Z perspektywy czasu wprowadzenie sankcji karnej do ustawy o IPN było błędem. Na usprawiedliwienie można dodać, że błędem, którego nie dostrzegł nikt. Dosłownie NIKT. Głosy krytyczne wobec tego projektu, jeśli się pojawiały, dotyczyły generalnej niechęci do penalizowania jakichkolwiek poglądów. Nie było natomiast głosów, które przestrzegałyby przed wręcz agresywną reakcją Izraela i diaspory żydowskiej. Po prostu mało kto zakładał, że są tam środowiska aż tak negatywnie do Polski nastawione, aż tak bardzo przesycone antypolonizmem. I to, że wiemy już, jak jest, jest korzyścią. Jednocześnie ustawa, gdy już została zaatakowana tak spektakularnie w Auschwitz przez ambasador Azari, i później przez izraelskich polityków, musiała zostać przyjęta przez parlament i podpisana przez prezydenta. Ulegnięcie w tamtym momencie byłoby kapitulacją. Oznaczałoby zaakceptowanie szantażu i ulegnięcie presji nawet bez próby walki. W tamtym momencie nie było innego wyjścia.
Teraz polski rząd sam proponuje zmianę. Ale robi to po tym, gdy wytrzymał pół roku bardzo silnej presji. Robi - jak możemy się domyślać - po zakończeniu negocjacji w trójkącie Warszawa - Tel Aviw - Waszyngton, które, sugerował to jasno premier, i nam przyniosą korzyści. Może w postaci jasnego stanowiska Izraela w sprawie historii, może wspólnego wystąpienia premierów, może w postaci innych konkretów. Ale nie jest tak, że niczym grom z jasnego nieba mamy rejteradę. To po prostu nieprawda. Wycofanie się z ustawy jest wynikiem, jak wszystko wskazuje, POROZUMIENIA międzynarodowego, w którym Polska odegrała podmiotową rolę. Porozumienia, którego elementem były zapewne również ważne słowa ambasador Azarii o antypolonizmie, który istnieje naprawdę, i który zasługuje na potępienie.
Ale trwanie przesadnie długie mogło kosztować nas zbyt dużo, zwłaszcza w relacjach z USA. Walczący o podmiotowość w Unii Europejskiej rząd nie wytrzymałby zderzenia i z Izraelem, i ze Stanami Zjednoczonymi. Kto jak kto, ale np. endecy powinni to rozumieć. Tym bardziej, że zapis karny był w sytuacji weta tak potężnych środowisk był skazany na martwotę.
Dobrze, że znaleziono ścieżkę wyjścia z pułapki, i to jeszcze taką, która daje nam potencjalnie ważne korzyści, być może przełamujące trwający od dekad proces oczerniania historycznego wizerunku Polski. Uważam także, że ścieżka parlamentarna jest uczciwsza niż ta prowadząca przez Trybunał.
Ta sprawa nie należała i nie należy do najprzyjemniejszych. Dobrze, że odchodzi w przeszłość. Wnioski trzeba oczywiście wyciągnąć. Najważniejszy: zawsze należy zakładać także najczarniejszy scenariusz. Dokładnie tak jak na mundialu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/401459-polska-zmienia-ustawe-o-ipn-ale-nie-za-darmo