Felieton ukazał się w ostatnim wydaniu tygodnika „Sieci” [Nr 26 (291) 2018 25 czerwca–1 lipca]
Sąd Najwyższy w Polsce uznał za prawomocne skazanie drukarza za to, że nie chciał wydrukować propagandowego plakatu gejowskiej organizacji. W tym samym czasie amerykański Sąd Najwyższy uniewinnił cukiernika, który odmówił zrobienia tortu „weselnego” dla homoseksualnej pary.
Powinno to dać do myślenia wszystkim tym, którzy władzę sędziowską traktują jako fetysz, a samych sędziów jako wcielenie sprawiedliwości. Pomijając całą prawniczą kazuistykę, sprawy dotyczą tej samej rzeczy: czy można zmuszać ludzi do uczestnictwa wprzedsięwzięciach, które są sprzeczne z wyznawanymi przez nich zasadami?
Obrońcy decyzji polskiego Sądu Najwyższego odwołują się do zakazu dyskryminacji m.in. ze względu na orientację seksualną. Drukarz nie odmówił jednak wykonania druku dlatego, że zlecili mu go homoseksualiści. Nie zgodził się na wykonanie plakatu promującego gejowską ideologię, konkretnie reklamującego jedno z takich wydarzeń.
Cukiernik w Stanach Zjednoczonych tłumaczył, że jego odmowa nie miała nic wspólnego zdyskryminacją. Homoseksualna para mogła nabyć dowolne ciasta sprzedawane w jego cukierni. On nie zgodził się jedynie na specjalną usługę związaną z homoseksualnym aktem „zaślubin”. Amerykański Sąd Najwyższy w przeciwieństwie do polskiego przyznał mu rację.
Rzecznicy instalowanego przez wymiar sprawiedliwości postępu żachną się. Taki wyrok możliwy był wyłącznie po zmianie składu tego najwyższego ciała sądowniczego w Stanach przez prezydenta Trumpa. To prawda. Można mieć pewność, że wcześniej werdykt brzmiałby inaczej. Tyle że Trump skorzystał jedynie ze swoich prerogatyw i zrobił to, co robili jego poprzednicy. Trudno więc znaleźć pretekst, aby kwestionować jego działanie, chociaż jego efekty mogą się nie podobać.
Pomysł, aby pod hasłem walki z dyskryminacją sądy zmuszały przedsiębiorców do uczestnictwa wniechętnych im, ideologicznych przedsięwzięciach, uważam za kolejny krok w kierunku budowy nowego, miękkiego totalitaryzmu. Wtym wypadku chodzi mi jednak o coś innego i z przekazem tym powinienem trafić, w każdym razie teoretycznie, do swoich ideowych przeciwników. Sprawa bowiem pokazuje jak na dłoni, że sędziowie też są ludźmi i nie postępują bezstronnie, zgodnie z idealnymi zasadami prawa, ale interpretują je zgodnie ze swoimi poglądami. Nie różnią się więc szczególnie od polityków zasiadających w parlamencie, którzy także po swojemu interpretują dobro wspólne i najwyższą ustawę, która powinna stanowić ramy ich działania.
Jeśli tak, to uznanie – jak bywa to współcześnie, na Zachodzie, a postulowane jest przez obrońców status quo w Polsce – że sędziowie mają prawo nadzorować polityków, a sami spod jakiejkolwiek kontroli są wyłączeni, zmienia demokrację w oligarchię. Okazuje się, że grupa, która w ten sposób uzyskuje pełnię władzy nad całym społeczeństwem, różni się od zwykłych polityków tylko tym, że nie jest wybierana przez żadne szersze gremia, ale wyłącznie przez swoją korporację, a właściwie jej górną warstwę, inie może być ani odwołana, ani rozliczana. Czy ci, którzy protestują dziś w naszym kraju przeciwko zwiększeniu demokratycznej kontroli nad sądownictwem i odwołują się w tej kwestii do europejskich arbitrów, zdają sobie sprawę, do czego dążą?
Niestety kieruje nimi głównie nienawiść do obecnie rządzących i chętnie akceptują proste skojarzenia, że sąd to sprawiedliwość, a sędzia jest jej jedynym rzecznikiem. Nie chcę powiedzieć, że nie ma sędziów, którzy tak do swojego powołania podchodzą. W III RP dużo jednak zrobiono, aby było ich jak najmniej. Sprawa ma jednak głębszy, historyczny wymiar.
W przedemancypacyjnej epoce sędziowie wpisani byli w cywilizacyjny etos, porządkujący życie społeczne krajów, w których działali. Generalnie więc decyzje ich do pewnego stopnia były przewidywalne. Od czasu jednak rozpętania wojny cywilizacyjnej przez rzeczników ideologii emancypacji, wojny, której jedną z głównych metod działania jest narzucanie nowych porządków drogą prawną, rzecz stała się trudniejsza. Establishment sędziowski stał się jednym z istotniejszych orędowników nowych porządków. Sytuacja w USA pokazuje, że nie musi tak być. Wyobraźmy sobie nowe pokolenie sędziów przyzwyczajonych do rozstrzygania wszystkiego drogą prawną, którzy zakażą działania organizacji LGBT, uzasadniając to: przyzwoitością, spójnością społeczną czy dobry obyczajem. Czy rzecznicy postępu liczą się z taką możliwością?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/402059-sedziowie-sprawiedliwosc-demokracja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.