Dla ilustracji polsko-ukraińskich stosunków dość zestawić dwie fotografie: prezydenta Andrzeja Dudy na Wołyniu, składającego wieniec w szczerym polu, na jednym z wielu miejsc, gdzie bestialsko wymordowano polską ludność, oraz prezydenta Petra Poroszenki w Polsce, który w tym samym czasie złożył kwiaty przed memoriałem w Sahryniu (Lubelszczyzna), przy pomniku ukraińskich ofiar jednej z akcji odwetowych…
Nie zamierzam powielać licytowania się na groby, kto, komu i jakie krzywdy wyrządził. Nie są one porównywalne, choć śmierć jest zawsze równie tragiczna. Nie ma symetrii, jak chciałby zrelatywizować ukraińskie zbrodnie z przeszłości prezydent Poroszenko, i nie może być przyzwolenia na czczenie zbrodniarzy na Ukrainie, jako narodowych bohaterów. Nie może być także zgody na tak ostentacyjne gesty i lekceważenie naszego kraju przez ukraińskie władze, jak podczas minionych obchodów rocznicy rzezi wołyńskiej. Właśnie przymykanie oczu, właśnie takie ślepe podejście i bezwarunkowe wsparcie udzielane przez Polskę dla Ukrainy przyczyniło się do sytuacji, jaką mamy dzisiaj. Teraz lament nad rozlanym mlekiem…
W historii na niektóre pociągi nie należy się spóźniać. Nasze relacje z wolną Ukrainą były od początku budowane na zbutwiałych podstawach. Decydowały przesłanki polityczne, co musiało się zemścić. O wiele trudniej jest bowiem skłonić dzisiaj Ukraińców wciąż poszukujących swej tożsamości i miejsca w Europie do historycznej wiwisekcji i refleksji, niż w latach dokonującego się tam przełomu. Nasza bezwarunkowa adwokatura i propagandowo rozdymane „strategiczne partnerstwo”, przy równoczesnym przymykaniu oczu w imię „wyższych racji” na sposób rozbudzania patriotyzmu i scalania się ukraińskiego narodu, którego bohaterami stali się przywódcy zbrodniczych formacji UON-UPA, było bardziej elementem destruktywnym niż twórczym w zbliżeniu z Kijowem, i pozostawało tylko kwestią czasu, kiedy nastąpi koniec złudzeń.
Osobne, demonstracyjne złożenie kwiatów przez Poroszenkę przy pomniku ukraińskich ofiar w Polsce akurat podczas obchodów rocznicy wołyńskiej masakry na naszych rodakach nie było jedyną tego rodzaju manifestacją z jego strony. Wystarczy przypomnieć okolicznościową fetę z okazji zniesienia przez Unię Europejską, także dzięki usilnym staraniom naszego kraju, obowiązku wizowego dla Ukraińców; prezydent Poroszenko wszedł do Europy przez symboliczne drzwi ustawione na granicy z… Słowacją. To nie był przypadkowy wybór, to był siarczysty policzek wymierzony Polsce.
Czy można jednać się, budować partnerstwo, ba, opierać przyjaźń na lekceważeniu bolesnych ran i bez dokonania rozrachunku z przeszłości? Kanclerz Niemiec Helmut Kohl i prezydent Francji François Mitterrand podali sobie ręce nad grobami poległych w bitwie pod Verdun. Zamiast tego, prezydent Ukrainy zdobył się na prowokację, bo tylko tak można określić jego nieoficjalne przybycie do Polski i złożenie kwiatów przy pomniku ukraińskich ofiar, notabene bez żadnej związanej z tym rocznicy. Według różnych szacunków, w Sahryniu zginęło od dwustu do ośmiuset Ukraińców. Z pewnością była to tragedia, jednak nijak nie da się jej porównywać z ludobójstwem na grubo ponad stu tysiącach Polaków. Wygłoszone przy tej okazji słowa Poroszenki szukającego symetrii muszą budzić niesmak. „To tak jakby Niemcy, wspominając o obozach, w których po II wojnie światowej umieszczano Niemców, mówili równocześnie, żeby nie porównywać przelanej krwi i tym samym sugerowali symetrię win”, napisał na portalu Onet.pl w nader interesującym komentarzu prezes Ośrodka Analiz Strategicznych Witold Jurasz. Jak podkreślił:
Niewinne ofiary po stronie ukraińskiej oczywiście zasługują na pamięć, ale nie wolno zapominać, że Ukraińcy, w odróżnieniu od Polaków, ginęli w efekcie akcji odwetowych, a nie zaplanowanego ludobójstwa.
