Węgry pod rządami Viktora Orbána uchodzą za państwo prowadzące najbardziej prorosyjską politykę w Europie Środkowej. To prawda, ale z drugiej strony – co często umyka uwadze obserwatorów – Fidesz jest najmniej prorosyjską partią spośród liczących się tam ugrupowań.
Działacze nacjonalistycznego Jobbiku, drugiego w ostatnich wyborach parlamentarnych, nie ukrywają swej fascynacji rządami twardej ręki mocnego człowieka na Kremlu: Władimira Putina. Podziwowi dla byłego pułkownika KGB od początku towarzyszyły hasła wyprowadzenia Węgier z NATO i Unii Europejskiej.
Deputowani tej partii już po aneksji podróżowali na Krym, biorąc udział jako obserwatorzy w tzw. referendum zjednoczeniowym i uznając półwysep za część Rosji. Domagali się też potępienia Ukraińców za ludobójstwo, jakiego ci ostatni mieli rzekomo dopuszczać się w 2014 roku w Donbasie na rosyjskojęzycznej ludności cywilnej.
Obecnie w Budapeszcie trwa proces europosła Jobbiku Béli Kovácsa (absolwenta moskiewskiego MGIMO z 1986 roku, mieszkającego po upadku komunizmu przez kilka lat na terenie Federacji Rosyjskiej), który oskarżony jest o szpiegostwo na rzecz Rosji.
Trzecia w ostatnich wyborach parlamentarnych, Węgierska Partia Socjalistyczna, jest formacją postkomunistyczną, połączoną z Moskwą wieloma wspólnymi interesami z przeszłości. Gyula Horn, były przewodniczący ugrupowania i premier kraju w latach 1994-1998, należał do oddziałów pacyfikujących antykomunistyczne powstanie w 1956 roku.
Inny z niedawnych socjalistycznych szefów węgierskiego rządu, Ferenc Gyurcsány, sprzeciwiał się budowie tarczy antyrakietowej w Europie Środkowej, popierając w tej sprawie stanowisko Moskwy. Zdecydowanie opowiadał się też za budową forsowanego przez Kreml gazociągu „South Stream” przeciw projektowi „Nabucco”
Kiedy w 2007 roku, podczas kryzysu estońsko-rosyjskiego, Kreml dokonał ataku cybernetycznego na Estonię, wstrzymał transport kolejowy i dostawy ropy do tego kraju oraz doprowadził do oblężenia estońskiej ambasady w Moskwie, wówczas rządzący na Węgrzech socjaliści obarczyli odpowiedzialnością za te zajścia władze w Tallinie.
Rządy Węgierskiej Partii Socjalistycznej były również czasem największych inwestycji rosyjskich w madziarskiej gospodarce. Ich symbolem stało się w 2007 roku przejęcie przez oligarchę Borysa Abramowicza węgierskich linii lotniczych Malév za śmieszną sumę 200 milionów forintów. Od 2009 roku były one zarządzane przez rosyjski bank państwowy Wnieszekonombank oraz Aerofłot. Nie skończyło się to dobrze dla Malévu, który ostatecznie zbankrutował.
Podobnie stanowisko w sprawach rosyjskich zajmuje Koalicja Demokratyczna, która powstała w 2011 roku na skutek rozłamu wewnątrz Węgierskiej Partii Socjalistycznej. Na jej czele stoi wspomniany już Ferenc Gyurcsány, odpowiedzialny za promoskiewską politykę Budapesztu w latach 2006-2009.
Okazuje się więc, że na tle swych najgroźniejszych rywali z obozu nacjonalistycznego i socjalistycznego to właśnie Fidesz jest najmniej prorosyjski. Rząd Orbána nie wyłamuje się z antyrosyjskich sankcji. Opowiada się za integralnością terytorialną Ukrainy. Dostarczał nawet rewersem gaz na Ukrainę.
Warto sobie uzmysłowić, że obecnie w 199-osobowym parlamencie w Budapeszcie tylko 11 posłów nie należy do żadnej z czterech wymienionych wyżej partii. Jednoznacznie krytyczne wobec putinowskiej Rosji jest tylko ugrupowanie LMP (Polityka Może Być Inna), należące do Europejskiej Partii Zielonych, które zdobyło zaledwie 8 mandatów.
Tego typu sytuacja jest nie do pomyślenia w Polsce czy w Rumunii, gdzie żadna partia odwołująca się do polityki prorosyjskiej nie ma większych szans w wyborach. Warto o tym pamiętać, gdy analizuje się sytuację na Węgrzech.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/400754-fidesz-to-najmniej-prorosyjska-partia