Protesty są w jakiejś mierze gestem desperacji oszukiwanych i okradanych od lat rolników. Sprawę problemów cenowych owoców miękkich obserwuję od lat. Rozumiem niezadowolenie rolników, którzy są producentami wiśni, malin czy truskawek. Mają problem ze sprzedażą owoców i są okradani przez skupujących
— mówi minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Pan ministrze, co resort rolnictwa, którym pan kieruje może zrobić, żeby wzrosły niskie ceny owoców i warzyw? Ministerstwo poparło wniosek sadowników do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, żeby zbadał czy na rynku nie doszło do zmowy cenowej między skupującymi owoce.
Minister Jan Krzysztof Ardanowski: W działaniach doraźnych w gospodarce rynkowej władze, niezależnie od ich barw, nie są w stanie praktycznie nic zrobić. Podjąłem starania, aby ustalić czy przedsiębiorcy nie dokonują zmowy cenowej czy też w sposób skoordynowany nie wykorzystują swojej pozycji monopolistycznej na rynku. Czekam na odpowiedź UOKiK.
Co dla ministerstwa jest kluczowym działaniem w tej sprawie?
Stabilizacja produkcji i cen w kolejnych latach. Protesty są w jakiejś mierze gestem desperacji oszukiwanych i okradanych od lat rolników. Sprawę problemów cenowych owoców miękkich obserwuję od lat. Rozumiem niezadowolenie rolników, którzy są producentami wiśni, malin czy truskawek. Mają problem ze sprzedażą owoców i są okradani przez skupujących. Do irytacji doprowadza mnie jednak, kiedy na czele protestów widzę działaczy i posłów PSL. To oni rzez osiem lat rządów PO-PSL i przez większość okresu wolnej Polski byli na rządowych i ministerialnych stołkach odpowiedzialnych za polskie rolnictwo. Gdzie był pan poseł Mirosław Maliszewski, przewodniczący Związku Sadowników RP? Gdzie był pan Maliszewski kiedy jego partia rządziła przez wiele lat i nie podejmowała żadnych działań na rzecz odzyskania przynajmniej części sektora przetwórczego? Działania polityków PSL oceniam jako hipokryzję. Rolnicy powinni zrozumieć, że na protestach rolniczych niektórzy próbują zbić kapitał polityczny, żeby ratować się przed polityczną klęską. Nie wiem, czy niektórzy nowi działacze polityczni, których część jest kreowana na następców Andrzeja Leppera nie są przez kogoś sterowani.
Będzie pan rozmawiał z protestującymi rolnikami?
Po to jestem. Od pierwszego dnia kiedy zostałem ministrem zapraszam rolników na rozmowy i chodzę na dyskusje. Spotykam się z reprezentantami organizacji rolniczych. Rozmawiałem z Solidarnością Rolników Indywidualnych, której od lat jestem członkiem. Spotkałem się z przedstawicielami Izb Rolniczych, organizacją, którą współtworzyłem ponad dwadzieścia lat temu. Izby nie wykorzystują jednak potencjału, którym dysponują. Część postulatów zgłoszonych przez protestujących jest sensowna. Dla przykładu przekazane na proteście postulaty Związku Zawodowego „Solidarni” oceniam jako bardzo rozsądne propozycje zmian dotyczących polityki rynkowej. Natomiast postulaty Unii Warzywno-Ziemniaczanej, głównego obok PSL-u, organizatora protestów, są, przepraszam za ostrość, stekiem wyzwisk wobec wszystkich, którzy dotychczas w Polsce rządzili. W czasie protestu można było usłyszeć od przedstawicieli tej organizacji bardzo obraźliwe sformułowania nie tylko pod adresem rządzących przez ostatnie 30 lat. Były także jednoznacznie kojarzące się gesty z wyciągniętym środkowym palcem pod ambasadą USA, wyzwiska pod adresem naszych strategicznych związków z Amerykanami i gloryfikowanie Rosji. To daje do myślenia.
Będą kolejne spotkania z rolnikami?
Jestem już umówiony na rozmowy. Wysłałem zaproszenia do Samoobrony i do związków branżowych. Spotykam się z reprezentantami różnych branż. Wspólnie z rolnikami chcę szukać rozwiązań problemu, który został stworzony w latach 90. poprzez sprzedaż przetwórni firmom zagranicznym. Drobni producenci owoców i warzyw zostali zmuszeni do rywalizowania z silnymi podmiotami. W tej grze rynkowej nie mieli szans z koncernami, które prowadzą działalność w wielu krajach na świecie. Koncerny mogą sobie pozwolić na różne wymuszenia, na dociskanie kolanem plantatorów w każdym kraju. Jak się rolnikom nie podoba cena, zagraniczni przetwórcy pokazują naszym rolnikom gest Kozakiewicza i straszą tym, że, ściągną owoce i warzywa z innych krajów.
Niestety tak jest. Można to rozwiązać?
Możliwości są niestety ograniczone. Państwo nie jest w stanie ingerować w gospodarkę rynkową, gdyż ma niewielkie możliwości w tym zakresie. Nie chcę też wracać do centralnie planowanej gospodarki, jaką próbowano realizować w komunizmie, bo próba regulowania wszystkiego i nakazywania, co kto ma produkować, zakończyła się klęską.Jednak państwo w poszczególnych branżach powinno mieć pojedyncze, kluczowe firmy, które chociaż częściowo wpływałyby na rynek.
W jaki sposób?
Poprzez częściowe stymulowanie poziomu cen rynkowych. Te podmioty powinny skupować produkty, eksportować je i szukać możliwości ich zagospodarowania. Drugim kierunkiem, do którego ciągle będę przekonywał rolników, to rozwiązanie wymyślone w Europie kilkadziesiąt lat temu – regulowanie rynku przez rolników i organizacje rolne. Rolnicy poprzez grupy owocowo-warzywne i ich zrzeszenia decydują o wielkości podaży. Tyle produkują, ile rynek jest w stanie wchłonąć. A u nas jeżeli w jednym roku jakiś owoc „płaci”, w kolejnych latach wyrastają następne plantacje. A potem są problemy, bo rynek nie jest w stanie przyjąć każdej ilości owoców. Rolnicy w Europie zachodniej zagospodarowują owoce i warzywa, a potem poprzez swoje organizacje próbują lokować produkt na rynku. Sprzedają surowiec dla producentów gotowych dań, hotelom, restauracjom, producentom lodów, szukają eksportu itp. Niestety, dobrze zorganizowani rolnicy w Polsce są rzadkością, bo jeden na drugiego krzywo patrzy, jest podejrzliwy, ba czasem drugiego uważa za złodzieja, nie chce z sąsiadem współpracować. Polscy rolnicy nie zdają sobie sprawy z prostej prawdy, że łączy ich z sąsiadem wspólny interes.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/403950-nasz-wywiad-minister-ardanowski-o-niskich-cenach-owocow