Kanclerz Niemiec Angela Merkel udała się przed niedzielnym miniszczytem ws. migracji do Libanu i Jordanii, gdzie obiecała obu krajom dodatkową finansowa pomoc. I nie bez powodu. W Jordanii przebywa obecnie ponad 700 tys. syryjskich uchodźców, a w Libanie kolejne 1,2 mln. W przypadku pogorszenia się sytuacji gospodarczej uchodźcy ci mogliby ruszyć do Europy, a większość z nich wylądowałaby zapewne w Niemczech. Pani kanclerz obiecała więc królowi Jordanii kredyt w wysokości 100 mln dolarów „na korzystnych warunkach”, a premiera Libanu Saada Haririego zapewniała o „trwałej przyjaźni Berlina”. „Niemcy także i w przyszłości będą stały u boku stabilnego i odnoszącego sukcesy Libanu” - oświadczyła. Oba kraje są gotowe do współpracy z Berlinem w kwestii migracji, ale to nie wystarczy, by rozwiązać kryzys trapiący Europę od niemal trzech lat.
Do tego – przekonuje Merkel – potrzebna jest gotowość do współpracy i kompromisów krajów członkowskich UE. A o to będzie trudno. Niemiecka kanclerz chce bowiem zaostrzyć kroki podejmowane wobec osób ubiegających się o azyl, które samowolnie jeżdżą z jednego kraju UE do drugiego. Naruszenie tej zasady miałoby pociągnąć za sobą kary, ponadto świadczenia socjalne miałyby być przyznawane tylko w kraju UE kompetentnym dla danego azylanta, czyli tym, gdzie złożył po raz pierwszy wniosek o ochronę. Merkel zapewniła sobie już wsparcie Komisji Europejskiej. Pod masywnym naciskiem Berlina szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker pospiesznie zwołał niedzielny mini-szczyt, nie konsultując się wcześniej z szefem rady Europejskiej Donaldem Tuskiem, który zwyczajowo zwołuje unijne szczyty. Jak się okazało Komisja od razu przygotowała końcową deklarację szczytu, zakładając zgodę państw UE na rozwiązania proponowane przez Niemcy,
I się przeliczyła. Premier Włoch Giuseppe Conte zagroził, że zbojkotuje szczyt, bowiem na żadne odsyłanie azylantów do swojego kraju się nie godzi. Na przestrzeni ostatnich pięciu lat ponad 650 tys. nielegalnych imigrantów wylądowało u wybrzeży Włoch. Władze w Rzymie cieszą się więc z każdego przybysza, który opuszcza kraj, by podróżować – na ogół – dalej na Północ, do Niemiec lub krajów Skandynawskich. Merkel była więc zmuszona wycofać wspólne oświadczenie szczytu. Spotkania nie zakończy żaden napisany tekst. Na dodatek część krajów UE, w tym państwa Grupy Wyszehradzkiej, w ogóle nie wezmą udziału w niedzielnym spotkaniu (swój udział zapowiedzieli na razie szefowie państw i rządów Austrii, Belgii, Bułgarii, Danii, Francji, Grecji, Hiszpanii, Holandii, Malty i Włoch), bo jak twierdzi KE „nie zostały na nie zaproszone”.
Europejskie rozwiązanie kryzysu imigracyjnego, które Merkel „musi” znaleźć przed końcem czerwca, inaczej może się rozpaść istniejąca od zaledwie trzech miesięcy rządząca koalicja w Niemczech, wydaje się więc obecnie jeszcze bardziej odległe niż jeszcze tydzień temu. A Merkel ma nóż przy gardle. Jeśli nie znajdzie rozwiązania dla nie urywającego się napływu imigrantów do Niemiec (część z nich to dawno deportowani azylanci) szef MSW Horst Seehofer zacznie odsyłać ich bez konsultacji z europejskimi partnerami na granicy. A to może doprowadzić do poważnych sporów, choćby z sąsiadami Niemiec.
