Sprawa reprywatyzacji Mokotowskiej 40 będzie jutro przedmiotem prac Komisji Weryfikacyjnej. Analiza tej sprawy poraża. Decyzję zwrotową wydano z rażącym naruszeniem prawa. Decyzję zwrotową wydano pomimo istnienia wcześniejszej decyzji odmownej, a kamienice, w efekcie zakupu roszczeń, przejął emerytowany generał rodem z PRL Marian Robełek oraz słynna w kontekście reprywatyzacji firma Plater. Na podejrzany udział Mariana Robełka w całym przedsięwzięciu wskazał już Jan Śpiewak ze Stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa (WMW), który zainteresował Komisję Weryfikacyjną sprawą oraz złożył zawiadomienie w tej sprawie do prokuratury. Portal wPolityce.pl dotarł do nowych informacji i rodzinnych powiązań gen. Robełka w tym podejrzanym układzie. Z naszych informacji wynika też, że nowe tropy znane są także dociekliwym członkom Komisji weryfikacyjnej.
CZYTAJ TAKŻE:Afera reprywatyzacyjna z oficerem WP w roli głównej! Generał nabył kamienicę za skandalicznie niską kwotę
Robełek i spółka Plater odkupili prawa do kamienicy za śmieszna kwotę 850 tys. złotych. Tymczasem okazała kamienica na Mokotowie warta może być nawet kilkadziesiąt milionów złotych. Od kogo odkupili?Zacznijmy od początku…
Mamy podejrzenia co do tego, czy przypadkiem w tej sprawie również nie doszło do korupcji. Mogą świadczyć o tym dokumenty, do których dotarliśmy, wydane przez urząd miasta w 2001 i 2007 roku, które jednoznacznie stwierdzają, że ta kamienica nie może podlegać reprywatyzacji, bo wniosek dekretowy został złożony po terminie. Ale gdy generał Marian Robełek kupił roszczenia, nagle ten termin przestał być problemem. Poza tym nie sprawdzono przesłanki posiadania nieruchomości, czyli czy właściciele tej nieruchomości byli w jej posiadaniu po wojnie, gdy składali wniosek, a wiemy, że nie byli
—mówił w styczniu tego roku Jan Śpiewak, który badał sprawę i złożył w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.
Zdumiewa kalendarium w tej sprawie. Prawowita spadkobierczyni kamienicy zmarła w roku 1987. Nie miała szans na odzyskanie kamienicy nie tylko z powodu faktu, że umierała jeszcze w czasie istnienia PRL. Po wojnie, gdy dekretem Bieruta państwo polskie przejęło tę nieruchomość, właściciele nie złożyli tzw. wniosku dekretowego w terminie. Nie było więc szans na to, by w wolnej Polsce, zaskarżyć decyzję dekretową. Nie spełniano przesłanek formalnych. Spadek po zmarłej objęła córka w roku 2011. Już rok później, 13 stycznia 2012 roku, sprzedała ina dwóm kobietom (będą przesłuchane przed Komisją Weryfikacyjne) prawa i roszczenia, które teoretycznie przysługiwałyby jej do kamienicy przy Mokotowskiej 40. Obie panie zapłaciły córce spadkobierczyni 850 tys. złotych. Teoretycznie zrobiły zły interes, gdyż zgodnie z prawem, kamienica była nie do odzyskania! Kto ryzykowałby setki tysięcy złotych na niepewny interes?
Może odpowiedzią na to pytanie jest fakt, że obie panie już niecałe trzy tygodnie po „nieudanej” transakcji zwróciły się do miasta o oddanie w użytkowanie wieczyste nieruchomości przy Mokotowskiej 40. I tu zaczynają się prawdziwe reprywatyzacyjne czary! W listopadzie 2012 roku miasto, z drastycznym naruszeniem prawa, ustanawia na 99 lat prawo użytkowania wieczystego nieruchomości! Jak to się stało? Teoretycznie było to niemożliwe, ale decyzję wydał (jako jedną ze swoich ostatnich w BGN) Jakub R. - wicedyrektor Biura Gospodarki Nieruchomościami i bliski współpracownik Hanny Gronkiewicz-Waltz, który dziś siedzi w areszcie podejrzany o wielomilionowe przekręty i proceder łapówkarski!
Miesiąc po szczodrej i podejrzanej decyzji Jakuba R. do gry wchodzi Marian Robełek oraz spółka Plater. Generał i firma kupują od obu pań prawa i roszczenia do nieruchomości przy Mokotowskiej 40. Ile zapłacono? To też daje wiele do myślenia. Kupiono je za 850 tys. złotych, czyli za tę samą kwotę, którą obie panie zapłaciły córce spadkobierczyni. Ani złotówki więcej! Robełek i spółka w ciągu kilku miesięcy stali się właścicielami nieruchomości, a miejscy urzędnicy przepisali na nich prawo użytkowania wieczystego. Jaka była rola dwóch kobiet w samej transakcji? Zapewne na rozprawie Komisji padną pytania czy przypadkiem nie były tylko słupami dla Robełka i Bieńka. Są one dziwnym trafem blisko powiązane z tymi panami, którzy podzielili się kamienicą po połowie. Jedna z kobiet jest matką wnuczki Robełka, natomiast druga jest siostrą żony Bieńka.
Oprócz tempa załatwienia sprawy i dziwnych transakcji na roszczeniach kluczowa jest ocena samych roszczeń. Otóż przedwojenni właściciele złożyli swój wniosek znacznie po terminie i jako taki nie nadawał się do rozpoznania. Z podobną sytuacją mielismy do czynienia przy Mokotowskiej 63, gdzie wiceprzewodniczący Komisji Weryfikacyjnej wskazywał, że ta sprawa mogła otworzyć worek z podobnymi sprawami. Jak widać tropy poprowadziły Komisję do kolejnej sprawy spółki Plater, w tym przypadku Mokotowskiej 40. Jak nieoficjalnie dowiadujemy się, takich spraw jest więcej, a zawsze występują w nich te same grupy handlarzy roszczeń. Wygląda na to, że Komisja Weryfikacyjna dotarła do kolejnych, być może jeszcze bardziej spektakularnych wątków afery reprywatyzacyjnej.
Wszystkie te zbiegi okoliczności budzą poważne podejrzenia nie tylko Stowarzyszenia Moje Miasto Warszawa Jana Śpiewaka, ale także samych członków Komisji Weryfikacyjnej. Czy doszło do swoistego układu? Czy w sprawie wykorzystano członków bliskiej rodziny by byli słupami w transakcji, by nie rzucać podejrzeń na prawdziwych beneficjentów? Te pytania muszą być postawione, bo kobiety te nie zajmowały się wcześniej handlem roszczeniami, a ostatecznie uzyskali je mężczyźni będącymi rekinami reprywatyzacji.
A może ktoś podstawił tajemnicze panie, które kupiły prawa do nieruchomości, by potem sprzedać je (bez złotówki zysku) gen. Robełkowi i spółce Plater? Na te pytania odpowiedzą już jutro wszyscy zainteresowani. Miejmy tez nadzieję, że prokuratura także zada im kilka niewygodnych pytań.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/403380-ujawniamy-komunistyczny-general-i-podejrzenie-nowej-afery