Chodzi o zasady. Sprzedawaliśmy przez dekadę mity o nauczaniu języka polskiego ojczystego. Dzisiaj państwo polskie, MSZ, powinno zweryfikować wszystkie informacje i zapytać Niemców, dlaczego doprowadzono do takiego zakłamywania
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Anna Wawrzyszko, wiceprezes Związku Polaków w Niemczech spod znaku Rodła i członkini zarządu Polskiej Macierzy Szkolnej.
Dwa lata temu obchodziliśmy 25-lecie podpisania Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy. Miał być on wyrazem dążeń obu narodów do „zamknięcia bolesnych rozdziałów przeszłości”.
Polska i Niemcy są dzisiaj, 25 lat po podpisaniu 17 czerwca 1991 roku Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy, dobrymi sąsiadami i bliskimi partnerami. Traktat ten, wraz z Traktatem o potwierdzeniu istniejącej granicy z 1990 r. i stał się podstawą wzajemnego zaufania i zbliżenia obywateli obydwu naszych krajów i tym samym fundamentem naszych stosunków w przyszłości. Stworzył ramy wszechstronnej współpracy na wszystkich płaszczyznach: politycznej, gospodarczej, kulturalnej i społecznej
— można przeczytać we wspólnym oświadczeniu między szefami MSZ Polski i Niemiec z okazji tej rocznicy.
Lecz w przestrzeni politycznej nieustannie pojawiają się różne kwestie, które każą postawić pytanie: Czy „dobre sąsiedztwo i przyjazna współpraca” są nadal faktycznym określeniem na relacje polsko-niemieckie? Nie trzeba być znawcą polityki krajowej czy europejskiej, by wskazać na stałe zarzewia konfliktów, sporów, a najdelikatniej ujmując, nieporozumień oraz różnicy zdań. Najgłośniejsza kwestia – także za sprawą ostatniego szczytu unijnego – to starcie różnych wizji wobec kryzysu migracyjnego. Pamiętamy swoiste „Herlzich Wilkommen” kanclerz Angeli Merkel i narzucaną przez nią formułę przymusowych kwot przyjęcia uchodźców. Nadal gorącym tematem pozostaje kwestia odpowiedzialności Niemiec za zbrodnie na narodzie polskim podczas II wojny światowej i wysunięcia żądań reparacyjnych.
”Podczas każdej rozmowy z politykami niemieckimi mówię o Polakach mieszkających w Niemczech. Mówię o nierównomiernym traktowaniu mniejszości polskiej w Niemczech i mniejszości niemieckiej w Polsce (…). Zawsze tłumaczy się, że to jest w gestii landów, a nie rządu federalnego”
— mówił ponad rok temu marszałek Senatu Stanisław Karczewski przed wizytą niemieckiego prezydenta w Polsce.
Słowa te nie straciły na swojej aktualności. Podczas gdy Niemcy dzięki dobrej woli państwa polskiego mogą cieszyć się statusem mniejszości narodowej, to daremno szukać woli do nadania tej samej rangi i praw potomkom przedwojennej polskiej mniejszości w Niemczech. Dlaczego w ogóle poruszamy ten temat? Ponieważ zarówno kwestia nieuznawania polskiej mniejszości narodowej, jak i sama sprawa Traktatu z 1991 r. są istotą jednego z ważniejszych problemów w relacjach między Warszawą a Berlinem - nauczania języka polskiego w Niemczech.
Teoretycznie tego problemu nie ma, jeśli patrzymy na nauczanie języka polskiego – jako języka ojczystego - przez pryzmat Traktatu. Wydawałoby się, że jest pełna wykładnia do tego, aby mieć prawo do nauczania zarówno w systemie, jak i w innych placówkach oświatowych, o których również wspomina Traktat
— mówi portalowi wPolityce.pl Anna Wawrzyszko ze Związku Polaków w Niemczech i Polskiej Macierzy Szkolnej.
Odwołajmy się więc do wspomnianego już Traktatu.
„Umawiające się Strony opowiadają się zdecydowanie za rozszerzeniem możliwości nauki języka drugiego kraju w szkołach, uczelniach i innych placówkach” (Art. 25. Pkt.3.)
— czytamy.
Nasza rozmówczyni zwraca uwagę, że choć Traktat został podpisany, to państwo niemieckie nie wypełnia go w zakresie wspomnianej edukacji, tylko tworzy pozory realizacji poprzez przepisy landowe, które nie obowiązują przecież powszechnie.
