On nie ma większego znaczenia, bo to nie zmieni roli międzynarodowych instytucji finansowych, które są na świecie. To jest tylko pogrożenie palcem i policzek wobec Amerykanów. Jest to więc bezsensowne i szkodliwe dla UE
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Janusz Szewczak (PiS), wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych.
wPolityce.pl: Kanclerz Merkel i prezydent Macron chcieliby utworzenia oddzielnego budżetu strefy euro. Można to odbierać jako zapowiedź UE dwóch prędkości?
Janusz Szewczak: Myślę, że to jest coś znacznie poważniejszego i groźniejszego niż Unia dwóch prędkości. Dlatego, że to się wpisuje w pewien kontekst nasilającego się geopolitycznego konfliktu na linii USA-UE, a właściwie USA-Niemcy. Powołanie Europejskiego Funduszu Walutowego, to policzek i pogrożenie palcem Stanom Zjednoczonym w kontekście Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Przypomnijmy, że różnice w metodzie wychodzenia z kryzysu między Międzynarodowym Funduszem Walutowym a KE, były już widoczne w przypadku Grecji. Międzynarodowy Fundusz Walutowy uważał -i słusznie - że trzeba umorzyć część długów Grecji. Niemcy natomiast uważały, że trzeba im pożyczyć kolejne pieniądze, by spłacali stałe długi. To pomysł kompletnie bez sensu, nieskuteczny, bo widać, że Grecja ma dzisiaj po tej rzekomej pomocy w wielu aspektach znacząco gorsze wskaźniki. Jak choćby wzrost długu publicznego w relacji do PKB do poziomu 180 proc.
Premier Morawiecki spotkał się wczoraj z kanclerz Merkel. Co ta wizyta nam dała?
Musze powiedzieć, że media nie doceniły tej wizyty. Dyskutowane były nie tylko kwestie klimatyczne, ale również pewnych relacji transatlantyckich między UE-Niemcami a USA. Pan premier mówił o możliwości bycia pośrednikiem czy mediatorem przez Polskę. Ale ja obawiam się, że niestety zmierzamy w kierunku konieczności pewnego opowiedzenia się, czy wyboru, bo widać jak daleko rozchodzą się dzisiaj wartości oraz koncepcje geostrategiczne i ekonomiczne USA i Niemiec. I tutaj Polska może odegrać ogromną rolę w tej sprawie.
W jaki sposób?
Jesteśmy przede wszystkim jednym z najlojalniejszych sojuszników amerykańskich i reprezentujemy raczej wartości konserwatywne, a nie politykę multi kulti i neoliberalizmu. Po drugie jesteśmy dużym krajem, który idzie w górę, rośnie. Jesteśmy państwem coraz nowocześniejszym i konkurencyjnym, a to też się liczy. Jeśli okazałoby się, że Amerykanie nałożą w końcu cła na niemieckie samochody, to będzie to miało olbrzymie znaczenie dla niemieckiego eksportu. I to oznacza również, że my powinniśmy starać się przyciągnąć więcej kapitału amerykańskiego do Polski.
W czym ma nam to pomóc?
Żeby ewentualnie wyrównać w przyszłości pewne straty, które mogłyby pojawić się w związku z coraz większymi kłopotami gospodarczymi i politycznymi Niemiec. One będą narastały i nie są związane jedynie z uchodźcami. George Friedman, założyciel think tanku Stratfor mówił ostatnio również o roli Polski w tym kontekście. To była bardzo ważna analiza, trochę futurystyczna, ale jednak nie bezpodstawna. Myślę, że działania Francji i Niemiec w kontekście jakiegoś wspólnego budżetu wynikają z dramatycznych kłopotów południa Europy, przecież też będących w strefie euro. To jest Portugalia, Hiszpania, Włochy, Grecja. Tam trzeba włożyć setki miliardów euro, żeby te kraje nieco się poprawiły w kontekście gospodarczym, finansowym, czy długów bankowych. Być może Niemcy wychodzą w tej sytuacji z założenia: „Ratuj się kto może”. Dlatego podkreślam, że wizyta premiera Morawieckiego w Berlinie miała wielkie znaczenie geopolityczne.
Dlaczego aż tak duże?
Bo Niemcy muszą sobie uświadomić, że Polska może być znaczącym sojusznikiem i partnerem gospodarczym Stanów Zjednoczonych. Na razie handel i eksport z USA wynosi mniej niż z Czechami, więc widać jakie są rezerwy i możliwości. Myślę, że trzeba zrobić wszystko, by zmobilizować tę formułę współpracy z przyciąganiem przede wszystkim nowego kapitału produkcyjnego, nie tylko finansowego. I zwiększenia możliwości eksportu na rynek amerykański.
Merkel twierdzi, że budżet strefy euro służyłby inwestycjom, zmniejszeniu różnić między państwami UE i chroniłby kraje strefy przed kryzysami. Faktycznie tak mogłoby być?
Ale to jest poza traktatowe, nie ma przecież na razie dwóch Unii, ani dwóch budżetów UE. Najpierw niech Niemcy ogłoszą, że koncepcja niemieckiej hegemonii unijnej się zawaliła, wtedy można zastanawiać się co dalej. Ale na pewno nie powinny urządzać sobie VIP-owskich miejsc dla wybrańców, bo tutaj wszyscy są równi. To jest łamanie zasady solidarności unijnej.
Czyli jest Pan przeciwny takiemu budżetowi?
Oczywiście. On nie ma większego znaczenia, bo to nie zmieni roli międzynarodowych instytucji finansowych, które są na świecie. To jest tylko pogrożenie palcem i policzek wobec Amerykanów. Jest to więc bezsensowne i szkodliwe dla UE.
Rozmawiał Piotr Czartoryski- Sziler
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/400406-nasz-wywiad-szewczak-o-budzecie-strefy-euro