Źle się dzieje w państwie opozycji. Grzegorz Schetyna, Tomasz Siemoniak, Borys Budka, Andrzej Halicki albo wczasują, albo gdzieś się pochowali, a przynajmniej nie demonstrują bojowego ducha i nie prowadzą swego ludu na barykady. O politykach Nowoczesnej nawet tego nie da się powiedzieć. Kiedy więc mężczyźni prezentują się jako ciamciaramcia (nawet autor tego określenia) i niemota, bojowe zadania muszą brać na siebie kobiety. Ale radości im to najwyraźniej nie sprawia. Można powiedzieć, że mężczyźni je w jakimś sensie wrobili. I tylko prof. Małgorzata Gersdorf nie dała się wepchnąć w okopy, udając się na urlop. Choć 4, 5 i 6 lipca przed budynkiem Sądu Najwyższego próbowano z niej zrobić jeśli nie Tadeusza Kościuszkę, to przynajmniej Ludwika Mierosławskiego. Jako się rzekło, kobiety wypchnięte na barykady muszą trzymać fason, choć drogo je to kosztuje. Tak jest w wypadku prof. Jadwigi Staniszkis, pisarek Manueli Gretkowskiej, Marii Nurowskiej czy Sylwii Chutnik, dziennikarek „Gazety Wyborczej” i „Newsweeka”, reżyserki Agnieszki Holland, aktorek Krystyny Jandy, Mai Ostaszewskiej czy Magdaleny Cieleckiej, feministek Marty Lempart czy Kazimiery Szczuki, a wreszcie wielce zasłużonej dla sprawy posłanki Joanny Scheuring-Wielgus. One biorą wszystko na klatę (czy też odpowiednik klaty), a mężczyźni ledwie popiskują gdzieś z kąta czy plaży albo po prostu się dekują.
Najbardziej walką na pierwszej linii zmęczyła się pisarka Manuela Gretkowska. Swój wiekopomny list-manifest-akt oskarżenia nieprzypadkowo zaczęła do Donalda Tuska, który zbladł. Tak się stało, gdy w 2007 r. mówił Gretkowskiej, że „Kaczyński po dojściu do władzy zniszczy nas”. Zbladł zamiast rwać się do walki. Pani Manuela się rwała zamiast tchórzliwych i blednących mężczyzn (z wyjątkiem „fightera prawa” Andrzeja Rzeplińskiego), ale ile można się poświęcać. Ile można walczyć, zamiast „kochać”, „robić prawa jazdy”, „podróżować wydając ciężko zarobione pieniądze z naszych kont bankowych”? A teraz władza bezwzględnie robi swoje, „a my znowu nic”. „Już boimy się mówić prawdę. (…) Widzieliście puste ulice? Jest nas zbyt mało”. Gdzie ci mężczyźni? Nie ma ich, więc „PiS dotrwa do wyborów i weźmie sobie parlamentarną większość, kto mu zabroni?”. Ale najgorsze jest to, że „nastanie plebejska demokracja” (skądinąd każda demokracja jako władza ludu jest plebejska), zamiast rządów najmądrzejszych, najszlachetniejszych i czysto arystokratycznych (w sensie arystokracji ducha oczywiście). A zamiast arystokracji będzie „pisowska horda” i „polskie krowy mają się cielić jak każe im Pan”.
W sytuacji wojny niewybaczalne jest to, że zawodzi nawet prawdziwa kobieta, Reytan w spódnicy, czyli Małgorzata Gersdorf. „Zrobiłam mema; Rejtan mówi ‘Tylko się przewietrzę i pójdę na urlop’. Uznano, że kraczę, że Gersdorf nie pójdzie na urlop, poszła. W tym dniu Polska poszła się je…ć z Kaczyńskim, na zawsze. Będą nami rządzić ich faszystowskie pomioty” – leje łzy i miota piorunami pani Manuela. I zapowiada emigrację. Jak wcześniej tchórzliwi mężczyźni w rodzaju Przemysława Salety, Roberta Makłowicza czy Mateusza Kijowskiego. Tylko oni dla wygody, a pani Manuela z powodu zmęczenia walką. Jak to sama barwnie ujęła: „szkoda marnować życie na walkę z idiotami. Chcę (…) zająć się wreszcie sztuką, pięknem oraz turystyką. (…) Poszukam czegoś więcej - egzystencji, duchowości, przyjemności”. Gdyby ktoś miał wątpliwości, Manuela Gretkowska zapewnia: „nie jestem wariatką”. W każdym razie dawna rewolucjonistka przestaje się zajmować polityką, skoro wszyscy stchórzyli, albo jedynie bledli niczym Donald Tusk, zamiast walczyć.
Manuela Gretkowska ma dość, ale trudno się dziwić zasłużonej kombatantce. Ducha walki nie gasi natomiast prof. Jadwiga Staniszkis (w towarzystwie rewolucyjnie usposobionej Moniki Olejnik), mimo że mamy „tak mało skuteczną opozycję”. Nie gasi, skoro nawet Mick Jagger „bardzo ładnie to powiedział”, że jest „za stary, by być sędzią”. Z czego wynika, że Jarosław Kaczyński „jest za stary, by być posłem”. Logiczna byłaby deklaracja Jadwigi Staniszkis, że „nie jest za stara, aby śpiewać”, ale niestety nie padła. Śpiewać za to mógłby Bronisław Komorowski, który na nic nie jest za stary, a Jadwiga Staniszkis wiele razy już go przepraszała – za to, że „lansowała Andrzeja Dudę przeciwko Komorowskiemu”, choć ten ostatni „był spokojny, miał kręgosłup i styl”. Zapewne styl i kręgosłup, choć już nie spokój (ale to niepotrzebne) ma też pani, która wtargnęła na spotkanie Patryka Jakiego z mieszkańcami Ursusa i chciała zrobić porządek (własnymi rękami). A zaczęła od jednego spokojnego starszego pana – zapewne w ramach ćwiczeń przed kolejnymi wtargnięciami. Żeby dorównać prawdziwej bojowniczce Marcie Lempart, która nikogo i niczego się nie boi. „choćby lampart to dostoi” – jak pisała Maria Konopnicka w „Stefku Burczymusze”. Tam wprawdzie chodziło o „dostanie” niedźwiedziowi, ale było też: „Wilki?… Ja ich całą zgraję/ Pozabijam i pokraję!/ Te hijeny, te lamparty,/ To są dla mnie czyste żarty!”.
To wstyd, że najważniejsi politycy opozycji albo się byczą w słońcu, albo coś tam popiskują z kąta, zamiast wyręczyć w walce dzielne rewolucjonistki. A one nie są z żelaza, co najlepiej pokazuje „pęknięcie” Manueli Gretkowskiej. Jedna dzielna Jadwiga Staniszkis nie wystarczy jako generał, choć przy takich żołnierkach jak Marta Lempart i pani ze spotkania w Ursusie mogłoby to na jakiś czas wystarczyć. Tym bardziej, gdyby czas na walkę miały pułkowniczki Krystyna Janda i Agnieszka Holland. Mają go mało, bo nawet w czasach rewolucji trzeba nieść kulturę pod strzechy – wzorem choćby Jacquesa-Louisa Davida z czasów rewolucji francuskiej. Co nie zmienia faktu, że mężczyźni z opozycji powinni się wstydzić. No bo jak można się chować pod spódnicami walecznych kobiet, choćby nawet nosiły one spodnie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/403201-schetyna-siemoniak-i-budka-sie-bycza