W sobotę, 14 lipca na Ostrowie Tumskim, najstarszej części Poznania, odbyło się – utrzymane w konwencji pikniku wyborczego - spotkanie dra Tadeusza Zyska z mieszkańcami. Kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta miasta wygłosił świetne przemówienie, a potem zniknął w tłumie zadających mu pytania poznanian. Głównym przeciwnikiem Zyska (sympatyka PiS-u, ale nie członka partii) w wyborach jest, jak się wydaje, obecny prezydent Jacek Jaśkowiak, znany szerzej w Polsce jako „tęczowy Jacek”, usiłujący realizować w mieście idee lewackiej kontrkultury.
Tadeusz Zysk nieprzypadkowo wybrał na spotkanie miejsce naznaczone historią. Na Ostrowie Tumskim zaczęła się historia Polski, tu w 966 roku odbył się chrzest Mieszka. Wieże majestatyczniej katedry stały się naturalną scenografią, chciałoby się rzec, że tysiąc lat historii Polski spoglądało na licznych uczestników tego pikniku. I nieprzypadkowy jest też z pewnością wybór Tadeusza Zyska na kandydata na prezydenta przez obóz dobrej zmiany. Dlaczego?
W przypadku Tadeusza Zyska nie ma mowy o koniunkturalizmie. Ubieganie się o urząd jest – jak sądzę - motywowane zasadą służby publicznej, a nie realizacją niezdrowych, „rewolucyjnych” ambicji czy względami prestiżowymi. Jest on człowiekiem sukcesu i to w wielu wymiarach życiowych, a biorąc pod uwagę ostrość starcia politycznego w Polsce, kandydat ucieka przed tak cennym „świętym spokojem”. O trafności tego wyboru przesądza stałość poglądów kandydata - liberała starej daty, co dzisiaj oznacza konserwatystę. Ceni tradycję, ale dostrzega konieczność zmian, a jego zbliżenie do obozu prawicy jest czymś naturalnym. Żyjemy zresztą w takich czasach, w których konserwatyzm oznacza zdrowy rozsądek, co widać zwłaszcza w kontekście szaleństw ideologii gender, którą jej animatorzy usiłują przedstawiać jako „normalność”. Daje się to odczuć w Poznaniu, gdzie postępowcy z uporem przeszczepiają wzory czerpane z pobliskiego Berlina.
Tadeusz Zysk jest znakomicie wykształconym erudytą, biegle mówi po angielsku. Prowadzone przez niego wydawnictwo osiągnęło sukces dzięki rozpoznaniu kapitalistycznych mechanizmów wolnego rynku, czyli także potrzeb czytelniczych Polaków. A te oczekiwanie nie były zbieżne z tym, co nakazywała w latach dziewięćdziesiątych czytać „Gazeta Wyborcza”. Książki wydawane przez Wydawnictwo Zysk i S-ka przełamywały monopol ideologiczny środowisk zanurzonych w różnego rodzaju post-marksizmach. Wspomnę tylko o jednej pozycji, wydanym w 1997 roku Umyśle zamkniętym Allana Blooma. Autor opisywał kryzys sfery publicznej, który, zanim pojawił się on w Polsce, w Ameryce zaszedł daleko już w latach osiemdziesiątych. Podobnych książek, opisujących batalię o zniszczenie lub zachowanie fundamentów naszej kultury, były setki. Poznańska oficyna wykonała wielką pracę formacyjną.
Książki wydawane przez Tadeusza Zyska formowały samodzielnie myślącą, prawdziwie liberalną, a nie udającą liberalizm, polską inteligencje. Ta udająca i naśladująca popiera „tęczowego Jacka”. Owi fałszywi „liberałowie” koncentrują się na rewolucji obyczajowej, wzniecają konflikty wokół tych kwestii, jakby świat nie miał innych problemów. Jest to sposób na odwrócenie uwagi od własnej niekompetencji.
Jak zauważyłem, świetny słuch społeczny i elastyczność pozwoliła Tadeuszowi Zyskowi zbudować sprawnie działająca firmę w branży wydawniczej. Jednak, i to można było usłyszeć w przemówieniu kandydata podczas spotkania, wie on dobrze, że miasto to coś więcej niż firma lub korporacja. Zysk jest nie tylko przedsiębiorcą, ale też psychologiem społecznym, obdarzonym subtelnym analitycznym umysłem, człowiekiem z wizją. Zanurzenie w praktyce biznesowej chroni go skutecznie przed skłonnościami do szaleństw ideologicznych, przed pouczaniem innych i protekcjonalizmem, dość charakterystycznym dla polskich intelektualistów, niezależnie od przynależności ideowej. Mówiąc kolokwialnie, Tadeusz Zysk opanował sztukę bardzo rzadką: łączenia wizji z praktyką. Bo - z całym szacunkiem dla wytwórców lodów, butów i innych produktów - branża wydawnicza wydaje się szczególnie trudna. Ponadto Tadeusz Zysk nie zaczynał swojej kariery, jak to miało miejsce w przypadku obecnego prezydenta Jacka Jaśkowiaka, w kręgu Jana Kulczyka.
Jeszcze jedna uwaga, która pojawiała się podczas tego spotkania. Mówiłem wyżej o sferze publicznej i książce Blooma Umysł zamknięty. Otóż warunkiem istnienia zdrowej sfery publicznej, a bez niej nie ma demokracji, jest odróżnianie tego, co publiczne, od tego, co prywatne. Inaczej dochodzi do degeneracji, co świetnie (chyba najpełniej w Polsce) wizualizuje działalność i osoba prezydenta Jacka Jaśkowiaka. Uczynił on ze swego życia swoisty spektakl, nie wzbraniał się przez upublicznieniem swego życia rodzinnego, trudno choćby zapomnieć pościelową fotografię, którą Jaśkowiak zamieścił w sieci w dniu, gdy Wielkopolanie obchodzili rocznicę zwycięskiego powstania z 1918 roku. Ta narcystyczna strategia ma ukazywać kandydata jako „normalnego” człowieka, który cierpi, czuje, boryka się problemami, zdradza żonę, ale potem wraca etc. Opera mydlana, niestety, bywa skuteczna w dzisiejszej polityce, będącej na poziomie widowiska swoistym show. W kontekście tej „tyranii intymności” i narcyzmu normalność Tadeusza Zyska może jawić się tym, którzy nie rozumieją mechanizmów nowoczesnej polityki, jako coś archaicznego. To oczywiście pozór. Czas przywrócić w Poznaniu normalność.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/404109-czas-przywrocic-w-poznaniu-normalnosc