Już słychać pogłoski, że „żadnego rozwiązania europejskiego” kryzysu migracyjnego nie będzie, że Niemcy będą próbowały znaleźć rozwiązanie na na drodze umów dwu i wielostronnych podczas niedzielnego miniszczytu. Spór toczy się zresztą nie tylko o to co zrobić z „imigracyjnymi turystami”, krążącymi pomiędzy krajami unijnymi w poszukiwaniu najlepszych warunków azylowych. Ale także o to jak powstrzymać napływ imigrantów do UE. Austria i Dania zaproponowały stworzenie centrów azylowych w krajach Bałkańskich, gdzie uchodźcy z szansami na azyl zostaliby oddzieleni od gospodarczych imigrantów, i mogliby legalnie osiedlić się w jednym z krajów unijnych. Na to nie godzi się jednak KE. Komisarz UE ds. migracji Dimitras Avramopoulos zadeklarował, że „nie będzie Gunatanamo Bay dla imigrantów na starym kontynencie”. Zamiast tego zaproponował by stworzyć takie obozy w Afryce Północnej. Tyle, że kraje afrykańskie nie są zainteresowane takim rozwiązaniem. Ambasador Tunezji przy UE Tahir Cherif oświadczył w wywiadzie z belgijskim dziennikiem „Le Soir”, że jego kraj „nie poprze propozycji Komisji”.
Uruchomiono przez ONZ i Międzynarodową Organizację ds. Migracji (IOM) w Libii oraz Nigrze hot spoty działają bowiem już od jakiegoś czasu i są wysoce nieefektywne. Zaledwie 173 imigrantów przybyło dzięki nim jak dotąd legalnie do UE. A przewinęły się przez nie dziesiątki tysięcy potencjalnych azylantów. Niger i Libia zostały z nimi jak przysłowiowy Himilsbach z angielskim. Do tego stopnia, że Niger zagroził zerwaniem współpracy z ONZ i IOM. Na tym tle wynik formalnego szczytu UE 28-29 czerwca, w którym weźmie udział Polska, wydaje się równie wątpliwy. Możliwość porażki ciąży zresztą nie tylko Merkel, ale także prezydentowi Francji. Emmanuelowi Macronowi udało się bowiem wyhandlować deal z Berlinem – oddzielny budżet strefy euro w wysokości 50 mld euro (to niewiele, ale lepsze niż nic) w zamian za pełne wsparcie Francji w kwestii migracji. Jeśli nie będzie imigracyjnego kompromisu prace nad reforma eurostrefy znów się opóźnią, na niekorzyść Macrona.
Tak więc każdy gra na siebie. Merkel, Macron, Włosi, i cała reszta. Ale to niemiecka kanclerz jest odpowiedzialna za obecne podziały w Europie, a więc także i za to, że nie nie jest w stanie doprowadzić do europejskiego rozwiązania kryzysu imigracyjnego, którego teraz tak pilnie potrzebuje. Trzy lata temu, samotnie, bez konsultacji z partnerami z UE (z wyjątkiem Austrii), postanowiła otworzyć granice dla ponad miliona imigrantów, nie sprawdzając przy tym ich tożsamości i prawa do azylu. Konsekwencje są ogromne - dla Niemiec, UE, krajów arabskich i Afryki. Jak mówi duńskie przysłowie: „można zaprosić gości, ale nie wypada dyskutować po fakcie, kto zapłaci za rachunek”. A najgorsze jest to, że jeśli Włochy staną na przeszkodzie, a na to się zapowiada, ani szczyt migracyjny Merkel, ani masterplan Seehofera nie uchronią Niemiec przed nielegalną imigracją. Wystarczy, że Włosi przestaną rejestrować imigrantów, a problem spadnie na Berlin. I odsyłaniu azylantów nie będzie już mowy. Merkel stała się zakładnikiem euroscpetycznych i antyimigranckich sił w Europie. Na własne życzenie
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/400761-w-ue-rosnie-opor-przeciwko-kompromisom-w-polityce-azylowej