Na pytanie czy Jarosław Kaczyński „zasłużył na kratki”, Zbigniew Ćwiąkalski odpowiada, że niestety „formalnie rzecz biorąc, nie ma podstaw”.
Ukonstytuował się sąd, który przymierza się już do skazywania prezydenta Andrzeja Dudy oraz ministrów rządu PiS. Ten sąd jest zresztą jednocześnie prokuraturą. A składa się ze Zbigniewa Ćwiąkalskiego, ministra sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska oraz z dziennikarki „Gazety Wyborczej” Donaty Subbotko. Wszystko to w „Magazynie Świątecznym”. Gdy Ćwiąkalski sobie nie radzi albo jest zbyt ostrożny, do akcji wkracza Donata Subbotko, radykalna niczym sędzia Stefan Michnik.
„Myślę, że po skończeniu kadencji – jednej czy dwóch – ktoś tym [zbrodniami obecnie rządzących] się zajmie. Chyba że w Sejmie żadne ugrupowanie nie będzie miało zdecydowanej większości i partie będą się wzajemnie blokować”
– mówi były minister sprawiedliwości. Ktoś powinien się PiS zając dlatego, że „aż tak jawne łamanie konstytucji było niespotykane. Takiej pogardy dla prawa nie okazywano nawet w PRL. Zarządzano wtedy sądami czy prokuraturą, ale bardziej dyskretnie”. Czyli wszystkie zbrodnie sądowe PRL, które wynikały z absolutnej pogardy dla prawa i dla człowieka, przy pełnej ingerencji politycznej (a właściwie politrucznej) w pracę śledczych i sędziów, to pestka przy „zbrodniach” PiS. Torturowanie, skazywanie, a potem strzelanie w tył głowy, a także zabijanie bez sądu to zapewne kaszka z mleczkiem. Podobnie jak skrytobójstwa inspirowane przez władze polityczne i wykonywane przez bezpiekę, potem zmanipulowane przez prokuratorów i osłaniane przez sędziów, a zdarzające się jeszcze po „okrągłym stole”.
Zbigniew Ćwiąkalski ma pewne wątpliwości, czy uda się osądzić prezydenta Andrzeja Dudę, skądinąd kolegę z wydziału prawa, z którym był na „ty”. Jeśli nie sąd, to „prezydenta na pewno osądzą historycy. Informacje o tym, co zrobił, przetrwają dziesiątki lat. (…) Nikt chyba nie oczekuje, że Trybunał Stanu skaże go na karę pozbawienia wolności. Według mnie ważniejsze jest publiczne wyrażenie negatywnej oceny tego, co robił, przez organ do tego uprawniony”. Ale Zbigniew Ćwiąkalski jest świadomy, że „bardziej by się podobało, gdybym powiedział, że pójdzie na pięć lat do więzienia”. „Realnie to na ile?” – dopytuje Donata Subbotko. „Realnie to na trzy lata” – odpowiada Ćwiąkalski. Ale „zbrodnie” prezydenta, które wylicza były minister sprawiedliwości, choćby te zaliczane do zamachu na konstytucję, są tak liczne i ciężkie, że aż dziwi perspektywa zaledwie trzech lat w pudle. Długa lista wskazywałaby na dożywocie.
„Zbrodnie” prezydenta Andrzeja Dudy to jednak nic przy tym, co robią rząd i jego parlamentarne oraz polityczne zaplecze. Na razie się dobrze maskują, ale „ewidentną granicę przekroczą wtedy, gdy dojdzie do aresztowań, bezprawnych zatrzymań. Teraz się zdarzają, ale nie jest to jeszcze masowe. I jeszcze nie zabijają”. Uwaga!, uwaga! – jeszcze nie zabijają, ale i to wisi w powietrzu. Wisi z tego powodu, że władza zapewne sfałszuje wybory, żeby nie dało się jej odsunąć. A to dlatego, „że o losie Polski po wyborach może poniekąd zdecydować Ziobro” – posuwa wyjaśnienie Donata Subbotko. A Zbigniew Ćwiąkalski ochoczo ten trop podejmuje:
„Powiedzmy, że PiS wygrywa wybory minimalną większością, ale ktoś zaskarża, że zostały sfałszowane. Minister sprawiedliwości, który nim został tylko dzięki temu wynikowi wyborów, przebiera się w togę prokuratora generalnego, idzie do SN i ma powiedzieć, czy wybory są sfałszowane, czy nie – ale jest osobiście zainteresowany, żeby sąd orzekł, że nie są”.
