Jeszcze nie piszą do władz Senegalu listów z wyrazami poparcia i solidarności, ale pewnie za chwilę zaczną. Jeszcze nie błagają Komisji Europejskiej, by wsparła futbol w Kolumbii, jeszcze nie chodzą przebrani za samurajów przed meczem z Japonią, ale myślą zapewne i o tym.
Bo Polski nie cierpią nade wszystko. Nie wytrzymują nerwowo, gdy Kamil Stoch kreśli znak krzyża przed skokiem, pali ich w gardle każde słowo Roberta Lewandowskiego i Jakuba Błaszczykowskiego, gdy mówią o swoim przywiązaniu do Polski, polskiej tradycji i wiary. Szlag ich trafia, że prawa do transmisji najważniejszej sportowej imprezy świata nabyła polska telewizja publiczna. Bo jak to pogodzić? Te ciągłe lamenty, wrzaski, pomyje wylewane na demokratycznie wybraną władzę, na każdy temat i w każdej sprawie – z zainteresowaniem, jakie muszą wykazać w kwestii występu Polaków na Mundialu? Jak wyjść z twarzą z awantury, w której przeciwników politycznych, wciąż cieszących się największym powodzeniem, wyzywa się od „faszystów”, „komunistów”, „bolszewików”, „gomułkowszczyzny”, „wrogów Unii Europejskiej”, „reżimu”, „dyktatury” – gdy jednocześnie trzeba wspierać, przynajmniej oficjalnie, reprezentację Polski? Tej Polski? Kraju, którego tak bardzo, szczerze i za obce pieniądze, się obecnie nienawidzi?
Co czuje dziś, o ile czuje cokolwiek poza smrodem zdrady, europoseł PO, Janusz Lewandowski, który jeszcze niedawno porównywał sytuację w Warszawie do tragedii dzieci mordowanych w Aleppo? Jakich min używa przed lustrem, gdy to przypomina mu, że nazywał swoją ojczyznę kolebką neofaszyzmu – tylko dlatego, że rodacy powiedzieli jego partii: PO – Przeproście, Odejdźcie?
I ja, i Państwo wiecie doskonale, że gdyby naszym udało się w Rosji odnieść sukces, wyżej wymienieni pękliby z wściekłości. Ich medialny kamerdyner o nazwisku Lis już nawet nie próbuje udawać, że nie ma „pełnych gaci” na samą myśl o Mundialu. Bo rządzi PiS. Bo transmituje TVP. Bo orły na piersiach zamiast pterodaktyli na kupie brązu. Bo biało-czerwoni zamiast różowych. Bo przecież to ich umiłowany przywódca Tusk „harata w gałę” najlepiej w Polsce. Bo jak można grać w Rosji, która tak strasznie ich oszukała? Bo co to w ogóle za pomysł, by kraje Unii Europejskiej grały w narodowych koszulkach? Czy nie piękniej od Mazurka Dąbrowskiego wybrzmiałby hymn Unii Europejskiej, odśpiewany przez Jerzego Stuhra z synem Maciejem?
Nie mam złudzeń, i jak się nieśmiało domyślam – Państwo też ich nie macie. Każdy gol polskiej reprezentacji, każde dobre zagranie, interwencja bramkarza czy kontra po skrzydle przyprawiać będzie totalnych szaleńców o palpitację serca. Bo dzisiejsza Polska musi przegrać. Nawet, jeśli potem miałoby jej nie być w ogóle. Ta choroba pewnie ma jakąś nazwę, ale ja znam tylko nazwy potoczne. Nie nadają się do zacytowania.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/399719-totalni-snia-o-triumfie-senegalu-radosna-polska-to-koniec-ich-marzen-o-powrocie