To naturalne, że zwolennicy Donalda Tuska wybijają z jego wywiadu dla telewizji TVN to, co najbardziej radykalne, uszczypliwe, złośliwe. Plus wrzutki obliczone na wywołanie rezonansu, takie jak ta, o rzekomej propozycji pomocy przy kwestii ustawy o IPN. Swoją drogą warto zauważyć, że w całej rozmowie ani słowem nie zająknięto się o finalnej deklaracji polsko-izraelskiej, która zdecydowanie pozytywnie wpływa na ostateczną ocenę tych wydarzeń.
Ale uczciwa analiza całej rozmowy prowadzi do wniosku, że sygnał jaki wysyła szef Rady Europejskiej, jest inny niż te uszczypliwości i wrzutki. To - paradoksalnie - schłodzenie nadziei na powrót i przejęcie władzy, to próba obniżenia temperatury. Dlaczego?
1. Język, którego Tusk użył wobec obozu dziś rządzącego, był zjadliwy i nieuczciwy, ale jednak dużo łagodniejszy niż zdarzało mu się w przeszłości. Najmocniejsze słowa padły jako przestroga przed demoralizacją władzy niekontrolowanej, co zresztą zabrzmiało w jego ustach humorystycznie.
2. Zdystansował się - i to mocno - od straszenia przez opozycyjnych działaczy rzekomym zagrożeniem dla uczciwości nadchodzących wyborów.
3. Ani razu nie użył typowej dla opozycji skrajnej argumentacji „delegalizującej”. Mówiąc o bojkocie Zgromadzenia Narodowego przez opozycję stwierdził tylko iż „rozumie tę decyzję”, bo „nie była łatwa”. Miękko.
4. Opozycja otrzymała jedynie komplement iż „robi, co może”, a on „rozumie, jak trudna jest rola opozycji”. I to wszystko. Umie mocniej wspierać.
5. Konsekwencje pogorszenia relacji Warszawy z Brukselą opisał zaskakująco łagodnie, jako pewien możliwy dyskomfort.
6. Na jasne pytanie, czy pani Małgorzata Gersdorf jest I Prezesem Sądu Najwyższego, świadomie nie odpowiedział.
Podobnie zresztą jak na pytanie o start w wyborach prezydenckich, najważniejsze z punktu widzenia jego zwolenników, marzących o restauracji reżimu. Tu zastosował taki unik:
Pytanie: Kilka miesięcy temu powiedział pan, że w 2019 roku będzie już w Polsce i nie będzie zajmował się wyłącznie oglądaniem telewizji. Czy patrząc na to, co dzieje się w polskim Sejmie, Senacie, co dzieje się z polskim sądownictwie, państwa determinacja powrotu do polskiej polityki rośnie?
Odpowiedź: Za wcześnie na spekulacje, znam te niektóre opinie czy życzenia, ale jedno mogę powiedzieć dzisiaj: gdyby Jarosław Kaczyński zdecydował się kandydować, to bym nie wahał się ani chwili i stanąłbym do takiego pojedynku. Także możecie państwo w Polsce prezesa zapytać, czy przyjmuje takie wyzwanie.
Pytanie: Rozumiem, że rzuca pan rękawice w wyborach prezydenckich panu prezesowi Kaczyńskiemu?
Odpowiedź: Powiedzmy, ze jest to takie badawcze pytanie o nastrój pana prezesa.
I znowu: to jest mimo wszystko zbijanie temperatury. To, co dla PO, Nowoczesnej, Ubywateli i Czerskiej jest śmiertelnie poważną walką o wszystko, Tusk redukuje do jakiejś osobistej gierki z premierem Jarosławem Kaczyńskim, co najwyżej prostej prowokacji, obliczonej na wywołanie jakiegoś zamieszania. Tam, gdzie oni widzą być albo nie być, on proponuje szaradę i rebus. Tam, gdzie oni rozdygotani rzucają słowa najmocniejsze z mocnych, on proponuje „badawcze pytanie o nastrój pana prezesa”.
Można nawet te słowa czytać jako odpowiedź negatywną, bo szanse na ewentualny start Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich są znikome, co zresztą potwierdził w ostatnim wywiadzie dla tygodnika „Sieci”.
Oczywiście, jasno podkreślam: Donald Tusk to wciąż bardzo poważny zawodnik, o kilka klas groźniejszy dla obozu dobrej zmiany niż jego następcy w Warszawie. Nie jest wykluczone, że wróci do Polski i jednak rzuci wyzwanie, choć znowu - rację ma Jarosław Kaczyński, gdy mówi w „Sieci”, że zrobi to wtedy, gdy będzie pewny wygranej, bo nie lubi ryzyka.
Sądzę, że decyzja ostateczna nie zapadła. Myślę, że choć jawił się w rozmowie jako polityk zmęczony, trochę archaiczny, odwykły od walki, to może jeszcze odzyskać formę. Możliwe, że po zrzuceniu szat przewodniczącego rady Europejskiej, pokaże pazurki. Mówi się nawet o możliwej liście do Parlamentu Europejskiego pod jego patronatem. To wszystko może się przydarzyć naszej ojczyźnie. Ale teraz wysłał inny sygnał: wychładzający, dystansujący, inny niż wcześniejsze.
Jeśli ktoś jest rozgrzanym do czerwoności zwolennikiem totalnej opozycji, ma prawo do poczucia zawodu.
Przyczyna? Na pewno trudno wrócić z tak dalekiej jednak podróży na krajowe podwórko, na pewno jest już o dekadę starszy niż w 2005, kiedy po prezydenckiej porażce rozpoczynał swój brutalny, bezwzględny marsz po władzę. Ale przede wszystkim, nic nie jest już takie, jak było. W partii rządzi nieznoszący go Schetyna, jakość kadr opozycji jest dramatycznie niska, sondaże opozycji nie najlepsze, pamięć społeczna o ciemnych stronach rządów PO-PSL bardzo silna, sytuacja gospodarcza dobra, a moc patronki zewnętrznej, czyli kanclerz Merkel, słabnąca. Konteksty i koniunktura, które dały mu władzę, już nie istnieją. Musiałby wszystko zaczynać od zera. Trudna sprawa.
POLECAM DEBATĘ TELEWIZJI wPOLSCE.PL PO WYWIADZIE JAROSŁAWA KACZYŃSKIEGO DLA „SIECI”:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/403804-tusk-schladza-nadzieje-opozycji