I tak nie da się stwierdzić oraz udowodnić fałszerstwa, przez co straszny pisowski reżim będzie trwał i coraz bardziej się kryminalizował.
Największym problemem jest dla Zbigniewa Ćwiąkalskiego (i jego asystentki Donaty Subbotko) Jarosław Kaczyński, czyli złoczyńca numer 1.
„De facto rządzi Jarosław Kaczyński. Zasłużył na kratki, jak chcą niektórzy?”
– pyta Subbotko.
„Formalnie rzecz biorąc, nie ma podstaw”
– mówi Ćwiąkalski. A „sprawstwo kierownicze, próba zamachu stanu?” – dopytuje z nadzieją Subbotko.
„Jestem przeciwny, żeby tworzyć specustawę, która po zakończeniu kadencji obecnych władz pozwalałaby pociągnąć do odpowiedzialności człowieka, który tym kieruje – bo bez wątpienia premier, marszałek czy prezydent nie podejmują decyzji samodzielnie”
– mówi Ćwiąkalski. A na karanie bez specustawy nie ma pomysłu. Ale nie tylko to spędza mu sen z powiek. Trudno przecież „spać spokojnie, jeżeli człowiek sobie wyobrazi, co może się stać za chwilę. Zwłaszcza po 3 lipca”. „Co?” - trwożliwie pyta Donata Subbotko. „Ostateczny koniec państwa prawa” – mówi Ćwiąkalski i odbiera wszelką nadzieję. Ostateczny koniec brzmi jak ostateczne rozwiązanie. Cała nadzieja w tym, że „ci, którzy teraz rządzą, (…) tę władzę utracą. Kiedy – to sprawa otwarta. Na pewno nie będą rządzić po wsze czasy, chyba że poszliby metodą Putina czy Erdogana. Ale każda władza przemija – i przyjdzie im za to zapłacić”.
Obraz „ostatecznego końca państwa prawa” jest tym bardziej przykry i straszny, że za czasów sprawowania przez Zbigniewa Ćwiąkalskiego funkcji ministra sprawiedliwości było wspaniale, wolność kwitła, a ówczesny premier Donald Tusk do niczego się nie mieszał.
„Kiedyś spytałem premiera Tuska, czy oczekuje ode mnie informacji, bo policja czy prokuratura szykowały jakieś działania przeciwko zorganizowanym grupom przestępczym i dziennikarze mogli go o to pytać. Powiedział, że ja za to odpowiadam, a on będzie mnie rozliczał. Przez cały 14-miesięczny okres mojego ministrowania premier ani do mnie nie zadzwonił, ani nie wzywał, żeby udzielić instrukcji w konkretnej sprawie prokuratorskiej bądź sądowej”. Premier się niczym nie interesował, a minister odpowiedzialnie robił swoje: „By żyło się lepiej. Wszystkim!”.
Do czasu aż dobry szef rządu musiał go jednak wywalić, gdyż jeden z odpowiedzialnych za zabójstwo Krzysztofa Olewnika popełnił w celi samobójstwo czy też mu je popełniono. Ale potem premier i minister żyli długo i szczęśliwie jak prawdziwi przyjaciele, zaś Polska kwitła jako państwo prawa. Teraz dogorywa, ale zbrodniarze zostaną surowo osądzeni. Dopilnuje tego jakiś specjalny trybunał, a jeśli nie on, to Zbigniew Ćwiąkalski i Donata Subbotko.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/401922-jeszcze-nie-zabijaja-mowi-zbigniew-cwiakalski