Ubezpieczenie powinno być obligatoryjne. Rolnik nie otrzymywałby dopłat do hektara, gdyby takiego ubezpieczenia nie wykupił
– powiedział poseł Norbert Kaczmarczyk z Kukiz’15 w rozmowie z wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Za nami konferencja nowego ministra rolnictwa nt. suszy. Jak poważny to problem?
Norbert Kaczmarczyk, Kukiz’15: Okazuje się, że problem jest bardzo duży. Już miesiąc temu apelowałem w tej sprawie i prosiłem rolników o zgłaszanie się do samorządów. Samorządy twierdziły jednak, że instytut w Puławach nie ogłosił jeszcze suszy, więc nie należy zbierać wniosków od rolników. Rozmawiałem z kilkoma politykami, którzy mają dobry kontakt z premierem i oni przekazali mu uwagi. Kilka dni po tym szef rządu wystąpił ze wsparciem dla rolników. A dzisiaj nowy minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski mówił o tym problemie na konferencji prasowej. Zwrócił uwagę, że pomimo sygnałów ze strony rolników, gminy nie powołują komisji ds. szacowania szkód. A w sytuacji suszy potrzebujemy działań nadzwyczajnych. Pojawia się jednak pytanie, czy nie będziemy teraz świadkami politycznej walki. Może dojść do klinczu, w którym samorządy będą odrzucać wnioski rolników przekonując, że susza nie została ogłoszona, a minister mówił właśnie, że susza ogłaszana jest od dołu – to rolnicy zgłaszają, że mamy do czynienia z taką sytuacją. Do mojego biura w ostatnim czasie przyszło w tej sprawie ok. 50 rolników. Mam nadzieję, że wyjdziemy z tego pata. Wojewodowie przycisną w tej sprawie samorządowców i nie będziemy musieli oglądać politycznych gierek i przerzucania się odpowiedzialnością.
Na swoim profilu na Facebooku zaproponował Pan wprowadzenie obligatoryjnych ubezpieczeń dla rolników. Jak dzisiaj wygląda sytuacja z ubezpieczaniem upraw?
Aby zabezpieczyć swoje uprawy trzeba wykupić cały pakiet ubezpieczeń, od najróżniejszych zagrożeń. Koszt takiego ubezpieczenia przewyższa zysk netto z hektara. Tak naprawdę rolnik wybiera ubezpieczenia jakby obstawiał wynik meczu piłkarskiego. Musi strzelać, co może zniszczyć mu pole. Problem polega na tym, że rolnicy coraz częściej odchodzą od ubezpieczeń. Potrzebne jest obligatoryjne ubezpieczenie dla wszystkich rolników. Wyeliminowałoby to takie sytuacje jak dzisiaj. Prywatne firmy ubezpieczeniowe nie nastawiają się na klienta. Rolnicy często ubezpieczają się w niemieckich firmach, które dają tańszą ofertę. Potem robią wszystko, by nie wypłacić rolnikowi pieniędzy. Wiedzą, że rolnicy nie pójdą do sądu i żerują na nich. Często te ubezpieczenia są fikcyjne. Oczywiście są też firmy, które wywiązują się ze swoich zobowiązań, ale sytuacja jest problematyczna.
Jak miałoby to wyglądać po zmianach?
Ubezpieczenie powinno być obligatoryjne. Rolnik nie otrzymywałby dopłat do hektara, gdyby takiego ubezpieczenia nie wykupił. Potrzebne są jednak racjonalne, niskie stawki tego ubezpieczenia zaproponowane przez polskie firmy.
Postuluje pan też repolonizację sieci dystrybucji. To możliwe?
Chodzi o stworzenie sieci dystrybucji podobnej do supermarketów. Wielokrotnie ten pomysł zgłaszałem. Może uda się to zrobić, gdy będziemy mieli już wpływ na większość parlamentarną. Chodzi mi o współpracę samorządów i ministerstwa przy budowie Centrów Sprzedaży Bezpośredniej. Byłyby to supermarkety w nowoczesnym stylu, którymi administrowałby samorząd terytorialny. Kupowany byłby towar z najbliższej okolicy. Chodzi o to, by skrócić drogę żywności do konsumenta. Aby zobrazować problem podam przykład mojego sąsiada, który uprawia marchew. Jego marchewka oddawana jest do skupu, który wysyła ten produkt np. do Katowic, tam jest to rozdysponowane do różnych sieci sprzedaży i ta sama marchewka wraca do mojej miejscowości. Marchewka, którą mój sąsiad sprzedał za 30 groszy, po przejechaniu połowy Polski kosztuje 1,20 zł. Dlaczego mój sąsiad nie może wysłać tego do CSB, a tam samorząd je sprzeda? Wtedy dostałby nie 30 groszy czy 1,20, ale np. 60 groszy. On będzie zadowolony, a klient zapłaci mniej, bo dodatkowe koszty to jedynie marża na utrzymanie Centrum. Będzie to realna konkurencja dla dużych marketów.
Dlaczego dzisiaj tak wygląda sytuacja w polskim rolnictwie?
Zmianę ustroju rozumieliśmy jako zniszczenie wszystkiego, a nie przejęcie dobrych pomysłów. Jeździmy dzisiaj do Austrii uczyć się spółdzielczości. Sami Austriacy dziwią się temu, bo to oni i Niemcy przyjeżdżali do nas w latach 90. uczyć się np. hodowli. Cudze chwalimy, swojego nie znamy. I tak to się kończy. Nie da się sprzedać towaru rolniczego skoro 70 proc. towaru do zagranicznych marketów przyjeżdża z zagranicy. Zniszczono też przemysł agrotechniczny w Polsce. Dostajemy dofinansowania na zakup sprzętu rolniczego. Tyle, że jest to sprzęt zagraniczny, który musi być droższy. Ogromna pula pieniędzy z dotacji unijnych wraca w ten sposób do Europy Zachodniej, bo nie możemy ich wydać na zakup polskiego sprzętu, jesteśmy zmuszeni kupować zagraniczny. Dzisiaj szklarnie czy uprawy pod tunelami odchodzą do lamusa, bo taniej jest przywozić paprykę czy truskawki z Hiszpanii. Nie bez przyczyny jest to, że na rozwój infrastruktury drogowej przeznacza się tak wielkie sumy z unijnego budżetu, a nie inwestuje się w rozwój polskiej przedsiębiorczości. Europa potrzebuje rynków zbytu. My mamy tylko konsumować, a nie sami produkować.
Jak Pan ocenia nowego ministra rolnictwa?
Wiążę z nim duże nadzieje. Dał mi się poznać jako osoba merytoryczna. Mam nadzieję, że nie będzie w jego pracy demagogii, że będzie spotykał się i rozmawiał z posłami opozycji. Ma on duże pojęcie o polskiej wsi. Nie chciałbym mu jednak dawać czasu, bo tego czasu nie ma. Z miejsca powinien wiedzieć co należy zmienić. Nie patrzę na te sprawy partyjnie i chciałbym móc po roku powiedzieć, że to była naprawdę dobra zmiana
Rozmawiał Tomasz Karpowicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/400768-norbert-kaczmarczyk-k15-o-sytuacji-polskich-rolnikow