Po trwającej kilka godzin nocnej dyskusji na szczycie Unii Europejskiej w Brukseli, udało się państwom członkowskim dojść do porozumienia ws. migracji. Co ważne, polska delegacja wraca do kraju z tarczą, choć jeszcze w trakcie negocjacji nie było, to takie oczywiste. Premier Morawiecki poinformował nad ranem dziennikarzy, że polska strona osiągnęła, to co zamierzała, a głos Grupy Wyszehradzkiej został wysłuchany. Twarde stanowisko, które od wielu miesięcy reprezentował polski rząd, opłaciło się.
CZYTAJ TAKŻE: Dobre wieści z Brukseli. Premier Morawiecki: „Nie będzie przymusowej relokacji uchodźców”
Zanim jednak głos Grupy Wyszehradzkiej, która przekonywała, że należy postawić raczej na ochronę zewnętrznych granic Unii Europejskiej, niż bezmyślnie otwierać drzwi migrantom, zaczął być brany pod uwagę, minęło wiele miesięcy, kiedy o państwach V4 mówiło się jako pariasach Unii Europejskiej. Nie jednokrotnie słyszeliśmy zachęty europejskich polityków, aby państwa, które sprzeciwiają się przymusowej relokacji karać finansowo. Głosy te były na tyle silne, że wydawało się, że może faktycznie do tego dojść. Rząd w Warszawie jednak się nie ugiął, a nie brakowało ku temu okazji, kiedy np. próbowano wbić klin pomiędzy państwa Grupy Wyszehradzkiej, aby osłabić naszą pozycję.
Sytuacja w Europie się jednak zmieniła. Nie pomogło zaklinanie rzeczywistości i przekonywanie społeczeństw, że wzrastająca przestępczość czy kolejne zamachy terrorystyczne nie mają nic wspólnego z polityką „otwartych drzwi”, którą zapoczątkowała kanclerz Angela Merkel. Europejczycy zaczęli coraz głośniej sprzeciwiać się polityce prowadzonej przez europejskie elity. Odpowiedzialność za niezadowolenie społeczeństwa próbowano zrzucić na wszystkiemu winnych „populistów”, ale kolejne ofiary śmiertelne i zmniejszające się poczucie bezpieczeństwa na Zachodzie, to realny owoc „poronionej” polityki „otwartych drzwi”. Nie da się wszystkiego zrzucić na „uderzających w UE populistów.
Pierwsi z Zachodu zbuntowali się Włosi i trudno im się dziwić, bo to na nich barkach w znacznej mierze spoczywał ciężar walki z kryzysem migracyjnym. Bez dwóch zdań zmiany jakie zaszły we Włoszech były na rękę polskiemu rządowi. Również napięta sytuacja w Niemczech sprawiła, że karta niemiecka nie była tak mocna jak zawsze, choć nadal silna, o czym miała się przekonać polska delegacja. Berlin i tym razem sięgnął po pieniądze, aby przeciągnąć na swoją stronę państwa, które opierały się niemieckiemu stanowisku.
W pewnym momencie wszyscy zaczęli pękać, wycofywać się. Przed północą Mateusz został niemal sam, oczywiście razem z Węgrami. Obiecywane pieniądze na drogi i mosty zrobiły swoje. Merkel grała na przeczekanie
—mówi portalowi wPolityce.pl jeden z członków polskiej delegacji.
CZYTAJ TAKŻE: TYLKO U NAS. Wielki sukces i dramatyczne kulisy szczytu w UE: „Przed północą Mateusz został niemal sam”
Trzeba oddać polskiej delegacji, że odniosła wielki sukces, zwłaszcza, że o swoje racje trzeba było „bić się” z Berlinem, który ma wszelkie instrumenty, aby przeciągnąć pozostałe państwa członkowskie na swoją stronę. Gra nie należała do najłatwiejszych, o czym mówił premier Mateusz Morawiecki:
Te rozmowy były bardzo burzliwe, były ostre, kuluarowe i bilateralne. Wielokrotnie je przerywano, żeby coś uzgodnić w różnych konfiguracjach państwowych. Ale koniec końców nad ranem doszliśmy do porozumienia
—mówił premier dziennikarzom w Brukseli.
Wzmocniliśmy naszą pozycję w procesie negocjacyjnym ewentualnie w przyszłości i to jest bardzo ważne. Ale najważniejsza rzecz jest taka, że nie ma przymusowych relokacji uchodźców, że uzgodniliśmy to po tym bardzo długim czasie kilku miesięcy żmudnych negocjacji, doprowadzających nas do tego momentu oraz po tej nocy negocjacyjnej, że relokacje mogą odbywać się tylko na zasadzie dobrowolności. Czyli właściwie nasze racje zostały tutaj w pełni uznane
—powiedział.
CZYTAJ WIĘCEJ: Premier potwierdza doniesienia wPolityce.pl o kulisach szczytu: „Rozmowy były bardzo burzliwe i ostre. Wielokrotnie je przerywano”
Dzisiejszy sukces z pewnością wzmocni również pozycję Warszawy, zwłaszcza w naszym regionie, o czym wspomniał szef polskiego rządu. Nie będzie można dalej zarzucać państwom Grupy Wyszehradzkiej, że sprzeciwiają się legendarnym już „europejskim wartościom”. Zamknięcie konfliktu ws. migrantów pozwoli także na przegrupowanie sił, bo po zakończeniu sporu o ustawę o IPN i dzisiejszym sukcesie w Brukseli, do załatwienia pozostała nam jeszcze kwestia porozumienia z Komisją Europejską.
Ktoś może zapytać, czemu polski rząd nie był taki stanowczy ws. ustawy o IPN? I byłoby to słuszne pytanie zwłaszcza, że wielu polityków Zjednoczonej Prawicy zarzekało się, że rząd nie wycofa się z żadnego zapisu tej ustawy. Niestety, upór w tej sprawie nic by nam nie dał. Sami politycy obozu władzy mówią między wierszami, że porozumienie było potrzebne, aby wrócić do poprzednich relacji z Waszyngtonem. W momencie, kiedy negocjujemy z USA zwiększenie liczby ich żołnierzy w Polsce i wybudowanie baz wojskowych, nie mogliśmy jednocześnie być w sporze z Izraelem, za którym Waszyngton pójdzie w ogień. W tej kwestii mogliśmy jedynie zrobić krok wstecz. Twarde stanowisko nic by nam nie przyniosło… I to jest gorzka pigułka, którą trzeba przełknąć. Twardo gra się tam, gdzie można zdobyć łupy… Miejmy nadzieję, że w przyszłości nie będą powstawać w Sejmie ustawy, z których będziemy musieli się wycofywać, a wszystkie sygnały ostrzegawcze będą brane pod uwagę, o ile oczywiście dotrą na czas.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/401798-twardo-gra-sie-tam-gdzie-mozna-zdobyc-lupy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.