Ta debata nie była oczywiste. W sytuacji gdy na Polskę, w reakcji na oczekiwane przez obywateli reformy, w tym wymiaru sądownictwa, spada lawina za lawiną, była zapewne pokusa by tę wizytę przełożyć. Nie ma tu przecież automatyzmu - w formule gości Parlamentu Europejskiego wystąpiło dotąd zaledwie ośmiu szefów rządów.
Lawinę chciano zrzucić i tym razem - skierowane do Mateusza Morawieckiego słowa Manfreda Webera (Europejska Partia Ludowa), niemieckiego europosła, powinny zostać zapamiętane jako przykład buty. Weber pozwolił sobie na prymitywne ruganie polskiego premiera, posługując się całą serię półprawd, a na końcu stwierdził iż Unia nie potrzebuje zmian, bo ta, która jest, świetnie funkcjonuje. Cóż, idźcie Niemcy tą drogą dalej, znów się obudzicie znienawidzeni.
Podobne tony pojawiały się w wystąpieniach frakcji liberalnych i lewicowych.
Dobrze się jednak stało, że szef rządu zdecydował podjąć to wyzwanie. Pojechać do obozu krytyków, zaproponować twardą debatę, przedstawić swoje argumenty i wizję - to dobra, godna i w finale skuteczna, droga. Trzeba być, przekonywać, nie bać się starcia.
W przemówieniu premiera Morawieckiego mocno wybrzmiała polska propozycja przyszłości Unii Europejskiej. Nawet krytycy muszą przyznać, że jest do pomysł spójny, logiczny, prodemokratyczny.
Co wybrzmiało najmocniej?
Te m.in. słowa:
Problemy Unii, kryzysy, niezadowolenie obywateli, to nie jest margines, to realny sygnał, że popełniliśmy jako Europa błędy. Powinniśmy zastanowić się, dlaczego doszło do sytuacji, że tak wielu Europejczykom nie podoba się obecny kształt UE. Odpowiedź brzmi tak: ludzie mają w sobie gen wolności, chcą wpływu. Gdy ten wpływ tracą, pojawia się sprzeciw.
Premier stwierdził, że Europa potrzebuje odnowienia europejskiego kontraktu, że nie można poczucie niezadowolenia wielu obywateli kwitować słowem „populizm”. To pieczętowanie nic nie zmieni, jeżeli nie uda się przywrócić poczucia bezpieczeństwa i nadziei, że
naszym dzieciom będzie się żyło lepiej niż nam samym.
Premier ujął to w postulat konieczności „demokratycznego przebudzenia”. I zaproponował trzy punktowy plan:
— Unia 4.0 – Unia nowoczesnej gospodarki. — Unia bezpieczna – solidarnie reagująca na zagrożenia — Unia obywatelska - społecznie wrażliwa, wspierająca obywateli przed siłą globalnych korporacji.
Mateusz Morawiecki posłużył się kilkoma przykładami z polskiego podwórka. Pokazał, jak może wyglądać to w praktyce. A więc skuteczna walka z przestępczością, także gospodarczą, mafiami vatowskimi:
Wymiar sprawiedliwości był pobłażliwy dla przestępców, w sądach zapadały wyjątkowo niskie kary, mówiono nam, że tak musi być, że nic się z tym nie da zrobić. My pokazaliśmy, że się da. Państwo i społeczeństwo okradane przez bandytów, przez mafie. Pokazujemy, że skuteczne państwo może zlikwidować ubóstwo wśród dzieci. Uszczelniliśmy system podatkowy. To nasze bardzo realne osiągnięcie.
I dalej:
Sprawiedliwość społeczna to fundament Unii. Podkreśla to polska Konstytucja, jak i traktat Unii Europejskiej. Ambitna polityka społeczna, to, co udało się osiągnąć w Polsce w czasie ostatniego 2,5 roku pokazuje, że wiele jest możliwe. Bezrobocie najniższe w historii, dług publiczny spadł, deficyt budżetowy maleje a jednocześnie prowadzimy ambitną politykę społeczną, ograniczamy biurokrację, zmniejszamy podatki dla małych firm, prowadzimy walkę z mafiami.
W ocenie premiera Unia powinna odwołać się do źródeł, do idei ojców założycieli wspólnoty. Przywołał tu słowa Słowa Jana Pawła II – dwa płuca Europy, wschodnie i zachodnie, obie równie ważne. Szef polskiego rządu polemizował też z założeniem, że dobrze działająca Unia wymaga demontażu państw narodowych.
Nie ma jakiejkolwiek determinizmu, który zmuszał by nas do jednej prędkości, zmuszał do oddawania kolejnych kompetencji, by stworzyć superpaństwo. DNA Europy jest gdzie indziej: to dyskusja, współpraca, koordynacja. Nie powinniśmy zmieniać tego DNA, to jest istota Unii.
Powinniśmy usłyszeć w głosie obywateli niepokój i go zrozumieć. Parlament Europejski jest najlepszą formułą by ten głos usłyszeć. (…) Wielu Europejczyków nie okazuje dziś entuzjazmu wobec integracji w Unii Europejskiej. Możemy się na to oburzać, zamykać oczy, udawać że to tylko margines – ale to nie zmieni rzeczywistości. To sygnał, że popełniliśmy błędy – i musimy je naprawić.
Warto też wspomnieć te słowa szefa rządu:
Bez chrześcijaństwa europejska różnorodność nigdy nie osiągnęłaby tak dziś cenionego, szczególnie w tej izbie, poczucia uniwersalizmu. Jedności w różnorodności.
Inna sprawa, że rację miał prof. Ryszard Legutko, który wskazał chwilę potem, że Parlament Europejski dawno już przestał słuchać argumentów i przedstawiać kontrargumenty, że bicie w Polskę, to jakieś hobby obecnej większości w PE.
Tak było, ale odpowiedzi Morawieckiego, kilka zdań prawdy o sytuacji w Polsce dzisiaj i za poprzedników, wybrzmiały mocno i celnie. Bilans tego starcia nie jest więc jednoznaczny. Do tego wątku wrócę w kolejnym komentarzu.
Warto jednak mówić swoje, warto pokazywać innym narodom Unii, że Polacy nie chcą, co próbuje nam się wmówić, końca UE czy jej klęski. Że mają dobrze przemyślany projekt, który oczywiście nie w smak dominującej w establishmencie lewicy i rządzącym de facto UE Niemcom.
Prędzej czy później owoce tego wysiłku zbierzemy. Nawet jeśli dzisiaj Unia jest z siebie fantastycznie zadowolona, to warto pamiętać, że w kilku krajach bunt obywateli już wywrócił układ.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/402436-nawet-krytycy-musza-przyznac-ze-pmm-pokazal-spojna-wizje-ue