Pełna zgoda, stanowisko polskich władz wobec wszelkich prób zestawiania i stawiania znaku równości pomiędzy tymi zdarzeniami musi być jednoznaczne. Jurasz różnicuje wszakże wcześniejszą i obecną politykę polskich rządów, jako popadanie w skrajności - najpierw daleko idące ustępstwa, „nawet gdy ustępować nie należało”, a dzisiaj „tupanie i walenie pięścią w stół”. Jego zdaniem „PiS „odeszło już bardzo daleko od tzw. dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego”. To nadużycie, choćby z tego względu, że śp. prezydent skonfrontowany był z innymi okolicznościami, z wkroczeniem rosyjskich żołnierzy do Gruzji, i nie wiadomo, jaką przyjąłby postawę w obecnej sytuacji. Zapewne nie byłby rzecznikiem popierania Ukrainy za wszelką cenę. My, Polacy, dostaliśmy w międzyczasie od Ukraińców gorzka lekcje realizmu, czego wymownym wyrazem jest zablokowanie poszukiwań i ekshumacji w miejscach kaźni, a także żądanie przez Kijów odbudowy bezprawnie postawionego prawie ćwierć wieku temu pomnika UPA w podkarpackich Hruszowicach.
Jak można było usłyszeć z przemówienia prezydenta Dudy z okazji 75 rocznicy wołyńskiej rzezi, w postawie obecnych władz w naszym kraju nie ma „tupania”, ani „walenia pięścią”, jest natomiast niezbędna stanowczość wobec zakłamywania historii i lekceważenia nas, Polaków; od stawiania pomników i nazywania ulic imionami zbrodniarzy, po uchwalenie specjalnej ustawy dotyczącej… karania za krytykowanie formacji UON-UPA. To są fakty z niby nowego rozdziału w naszych bilateralnych stosunkach, a z faktami się nie dyskutuje.
Można natomiast, a nawet trzeba przedyskutować w Polsce opcję bezgranicznej pomocy dla Ukrainy, bez względu na wszystkie te okoliczności. Głównym argumentem, który rzekomo ma decydować o konieczności politycznego wspierania Ukrainy jest strach przed rosyjską agresją. Jasne, jak (emocjonalnie i nieodpowiedzialnie) powiedział prezydent Aleksander Kwaśniewski podczas tzw. pomarańczowej rewolucji, że „Rosja bez Ukrainy jest lepszym rozwiązaniem niż Rosja z Ukrainą”. To klincz, który sami na siebie zakładamy. Należałoby bowiem już wówczas na chłodno postawić sobie pytanie: czy przy dzisiejszych możliwościach militarnych geopolityka ma tak wielkie znaczenie jak jeszcze pół wieku temu? W bezwarunkowo zbliżeniowej polityce wobec Ukrainy należy też na chłodno rozpatrywać i taki wariant, że - mimo trudnej przeszłości - więcej wiąże Ukrainę z Rosją niż z nami, i prędzej czy później dojdzie między nimi do zbliżenia. Co wtedy…?
Jaka zatem powinna być nasza polityka wobec Ukrainy? Raz już odpowiadałem na to pytanie we wcześniejszym tekście antycypującym obecną sytuację: nieustępliwa, co dotyczy prawdy historycznej i beznamiętnie pragmatyczna, bez sentymentów, wyprana z naiwności, zaś odnośnie do współdziałania politycznego - wychodząca naprzeciw, gdzie jest to możliwe i przyniesie nam korzyści, z współpracą gospodarczą w szerokim znaczeniu tego słowa, a także naukową czy kulturalną włącznie. Tymczasem… - dla ilustracji polsko-ukraińskich stosunków dość zestawić dwie fotografie: prezydenta Dudy na Wołyniu, składającego wieniec w szczerym polu, i prezydenta Poroszenki w Polsce, który w tym samym czasie przyjechał złożyć kwiaty w Sahryniu na Lubelszczyźnie…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/403244-slepe-wspieranie-kijowa-nie-oznaczalo-politycznej-madrosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.