Oczywiście, landy mają suwerenność jeżeli chodzi o oświatę, ale funkcjonuje tzw. Rada Siedemnastu – składająca się z ministrów edukacji wszystkich landów i przedstawiciela rządu federalnego. Wydawałoby się, że nie ma tutaj problemu, żeby implementować w całości postanowienia Traktatu i sformalizować nauczanie języka polskiego w systemie i poza nim, w różnych placówkach oświatowych
— stwierdza Wawrzyszko.
Teoretycznie stworzono więc warunki, aby mogły zostać skierowane odpowiednie rozporządzenia do landów. Ktoś mógłby powiedzieć, że sprawa jest zamknięta. Tak to wygląda z zewnątrz. Natomiast rzeczywistość jest zupełnie inna
— mówi portalowi wPolityce.pl Anna Wawrzyszko.
Nasza rozmówczyni zwraca uwagę, że obecnie obowiązujące przepisy landowe ws. nauczania języków pochodzenia („Herkunftsprache”) zostały stworzone z myślą o dzieciach gastarbeiterów, migrantów europejskich i pozaeuropejskich (głównie tureckich) jeszcze w latach 70. Edukacja języka polskiego nie była więc związana z jakimiś specjalnymi konotacjami z naszym narodem, ale potrzebą chwili. Zmianę miał przynieść Traktat o dobrym sąsiedztwie i współpracy podpisany między Polską a RFN w 1991 roku.
Gdy pytamy więc naszą rozmówczynię, co złego jest w nauczaniu języka polskiego jako „pochodzenia”, w ramach systemu, ta odpowiada:
My wychodziliśmy i wychodzimy do tej pory jako Polska Macierz z założenia, że podstawą w ogóle jest to, aby język polski był nauczany w Niemczech. Jak najwięcej, w każdej formie, nawet jako język obcy. Tego się zawsze trzymaliśmy. Jednak nie mogliśmy zrozumieć jednego. Sami, poprzez ten stan faktyczny zaczęliśmy dochodzić do pytania: dlaczego pojawia się takie deprecjonowanie języka ojczystego?
— mówi Anna Wawrzyszko.
Wielokrotnie zarzucano ośrodkom pozasystemowym bylejakość, zaściankowość. Pogardliwie nazywano je „szkółkami”. A to nieprawda! Mamy 50-letnie doświadczenie. Choć nie jesteśmy finansowani przez stronę niemiecką, to mamy przecież kuratora, a oceny mogą być wypisywane na świadectwach. Tak naprawdę jako jedyni wypełniamy funkcje opisane w Traktacie, choć jak już wiemy, państwo niemieckie nie wprowadziło z tym zakresie odpowiednich rozwiązań
— opowiada.
Problem rozpoczął się od tego, że przez ostatnią dekadę byliśmy straszliwie, agresywnie atakowani. Jako wzór stawiano system, gdzie miała być ta jakość i pieniądze. A jak to wygląda? Gdy w zeszłym roku wprowadzaliśmy szkolenia, przyjechał do nas nauczyciel języka polskiego z systemu, a okazało się, że z wykształcenia jest geografem! Pytam więc, kto ich tak naprawdę kontroluje? Jaka rzeczywiście jest tam jakość kształcenia?
— dodaje.
Nie chodzi o to, że chcemy coś wartościować. Lecz to właśnie nas zaczęto wartościować i zaczęliśmy szukać tego przyczyny
— stwierdza.
Nagle pojawia się mityczna niemal postać ze Związku Nauczycieli Języka Polskiego i Pedagogów w Niemczech, stając się sygnatariuszem fałszowania rzeczywistości, a jej działania okazały się swego rodzaju „alibi” zarówno dla strony polskiej, jak i niemieckiej. Zaczęto tworzyć nauczanie w ramach systemu, ale jako języka pochodzenia, wywodzącego się z czasów gastarbeiterów, o których już mówiłam. Do tego kuszono nauczycieli z innych placówek, żeby przechodzili do systemu
— mówi Wawrzyszko.
Wiceprezes „Rodła” nie kryje stanowczej oceny co do działalności polskich konsulatów.
