Został on wydelegowany do reprezentowania interesów WSW na forum SN. Określenie „delegowany” likwiduje wszelkie wątpliwości i możliwość dywagacji. Wyklucza bowiem bezstronność
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Andrzej Gwiazda, legendarny działacz opozycji w PRL.
wPolityce.pl: Sędzia Józef Iwulski, pełniący obowiązki I prezesa SN skazywał w okresie PRL opozycjonistów, a jego żona była oficerem SB. Jak przyjmuje Pan te doniesienia?
Andrzej Gwiazda: Jest to szokujące, bo odzwierciedla warunki, jakie zapewniała III RP i Okrągły Stół. Bo to przecież przy nim zostało uzgodnione, że żadnemu komunistycznemu przestępcy włos z głowy nie spadnie. Jeżeli chodzi o sędziego Iwulskiego, to istotną rzeczą jest fakt, że został on przez WSW, czyli Wojskową Służbę Wewnętrzną - odpowiednik cywilnej SB - delegowany do Sądu Najwyższego. To „delegowany” ma tutaj istotne znaczenie, bo słownikowo oznacza wysłanie, czy udzielenie komuś pełnomocnictwa do reprezentowania interesów delegującego gdzieś na innym forum czy terenie. Czyli został on wydelegowany do reprezentowania interesów WSW na forum SN. Określenie „delegowany” likwiduje wszelkie wątpliwości i możliwość dywagacji. Wyklucza bowiem bezstronność.
Leszek Wojnar został skazany w grudniu 1982 roku za drukowanie i kolportowanie ulotek na trzy lata przez skład sędziowski, w którym był ppor. Józef Iwulski. Sędzia tłumaczy dziś, że „może te wyroki skazujące były ze świadomością, że będzie amnestia i krzywda im się nie stanie”. Przekonuje to Pana?
Być może mieli świadomość, że będzie amnestia, natomiast wyrok był wyrokiem sądowym, podjętym na podstawie dekretu o stanie wojennym, który był bezprawnym. Nie wiem dlaczego dziś naprawa sądów idzie jakimiś krętymi opłotkami, szukaniem jakichś wybiegów, które dają Timmermansom pole do popisu. Mamy wyrok SN, tego samego, który uznaje, że stan wojenny był wprowadzony bezprawnie, że dekret o stanie wojennym jest pozbawiony mocy prawnej i uznaje Wojskową Radę Ocalenia Narodowego za zbrojną grupę przestępczą. I każdy sędzia i prawnik miał obowiązek zgłosić do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa w stosunku do WRON. W pierwszym dniu interny napisałem gryps, który udało mi się wyrzucić, że stan wojenny jest bezprawny i jest złamaniem konstytucji. Uważałem, że jest to bardzo ważne dla społeczeństwa, a sędziowie o tym nie wiedzieli. Tak więc każdy prawnik, który podjął jakiekolwiek działania w oparciu o bezprawny dokument wykorzystując swoje stanowisko, powinien być administracyjnie pozbawiony prawa wykonywania zawodu.
Liczył Pan na to, że tak się stanie?
Tak, bo wtedy sprawa byłaby jasna i żadna Komisja Wenecka, żaden Timmermans czy inni europejscy ignoranci nie mieliby tutaj żadnej szansy. Ostatni proces miałem w 1985 roku. Bezpieka tak spaprała dowody, że wszyscy świadkowie sobie zaprzeczyli. Sędzia musiał wydać wyrok za całokształt, bo zarzuty się nie potwierdziły. Taką dostał instrukcję. Po Okrągłym Stole tenże sędzia został prezesem sądu we Wodzisławiu Śląskim. To jeden dowód, ale wystarczający, że środowisko sędziowskie nie miało się oczyścić. Wręcz przeciwnie z tego środowiska byli wyłuskiwani dyspozycyjni sędziowie na telefon i awansowani.
Mamy przykład chociażby sędziego Wojciecha Łączewskiego, który przed skazaniem szefów CBA- jak pisze dzisiejszy tygodnik „Sieci”- konsultował się z ekspertem PO ds. służb specjalnych.
Tak. Mamy Łączewskiego, Tuleję, czy Milewskiego, który na telefon zgadzał się ustawić wyrok. To przypadki udowodnione. Mamy tych dowodów mnóstwo i nie korzystamy z tego. Dorzucę jeszcze jeden szczegół. W procesie Jaruzelskiego została skazana tylko jedna osoba, dziennikarka Wiesława Kwiatkowska, która napisała, że sędzia pojechał po instrukcje, gdyż przed procesem nagle udał się do Warszawy. Tych smakowitych szczegółów jest wiele. One całkowicie dyskwalifikują nie tylko aparat sędziowski, ale ówczesne władze oraz całą procedurę mianowania tych sędziów i ich awansowania. Pokazuje to, że zamiar był jasny i realizowany z konsekwencją. Obsadzało się kluczowe stanowiska sędziami, którzy będą gotowi traktować prawo tak, jak było ono traktowane w PRL w systemach komunistycznych. W komunistycznej encyklopedii przeczytałem ostatnio nt. niezawisłości sądowej, że jest ona inaczej traktowana w krajach socjalistycznych, „gdyż głównym zadaniem sądów jest ochrona systemu socjalistycznego”.
Dlatego stworzono z sędziów „nadzwyczajną kastę”?
Dokładnie. Niezawisłość sędziów jest traktowana inaczej, ich głównym celem nie jest obrona prawa, ale obrona linii politycznej. I ci sędziowie utworzyli kastę, bo im to umożliwiono. Ich mocodawcy, których interesów mieli bronić nie ukrywają się, wychodzą przed kamery. Wystarczy ich sfotografować, nie trzeba robić lustracji. To ugrupowanie się nie kryje, bo firmuje się Wałęsą, człowiekiem, który już ponad wszelką wątpliwość był współpracownikiem bezpieki. Mick Jagger z The Rolling Stones, do którego Wałęsa zwrócił się, by go poparł w sprawie niezależności sądów, stwierdził: „Jestem za stary, by być sędzią. Ale jestem dość młody, by śpiewać”. Rockmenów traktujemy z przymrużeniem oka, jeżeli chodzi o ich rozeznanie, ale tutaj ten facet wykazał się niesłychanie subtelnym zmysłem politycznym. Bo on de facto powiedział „spadaj” Wałęsie, natomiast poparł – tak jak można to uczynić ze sceny w przypadku ważnych wydarzeń politycznych- reformę sądownictwa.
Rozmawiał Piotr Czartoryski- Sziler
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/404076-nasz-wywiad-gwiazda-przeszlosci-iwulskiego