Państwa Grupy Wyszehradzkiej nie wezmą udziału w nieformalnym szczycie Unii Europejskiej w Brukseli, określanym jako „spotkanie szefów państw i rządów zainteresowanych znalezieniem rozwiązań europejskich dotyczących migracji”.
Jak tłumaczy w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Ryszard Legutko, decydująca jest obawa przed grillowaniem niepokornych, i próbami złamania regionalnej solidarności.
Mogłoby dojść do wyłuskania któregoś państwa z tej grupy. Niemcy znają się na tych sprawach. Ważny jest pokaz stabilności, jedności i stabilności Grupy Wyszehradzkiej. Angela Merkel ma duże kłopoty wewnętrzne, znalazła się w trudnej sytuacji politycznej.
To prawda, że przywódcy V4 nie będą jedynymi nieobecnymi; zabraknie także przedstawicieli Estonii, Litwy, Łotwy, Cypru, Portugalii, Rumunii, Irlandii i Wielkiej Brytanii. Ale jednak wspólny bojkot imprezy, która z racji swojego nieformalnego charakteru będzie sceną dla dwóch najsilniejszych państw ma swoje znaczenie. Nie tylko symboliczne.
Można bowiem zaryzykować twierdzenie, że tego typu wspólna decyzja jest dowodem rosnącej dojrzałości formatu V4. Nawet Słowacy, którym tak zależy na podkreślaniu przynależności do głównego jądra Unii, nie wyłamali się, choć pewnie złapaliby dzięki temu parę punktów.
I tak oto Grupa Wyszehradzka - intensywnie wykpiwana (w kraju i zagranicą), ale i obserwowana z niepokojem i irytacją przez najsilniejsze stolice - zdała kolejny egzamin. Chyba trudniejszy niż poprzednie. I można powiedzieć, że ta inwestycja jest naprawdę udana. Dodajmy: Polska była tu inwestorem najważniejszym, najcierpliwszym, najbardziej zaangażowanym.
Dziś Grupa Wyszehradzka została uznana za cenny instrument także przez Czechów, którzy zawsze mieli w sobie nutkę poczucia „lepszości”. Podczas majowego festiwalu z okazji 100. rocznicy powstania Czechosłowacji premierzy Czech Andrej Babisz i Słowacji Peter Pellegrini uznali V4 za ”środek do realizowania interesów regionu”. Mówili o tym podczas spotkania, które nie niosło ze sobą żadnej konieczności przywoływania tej konkretnie instytucji.
Bojkot nieformalnego szczytu jest też formą obrony coraz bardziej podmywanych, w istocie demolowanych, formalnych struktur Unii. Unijny system prawa pozwala silnym na naprawdę wiele, bo to oni są często de facto i prokuratorem, i sądem, a obrońców oskarżonych po prostu się nie słucha. Ukryty hegemon coraz mniej stara się, by swoją dominację ukrywać. W tej sytuacji stawianie tamy takim inicjatywom jak „nieformalne szczyty”, spotkania, które zastępują oficjalne ciała decyzyjne, jest obroną Unii jako wspólnoty równych.
W jednym szef KE Jean-Claude Juncker ma rację: państwa starej Unii rzeczywiście powinny się spotkać. Ale nie po to, by powracać do starych, szalonych pomysłów, ale by przeprosić państwa naszego regionu, zwłaszcza Węgry i Polskę. Dziś przecież nie ma żadnych wątpliwości, że to Budapeszt i Warszawa miały rację w sprawie imigracji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/400858-grupa-v4-zdala-kolejny-egzamin-trudniejszy-niz-poprzednie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.