Poziom histerii osiągnięty przez opozycję i jej medialne organy, przez środowiska prawnicze i niektórych ich kolegów z zagranicy oraz przez część unijnych urzędników i polityków przy okazji wejścia w życie (3 lipca 2018 r.) ustawy o Sądzie Najwyższym dawno przekroczył stany alarmowe.
Powód jest prosty. Wszystkim im pozostała już tylko nadzieja, że Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej cofnie reformy wymiaru sprawiedliwości, w tym Sądu Najwyższego, stosując środek tymczasowy w postaci „zaaresztowania” nowych przepisów. W wypadku wniesionej już do TSUE skargi na ustawę o sądach powszechnych trybunał niczego nie „aresztował”. Teraz jest naciskany ze wszystkich stron, żeby to zrobił, bo inaczej będzie koniec świata. I właśnie teraz polski rząd może wszystkich tych domorosłych prokuratorów, w tym Fransa Timmermansa wysłać na drzewo.
Stan prawny jest taki, że do TSUE można wnieść skargę na uchybienie zobowiązaniom państwa członkowskiego. Te zobowiązania to unijne dyrektywy i rozporządzenia, czyli „prawo wtórne” UE. Obejmuje ono przepisy przyjmowane na podstawie unijnych traktatów w dziedzinach, w których państwa członkowskie podzieliły się z instytucjami UE swoimi kompetencjami.
Łamanie dyrektyw i rozporządzeń skarży się do TSUE z art. 258 Traktatu o Funkcjonowaniu UE. Z kolei procedura z art. 7 to procedura czysto polityczna, w której decyzje są podejmowane wyłącznie na podstawie głosowaniami przedstawicieli państw członkowskich UE, a sama procedura odnosi się do Traktatu o Unii Europejskiej, czyli „prawa pierwotnego”. Dotychczas na podstawie art. 258 Traktatu o Funkcjonowaniu UE nie wszczynano postępowań odnoszących się do „prawa pierwotnego”. Teraz są naciski, żeby odwołać się do art. 19 Traktatu o UE (funkcjonowanie skutecznego sądownictwa) w powiązaniu z art. 47 Karty Praw Podstawowych UE (prawo do bezstronnego sądu). Chodzi o to, żeby polskich sędziów uznać za sędziów UE, gdyż mogą orzekać także w sprawach dotyczących stosowania prawa UE. I w ten sposób można by zrobić sąd nad funkcjonowaniem i organizacją sądów w Polsce. Tyle że kwestie funkcjonowania i organizacji sądów w państwach członkowskich nie są regulowane żadnymi dyrektywami czy rozporządzeniami w „prawie wtórnym”, więc nie ma do tego podstaw. Ale na siłę można je wywieść z „prawa pierwotnego”, co oznacza prawdziwą rewolucję nie tylko w funkcjonowaniu TSUE, ale wręcz całej Unii Europejskiej. Po prostu kwestie z poziomu politycznego zostałyby przeniesione na poziom sądowniczy.
Gdy Komisja Europejska skarżyła do TSUE Węgry (w sprawie obniżenia wieku emerytalnego sędziów i prokuratorów), odwołała się do „prawa wtórnego”, a konkretnie dyrektywy o niedyskryminacji w pracy ze względu na wiek i płeć.
Także na podstawie „prawa wtórnego” Komisja złożyła w grudniu 2017 r. skargę do TSUE przeciwko Polsce w związku z ustawą o sądach powszechnych. Podobnie jak na „prawo wtórne” Komisja powołała się w sprawie sędziów Trybunału Obrachunkowego Portugalii (obcięcie zarobków w związku z koniecznością spłacania zagranicznych kredytów). Portugalscy sędziowie tę sprawę przegrali. Zwolennicy „aresztowania” ustawy o Sądzie Najwyższym wpadają w szczególny amok połączony z nirwaną w związku z uzasadnieniem wyroku (z 27 lutego 2018 r.) w sprawie portugalskich sędziów. W tym uzasadnieniu, które przecież nie jest żadną normą prawną, sędziowie TSUE spróbowali złapać się lewą ręką za prawą stopę, gdy ręka była po jednej stronie ściany, a stopa po drugiej.
