Przez kilka dobrych godzin przysłuchiwałem się w Sejmie przesłuchaniu Jana Vincenta Rostowskiego przed komisją śledczą zajmującą się aferą Amber Gold. Wniosków po tej gorącej środzie przy Wiejskiej jest do wyciągnięcia sporo, ale myślę, że warto na spokojnie poczytać i obejrzeć relację z tego wydarzenia choćby dlatego, że mówi ona wiele o tym, czym były rządy Platformy Obywatelskiej.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Marek Pyza: Bezczelny jak Rostowski. Tak irytującego świadka jeszcze nie było
Tezy pana ministra Rostowskiego sugerujące, że dodatkowe kontrole i sprawna działalność urzędów wobec P. mogłyby… wydłużyć działalność Amber Gold będą jeszcze nie raz wracać, nie tylko w kampanii wyborczej. Opowieści o tym, że o spółce dowiedział się w maju 2012 roku, bo wcześniej na głowie miał kryzys strefy euro same wystawiają ponurą laurkę politykowi Platformy. Wreszcie sugerowanie, że spółka OLT była większym problemem niż sam Amber Gold, a skalę patologii w firmach Marcina P. odkrył dopiero po czasie, że nie pamięta notatki, która musiała trafić na jego biurko… No cóż, cisną się tu mocne słowa.
Co charakterystyczne, gdy Rostowski wychodził - przed posiedzeniem, a później w trakcie przerwy - do dziennikarzy, nie odpowiadał na nasze pytania, lecz z godną odnotowania konsekwencją snuł opowieść o „przykryciu afer pisowskich” przez „upolitycznioną” komisję śledczą. Zgrabna narracja, ale jednak niedotykająca choćby w minimalny sposób istoty sprawy. Gdy wreszcie udało mi się przebić z pytaniem, czy ma sobie cokolwiek do zarzucenia w sprawie nadzoru nad sprawą Amber Gold (jako szef resortu finansów), odparł, że… nie ma o tym mowy. Że było niemal wzorowo. Widać to w końcówce poniższego nagrania, na którym można odnotować także komentarze członków komisji.
Ale przesłuchanie Rostowskiego było również symboliczne nie tylko dlatego, co, ale i jak opowiadał były minister finansów. Arogancji, buty i cynizmu było tyle, że spokojnie można nimi obdarować kilka kolejnych przesłuchań przed komisją śledczą. Te charakterystyczne uśmieszki (również w wykonaniu towarzyszącego mu mecenasa Marka Chmaja, a skoro o nim wspomnieliśmy - jego „ekspercki” charakter „niezależnego” prawnika wyszedł dziś jak na dłoni), te wrzutki mające sprowokować Małgorzatę Wassermann, wreszcie - momentami knajacki styl nieprzystający nijak do wizerunku brytyjskiego dżentelmena, jaki kojarzył się jeszcze całkiem niedawno Rostowskiemu… Uzbierałoby się tego sporo.
Z każdym kolejnym miesiącem lata 2007-2015 będą zacierać się w pamięci wyborców. To normalny, naturalny proces - inne mamy dziś wyzwania i problemy, ważniejsze sprawy niż sprawy sprzed kilku już lat. A jednak to środowe przesłuchanie przypomniało, jaki system stworzyli Donald Tusk i jego ludzie. Chodzi tutaj nie tylko o martwe w wielu obszarach instytucje państwa, bezradne wobec takich osób jak Marcin P. (a nawet tworzące im dogodne warunki), ale również o styl rządów.
Oczywiście warto zapytać też, niemal jak zwykle przy okazji posiedzeń komisji śledczej ds. Amber Gold, czy politycznych wrzutek i grilla mogłoby być mniej również ze strony posłów w komisji śledczej. A jeśli już muszą się one pojawić, to lepiej brać przykład z przewodniczącej Wassermann, opartej o konkretne dokumenty, notatki i raporty niż swobodnie bajdurzyć niczym w studiu telewizyjnym. Jeszcze inna rzecz, jak wiele osób zobaczyło dziś i zrozumiało ten przydługi występ pana Jana Vincenta.
To jednak didaskalia. Przesłuchanie Rostowskiego w Sejmie było małą podróżą w wehikule czasu - do okresu, gdy tacy ludzie jak były minister finansów odpowiadali za polskie państwo, tworzyli je, nadzorowali jego instytucje. Środowy show Rostowskiego był potwierdzeniem i dowodem, jak smutne były to czasy. Ku przestrodze.
Myślę, że dla wahających się wyborców, tych niezaangażowanych, to dzisiejsze spotkanie Rostowskiego z Wassermann było wielkim politycznym plusem dla PiS. I gigantycznym minusem dla Platformy. W środowy klimat w Sejmie wpisali się dodatkowo inni politycy PO, którzy odtrąbili sukces, gdy w dziwnym kordonie wprowadzono pana Pawła Kasprzaka kilka metrów za szlaban przy wejściu na teren dziedzińca sejmowego. Jeśli to jest miara sukcesów i ambicji najsilniejszych dziś partii opozycyjnych, to znikąd szukać nadziei na lepszą przyszłość. Dzisiejszą ekipę rządzącą jest za co krytykować i co punktować, ale dopóki będą to robić tacy ludzie jak Rostowski, Petru czy Scheuring-Wielgus (wwożąca na teren Sejmu osoby… w bagażniku), Nowogrodzka może spać spokojnie i zająć się innymi tematami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/404435-rewia-rostowskiego-przypomniala-oblicze-systemu-tuska-i-po