Dlaczego przez wiele lat polskie konsulaty uczestniczyły w tym wyprodukowanym przez stronę niemiecką micie? Podam przykład. Co do szkół systemowych konsulowe nie zrobili nic, nie mieli do tego prawa. Natomiast nas wiecznie kontrolowano. Nawet ostatnio konsul z Kolonii – dyplomata z wieloletnim stażem – próbował udowadniać nam kłamstwo w podawaniu ilości szkół. Dlaczego konsulowie brali udział w tej grze i podtrzymywali przez wiele lat ten mit, właściwie działając na korzyść państwa niemieckiego? Powoływanie się przez niektórych konsulów na dokumenty landowe, w których umieszczano ducha Traktatu dobrosąsiedzkiego i przekazywanie informacji do Polski, że są w Niemczech szkoły oparte właśnie na Traktacie, to po prostu kłamstwo. Do tego w bardzo dziwny sposób zbierali informacje dotyczące organizacji polonijnych w Niemczech
— zaznacza.
Strona niemiecka podczas obrad okrągłostołowych ze stroną polską opowiada rzeczy, które w żaden sposób nie odpowiadają faktom. Odwołują się do kompetencji landowych, niezwiązanych z Traktatem.
— dodaje.
Wiceprezes Wawrzyszko zwraca uwagę, że gdyby zgodnie z Traktatem zaczęto uznawać nauczanie języka polskiego jako „ojczystego” a nie „pochodzenia”, państwo nie mogłoby odmówić finansowania ośrodków pozasystemowych.
Ale takich przepisów landy nie stworzą, bo język ojczysty przynależy do mniejszości. A proszę zajrzeć do Traktatu. Jesteśmy sukcesorem mniejszości, nawet jeśli nazywa się nas „grupą tożsamą”. Mamy do tego prawo, które chce się nam odebrać
— mówi dalej.
Ważną próbą przełamania tego problemu był dezyderat sejmowej Komisji ds. Łączności z Polakami za Granicą, jaki skierowano w 2017 roku do MSZ Niemiec. Wystąpiono w nim z prośbą do strony niemieckiej o udostępnienie informacji nt. implementacji tego prawa i realizacji postanowień traktatu na poziomie niemieckich landów. Odpowiedź niemiecka była jednak rozczarowująca… Próżno szukać w niej jakiegokolwiek wyjaśnienia.
Najniebezpieczniejsze jest to, że od dekady państwo niemieckie utrwala mit nauczania języka polskiego na podstawie przepisów traktatowych, czemu do tej pory wtórowała strona polska. W momencie, kiedy na placówkę dyplomatyczną przybył nowy ambasador [Prof. Andrzej Przyłębski – red.], prosiliśmy o uporządkowanie tej sprawy i możliwość uzyskania odpowiedzi od strony niemieckiej – która to nie reagowała na nasze pisma - poprzez sejmową Komisję ds. Łączności z Polakami za Granicą. Stąd dezyderat do niemieckiego MSZ
— opowiada o kulisach powstania tego dokumentu Anna Wawrzyszko.
Zatraciła się droga, w której możemy przebić się z prawdziwą informację, że po 27 latach nadal jesteśmy tak traktowani
— nie kryje gorzkich słów nasza rozmówczyni.
Gdyby przepisy landowe były jeszcze trwałe, ale one zostały stworzone na potrzebę z czasów lat 70. i zależą od polityki kształtowanej przez kolejne rządy. To może trwać sto lat, a może i dwa lata. Żaden land nie ma obowiązku kontynuowania tego
— mówi.
A my mamy prawo sygnowane w Traktacie, podpisanym przez dwa państwa i nie możemy doprosić się przez 27 lat, bo ktoś się zasłania landami? To oczywiste kłamstwo. Do tego zasłaniano się landami tylko w przypadku nauczania pozasystemowego, bo to z systemu próbowano przedstawiać niemal jako propagandowy sukces
— stwierdza Anna Wawrzyszko.
Chodzi o zasady. Sprzedawaliśmy przez dekadę mity o nauczaniu języka polskiego ojczystego. Dzisiaj państwo polskie, MSZ, powinno zweryfikować wszystkie informacje i zapytać Niemców, dlaczego doprowadzono do takiego zakłamywania
— podkreśla rozmówczyni portalu wPolityce.pl.
Adam Kacprzak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/402629-tylko-u-nas-niemcy-sprzedaja-mit-o-nauczaniu-jez-polskiego