Sędziowie TSUE stwierdzili, że konkretny „organ wypełnia swe zadania sądownicze w pełni autonomicznie, nie podlegając żadnej hierarchii służbowej ani nie będąc podporządkowanym komukolwiek i nie otrzymując nakazów czy wytycznych z jakiegokolwiek źródła, oraz że jest on w ten sposób chroniony przed ingerencją i naciskami zewnętrznymi mogącymi zagrozić niezależności osądu jego członków i wpływać na ich rozstrzygnięcia”. Czyli sędziowie mają orzekać niezawiśle i nikt oraz nic nie może tej ich niezawisłości w sądzeniu ograniczać. Ci, którzy chcą polskie sadownictwo wykoleić, chwycili się tego jak pijany płotu, rozciągając ową niezawisłość na organizację sądów i tryb powoływania sędziów. Jeśliby tak rozszerzająco to interpretować, pierwszym sadem, którego sędziowie nie byliby niezawiśli, a mieliby orzekać w sprawach niezawisłości jest oczywiście Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, którego sędziów powołują wyłącznie rządy państw członkowskich, czyli władza wykonawcza. Jeśliby to miało ograniczać niezawisłość sędziów TSUE, nie powinni oni orzekać w żadnej sprawie, a tym bardziej w tych dotyczących niezawisłości sędziowskiej w innych państwach.
W wyjątkowo pokrętnym uzasadnieniu orzeczenia w sprawie portugalskich sędziów wywiedziono, że każde państwo członkowskie powinno zagwarantować dostęp do sądowej drogi odwoławczej tam, gdzie jest to objęte prawem UE. Tam, gdzie sądy w poszczególnych państwach mogą się zajmować wykładnią bądź stosowaniem unijnego prawa, ustawy sądownicze powinny gwarantować sądom niezależność, a sędziom niezawisłość zgodnie z zasadą skutecznej ochrony sądowej (art. 19 ust. 1 Traktatu o Unii Europejskiej). Czyli wywiedziono coś z potencjalnych kompetencji. I z tej perspektywy można by osądzać pod kątem art. 19 TUE w powiązaniu z art. 47 Karty Praw Podstawowych UE np. uprawnienie polskiego ministra sprawiedliwości do odwoływania oraz powoływania prezesów sądów, osądzać ustawowe obniżenie wieku emerytalnego sędziów Sądu Najwyższego z 70 do 65 lat, osądzać uprawnienie prezydenta do przedłużenia pełnienia funkcji przez sędziego SN mimo osiągnięcia wieku przejścia w stan spoczynku.
Innymi słowy, Trybunał ingerowałby w kwestie, w które dotychczas nie ingerował, a skarżąca Polskę Komisja Europejska uzyskiwałaby kompetencje, jakich nie dają jej traktaty.
Wszyscy donosiciele na Polskę oraz wszyscy ci, którzy chcieliby nas dyscyplinować i karać, wprost zmierzają do rewizji traktatów bez ich zmiany, do uczynienia z Trybunału Sprawiedliwości UE narzędzia represji wobec niepokornych państw członkowskich, do wywrócenia do góry nogami unijnego prawa oraz praktyki jego stosowania. To w czystej postaci zamach na Unię Europejską i jej zasady. A w związku z tym to nie Polska ma problem, lecz ci, którzy chcą Unię Europejską wykoleić bądź zamienić w jakąś współczesną odmianę Związku Sowieckiego. Część przywódców państw członkowskich, część urzędników oraz prawników obsługujących instytucje UE ma tego pełną świadomość i nie zamierza podpalać Unii, jaką znamy. Z tych m.in. powodów Polska powinna się postawić. Tak mocno, a może nawet mocniej niż rząd Włoch. I także dlatego, że stawia się premier Giuseppe Conte oraz wicepremierzy Matteo Salvini oraz Luigi di Maio.
Dość tego walenia w Polskę jak w bęben. Teraz spokojnie możemy tych wszystkich naganiaczy wysłać na drzewo i nie pozwolić im stamtąd zejść. I nie będziemy w tym osamotnieni.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/402303-w-sprawie-praworzadnosci-ke-powinnismy-wyslac-na-drzewo