Zdumiewają dwie kwestie: to, do jakiego sądu sędzia Józef Iwulski skierował odwołanie oraz zakres podniesionych przez niego zarzutów.
Sędzia Józef Iwulski, de facto pełniący obowiązki pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, choć ona sam uważa, że tylko zastępuje Małgorzatę Gersdorf podczas jej nieobecności, złożył odwołanie. Odwołał się od negatywnej uchwały (opinii) Krajowej Rady Sądownictwa w sprawie dalszego pełnienia przez niego funkcji sędziego SN. Odwołanie to o tyle ciekawe, że jest co najmniej dziwne jak na osobę od ponad 20 lat orzekającą w Sądzie Najwyższym, jak na prezesa jednej z izb SN i jak na prawnika z takim doświadczeniem. W zasadzie bowiem nic w tym odwołaniu się nie zgadza.
Józef Iwulski napisał, że podstawa prawna, na której oparła się Krajowa Rada Sadownictwa „pozostaje w sprzeczności z zasadą nieusuwalności sędziów wyrażoną w art. 180 ust. 1 Konstytucji RP, a tym samym zasadą niezawisłości sędziów zawartą w art. 178 ust. 1 Konstytucji oraz zasadą niezależności sądów przewidzianą w art. 173 Konstytucji; a także wywodzonym z art. 2 Konstytucji zakazem retroakcji prawa”. Po drugie, „pozostaje ona w sprzeczności z art. 19 ust. 1 akapit 2 Traktatu o Unii Europejskiej (dalej jako ‘TUE’), art. 47 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej (dalej jako ‘KPP’ lub ‘Karta’) oraz zakazem dyskryminacji wywodzonym z art. 2 ust. 1 i art. 6 ust. 1 dyrektywy Rady nr 2000/78/WE z dnia 27 listopada 2000 r. ustanawiającej ogólne warunki ramowe równego traktowania w zakresie zatrudnienia i pracy (Dz.U. serii L z 2 grudnia 2000 r., nr 303, poz. 16, dalej: dyrektywa nr 2007/78/WE), a przeciwdziałanie takiej dyskryminacji jest obowiązkiem Rzeczypospolitej Polskiej”. Po trzecie, „normy tej nie da się pogodzić z art. 6 ust. 1 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (dalej jako ‘EKPCz’ lub ‘Konwencja’), a w konsekwencji, powinna ona była zostać pominięta na podstawie art. 91 ust. 2 Konstytucji RP”. Józef Iwulski uznał ponadto, że sądem właściwym dla rozpatrzenia jego odwołania jest Sąd Najwyższy.
Zdumiewać muszą dwie kwestie: to, do jakiego sądu sędzia Józef Iwulski skierował odwołanie oraz zakres podniesionych przez niego zarzutów. A ów zakres dowodzi, że odwołanie sędziego Iwulskiego nie należy do kompetencji Sadu Najwyższego. Należy natomiast do kompetencji trzech zupełnie innych sądów, a właściwie trybunałów. Po pierwsze, do kompetencji polskiego Trybunału Konstytucyjnego – odnośnie pkt 1, 2 i 3 zgodnie z art. 188 pkt 1 i 2 konstytucji. Po drugie. Do kompetencji Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej – pkt 1 zgodnie z art. 267 Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Po trzecie, do kompetencji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka – pkt 3 zgodnie z art. 6 ust. 1 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka. A skoro tak, to jeśli nawet Sąd Najwyższy przyjąłby takie odwołanie, powinien zadać pytanie prawne Trybunałowi Konstytucyjnemu oraz zadać pytanie prejudycjalne Trybunałowi Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Ale wtedy sprawa mogłaby się ciągnąć nawet kilka lat, a nie o to przecież chodziło sędziemu Józefowi Iwulskiemu.
Sąd Najwyższy ma w zaistniałej sytuacji trzy wyjścia. Po pierwsze, może uchylić uchwałę KRS, choć byłby to właściwie delikt, bowiem SN nie ma w tej sprawie kompetencji. Po drugie, Sąd Najwyższy może przyjąć odwołanie (skargę) i zadać pytanie TSUE oraz ewentualnie wesprzeć wniosek (skargę) Komisji Europejskiej do TSUE. Po trzecie, Sąd Najwyższy nie może samodzielnie wystąpić do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, gdyż to kompetencja samego zainteresowanego: po wyczerpaniu drogi sądowej w kraju. Tyle że tu nie ma zastosowania procedura cywilna, lecz prawo publiczne, czyli dotyczące relacji państwo - obywatel. Czyżby wieloletni sędzia Sądu Najwyższego Józef Iwulski nie odróżniał prawa prywatnego od publicznego? Zapewne, gdyby Sąd Najwyższy odmówił zajęcia się odwołaniem Józefa Iwulskiego, on sam napisze skargę i wyśle ją do Strasburga, tyle że nie wyczerpie w ten sposób drogi sądowej w kraju, bo żadnej drogi by nie było. Józef Iwulski ma świadomość, że „w sprawach indywidualnych dotyczących powołania do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego Sądu Najwyższego odwołanie przysługuje do Naczelnego Sądu Administracyjnego”, jednak zaraz sam interpretuje przepisy twierdząc, że „ten ostatni przepis nie znajduje zastosowania”. Dlaczego? Bowiem wyrażenie opinii w kwestii dalszego zajmowania stanowiska sędziego SN ma nie być „sprawą dotyczącą powołania” na to stanowisko. Tyle że obowiązująca ustawa o Sądzie Najwyższym przewiduje tylko jeden tryb odwoływania się przez sędziów Sądu Najwyższego - do Naczelnego Sadu Administracyjnego. Józef Iwulski zwrócił się do swoich kolegów i właściwie obecnie podwładnych, gdyż mógł się obawiać wyniku swego odwołania ze względu na to, że sędziowie NSA zachowują się zupełnie inaczej niż ci z SN.
Odwołanie sędziego Józefa Iwulskiego może być szokiem nawet dla innych sędziów Sądu Najwyższego, bo właściwie wszyscy powinni się wyłączyć z ewentualnego orzekania, nawet gdyby do tego doszło. Ale nie o szok tu chodzi, lecz o manifestację i różne gry. I o liczenie na to, że będzie zamęt, a przynajmniej przeciąganie sprawy, co spowoduje, iż Józef Iwulski pozostanie w Sądzie Najwyższym. Ale i tu zadziwia nieznajomość procedur. A to dlatego, że prezydent będzie mógł odmówić Józefowi Iwulskiemu przedłużenia statusu czynnego sędziego nie czekając na rozstrzygnięcie tej sprawy, a nawet nie uwzględniając ewentualnego uznania przez Sąd Najwyższy za nieważną uchwały KRS w jego sprawie. Po prostu ma takie kompetencje. Wygląda więc na to, że sędzia Józef Iwulski słabo sobie radzi nawet w wymyślaniu pułapek, skoro sam w nie wpada. Pewnie myślał, że wykiwa obecnie rządzących i prezydenta, a sam się zakiwał, a nawet przewrócił.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/404671-sedzia-jozef-iwulski-sadzil-ze-wykiwa-obecnie-rzadzacych