroty na scenie politycznej, protesty i różne sposoby manifestowania, ale obecnie mamy do czynienia z niebywałym aktem. Śmierć pana Marka Rosiaka niczego nie nauczyła opozycji. Myślałam, że to będzie ten moment, który zatrzyma złych ludzi. Bo ktoś, kto takie rzeczy pisze, kto posuwa się do agresji, złej desperacji, jest złym człowiekiem. Niestety dziś ten festiwal nienawiści wciąż trwa.
O czym to świadczy?
To akt rozpaczy, że nie wygrali wyborów. To także próba podjęcia działań agresywnych w kierunku polityków. Atak przypuszczono m.in. na biuro poselskie, w którym urzęduje pan minister Mariusz Kamiński, który jest jedną z ikon walki z korupcją. To pokazuje, że ci ludzie chcą, żebyśmy zaprzestali walki o lepszy wymiar sprawiedliwości dla Polaków. Żebyśmy się cofnęli i wystraszyli. Kolejną rzeczą jest fakt, że są on i zachęcani przez samych polityków. Uważam, że to, co zrobił pan Szczerba było aktem kompletnie bezmyślnym. To narażenie na hejt, lęk i bardzo nieprzyjemne reakcje rodziny policjantów, którzy ryzykują swoje życie i zdrowie podczas niemal każdej interwencji. Oni się na to godzą, ale mają przecież najbliższych. Jeśli tak robią politycy, to inni myślą, że wolno im postępować tak samo, albo nawet jeszcze bardziej agresywnie. To jest pewna spirala nienawiści, która się nakręca. Myślę, że te środowiska, które są nieprzychylne Zjednoczonej Prawicy próbują poprzez siłę mediów uskuteczniać taką oto narrację, że to wszystko jest wina Zjednoczonej Prawicy. A to nie członkowie Zjednoczonej Prawicy, czy jej zwolennicy tak się zachowują. A nawet, gdy ktoś tak czyni, to natychmiast jest przez nas napiętnowany i eliminowany z życia publicznego.
Jaka powinna być reakcja na tego typu czyny?
Uważam, że powinna tutaj być zdecydowana reakcja odpowiednich organów. Dlatego, że tym, którym nie daj Bóg przyjdzie do głowy manifestowanie przemocy, nielicujące z obowiązującymi standardami w państwie demokratycznym, dziesięć razy się zastanowią zanim cokolwiek zrobią.
Hasło „Czas na sąd ostateczny”, które pojawiło się na biurach poselskich, a wcześniej na Sejmie, odczytuje Pani jako groźbę?
Tak. To bardzo poważna groźba. Bo co to znaczy „Czas na sąd ostateczny”? To jest oczywiste, że wynika z niego, iż ktoś życzy śmierci osobie, która ma odmienne podglądy polityczne na sprawy państwa. Taki człowiek powinien zostać ustalony, a jego czyny podlegać karze. Uważam bowiem, że są granice temperatury sporu politycznego w naszym kraju. Jesteśmy dużym państwem demokratycznym w środku Europy i pokazaliśmy, że potrafimy spierać się ze sobą w demokratycznych wyborach. Jeżeli to się dzisiaj komuś nie podoba, bo nie potrafił przekonać dostatecznej ilości Polaków do swego programu politycznego, albo programu swoich mentorów, to nie znaczy, że może dopuszczać się aktów agresji względem tych, którzy te wybory wygrali. I tu muszą wejść mechanizmy prawa i mechanizmy zdrowej demokracji.
Zauważyła Pani, że do takiej formy protestów zachęcają sami politycy. Nie uważa jednak Pani, że również osoby, jak prof. Gersdorf, która za granicą szuka poparcia, żeby zostać na swoim stanowisku także ich w ten sposób mocno wspierają?
Szukanie wsparcia w gremiach zagranicznych w sprawach polskich to niemądry akt desperacji i chyba trochę obrony własnej funkcji i przywilejów. I prezes SN, najważniejszego sądu w Polsce, powinien świecić przykładem zarówno wtedy, kiedy pełni tę funkcję, jak i wówczas, gdy zgodnie z przepisami prawa ma zakończyć jej pełnienie. Mało tego, również jako sędzia w stanie spoczynku powinien świecić przykładem perfekcyjnego stosowania prawa, które uchwala Sejm RP. Jeżeli nie chce się temu podporządkować i chce brać udział w życiu politycznym, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby złożył urząd sędziego i zajął się działalnością polityczną. Działanie pani sędzi Gersdorf, która pełniła funkcję I prezesa SN, a więc była osobą znaczącą w polskim życiu prawnym i politycznym, może być zachętą do tego typy nieformalnych działań, z którymi mamy dziś do czynienia. Te osoby muszą zdać sobie sprawę, że mogą inspirować i wzmacniać tego typu działania. Powinny raczej wyjść i powiedzieć, że nie pochwalają tego typu działań. To, że milczą też jest znaczące.
Rozmawiał Piotr Czartoryski- Sziler
OGLĄDAJ TELEWIZJĘ WPOLSCE.PL:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/404983-nasz-wywiad-kempa-to-bardzo-powazna-grozba
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.