Mija 10 lat od śmierci Bronisława Geremka. Rocznicę tę postanowił upamiętnić także Rafał Trzaskowski. Zrobił to jednak w tak „oryginalny” sposób, jakby celowo chciał zniweczyć własną kampanię wyborczą. Polityk Platformy kolejny raz pokazał swoją prawdziwą – snobistyczną – twarz. Czy jego aspiracją jest zostać prezydentem „warszawki” i „lemingów”?! Nic dziwnego, że jego facebookowy wpis stał się hitem wśród internautów.
Bronisław Geremek uczył mnie Cywilizacji europejskiej w Kolegium Europejskim w Natolinie, po francusku. Był poważny, zadumany i srogi. Dostałem najwyższą notę na roku, bo mój ówczesny francuski nie pozwolił na oratorskie popisy i zmusił do wypowiedzi chłodnej, precyzyjnej i oszczędnej. Profesor lubił konkret. Pamiętam, że referowałem credo Edgara Morina z „Penser l’Europe”. Czułem się, jakbym zdawał egzamin życia u biblijnego patriarchy z obrazów Rembrandta. Książkę zrozumiałem 10 lat później. A kiedy w 2015 roku wręczałem Edgarowi Morinowi nagrodę na szczycie ministrów europejskich Trójkąta Weimarskiego w Paryżu, miałem nieodparte wrażenie, że z obrazów zawieszonych na ścianie pałacu przy Quai d’Orsay spogląda na mnie lekko rozbawiony profesor. A jednak warto było czytać Morina
— napisał Trzaskowski na Facebooku.
Na pompatyczny popis kandydata na prezydenta Warszawy internauci mogli odpowiedzieć jednym – śmiechem.
No to jednak coś niewiarygodnego, ten Trzaskowski… Gdyby były lata 70. to w jego roli obsadziłbym Dudusia czyli Filipa Łobodzińskiego
— skomentował Piotr Semka.
Doceniam szczerość Pana Rafała, dajmy mu więcej czasu, niech opowiada ;-)
— dodał Paweł Janowski.
Zakonnica weszła na pasy. @trzaskowski_ czuje #bul
— skomentowało stowarzyszenie Miasto Jest Nasze.
Widać, że @trzaskowski_ takimi wpisami celuje w elektorat co to zimą wybiera snowboard w Sölden, a latem adventure-club w Nowej Zelandii
— stwierdził twitterowicz 10murzynków.
Ale oprócz powodów do śmiechu, wpis Trzaskowskiego zainspirował do tworzenia podobnych „laurek”.
Mój tata uczył mnie jak obierać ziemniaki na osiedlu Pyrzyckim w Stargardzie, mówił normalnie, po polsku. Był poważny, zadumany i srogi, jak zawsze, gdy zabierał się za frytki. Po wszystkim usłyszałem wyrazy uznania, bo moje ówczesne umiejętności obierania nie pozwoliły na finezyjne popisy z nożykiem kuchennym, nie mówiąc już o robieniu pieczątek. Ciąłem spokojnie, przy skórce - precyzyjnie i oszczędnie. Ojciec lubił konkret. „Szanuj ziemniaka, nie tnij za grubo” - mawiał. Pamiętam, że bardzo chciałem, aby frytki były jednak karbowane, jak w smażalni w Pobierowie, którą odwiedziłem tego lata. Nazywała się „Złota Rybka”, a gdyby była we Francji na Lazurowym Wybrzeżu, pewnie nazywałaby się „Poisson D’or”. Czułem się tam, jakbym zdawał egzamin z życia na pełnej kulinarnej petardzie, gdzie aromat zjełczałej frytury przeplata się z nutą wczorajszego dorsza z „Martwej natura z rybami i ostrygami” Abrahama Brueghela. O tym, że dorsz był zepsuty dowiedziałem się dziesięć minut po fakcie. A kiedy dwa dni później poszedłem z gębą do „Złotej Rybki”, za zafundowanie mi spędzonych bynajmniej nie na plaży wakacji, odparli, że to niemożliwe, żeby było nieświeże, ponieważ sanepid ich ostro ciśnie, i pewnie chodziło o starego gofra. Miałem nieodparte wrażenie, że z fototapety z kutrem rybackim zawieszonej na ścianie spogląda na mnie lekko rozbawiony ojciec. A jednak warto frytki z rybą jeść w domu, a nie w jakiejś zapyziałej budzie
— napisał dziennikarz Marcin Makowski.
Umberto Eco udzielał mi lekcji z Semiologii w Instytucie Le Rosey w Szwajcarii, po staroelficku. Był dostojny ale też jowialny. Siedząc w XIV-wiecznej posiadłości Château du Rosey w Rolle, często przy kieliszku Jeroboam Chateau Mouton-Rothschild (rocznik ’45) wspominaliśmy feralną wyprawę do Meksyku pod dowództwem Corteza w 1519. Dostałem najwyższą ocenę w historii edukacji ponieważ lata spędzone w Imladris (dla laików Rivendell) sprawiły, że moja znajomość języka magicznego plemienia pozwoliła mi na przełożenie W poszukiwaniu straconego czasu oraz szeroko komentowaną polemikę z „Anty-Liroyem” NAS. Utworu nie rozumiem do tej pory. A kiedy w 2137 otrzymywałem order republiki za zniszczenie gwiazdy śmierci, miałem nieodparte wrażenie że ze ścian kaplicy sykstyńskiej spoglądają na mnie Randall i duch Hopkirka
— dodał kolejny z komentatorów na Facebooku.
Z wizerunkiem Trzaskowskiego jest aż tak źle, że nawet redaktorzy z portalu NaTemat.pl nie mogą się nadziwić tym „samobójem”!
Na początku nie wierzyłem w to, co zobaczyłem. Potem przeczytałem to raz jeszcze i nadal nie uwierzyłem. Rafał Trzaskowski przekonał się dzisiaj, czym jest piątek 13-ego, bo zniechęcił do siebie jakieś sto tysięcy warszawiaków. I pokazał przy okazji, jak bardzo nie rozumie, co się dzieje
— czytamy w NaTemat.pl.
ak/Facebook/Twitter/NaTemat.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/403757-trzaskowski-wzbudzil-rozbawienie-snobistycznym-wpisem