Wyrok Sądu Najwyższego, potwierdzający tezę, iż słynny łódzki drukarz, który odmówił wyprodukowania plakatu organizacji gejowskiej ma być czemuś tam winny (choć nie ma ponieść kary) uważam za głęboko niesłuszny. Jeśli nie na tle obowiązującego prawa, to logiki i zdrowego rozsądku.
Nie zgadzam się bowiem z wywodem sędziego SN Andrzeja Ryńskiego, który uzasadniając wyrok uznał, że drukarz, „motywowany swymi przekonaniami katolickimi, nie miał uzasadnionego powodu do odmowy dokonania wydruku według dostarczonego przez fundację projektu”. A to dlatego, że projekt plakatu, którego wykonania odmówił podsądny, zawierał wyłącznie logotyp zamawiającej organizacji LGTB, nie promował natomiast konkretnych „zachowań LGBT, które sprzeczne byłyby z kanonami wiary katolickiej”.
Według sędziego bowiem „uzasadniona odmowa mogłaby wystąpić w sytuacji drukarza, który jako katolik otrzymuje zlecenie na wydrukowanie reklamy propagującej treści w sposób oczywisty sprzeczne z zasadami jego wiary. Natomiast, jeśli mamy do czynienia z rzemieślnikami, którzy wykonują zwykłe czynności techniczne, to nie ma tutaj pola do rozważań, jeśli chodzi o konflikt sumienia między wykonywaną usługą a światopoglądem”. Bo zdaniem SN „kiedy przekonania religijne pozostają w oczywistej sprzeczności z cechami i charakterem usługi, to wolno odmówić wykonania takiego świadczenia, nawet jeśli pozostaje to w konflikcie z innymi wartościami, w tym także konstytucyjnymi, takimi jak zakaz dyskryminacji. Natomiast odmowy nie mogą uzasadniać indywidualne przymioty osób, na rzecz których ta usługa ma być wykonana, np. wyznanie religijne, manifestowane poglądy czy preferencje seksualne”.
Doceniam fakt, że Sąd Najwyższy uznał, że gdyby plakat otwarcie propagował coś, czego sumienie drukarza nie dopuszcza, miałby on prawo odmówić druku. I piszę to bez ironii, bo na Zachodzie w analogicznej sytuacji najprawdopodobniej uznanoby za dyskryminację nawet odmowę wydrukowania ulotki, wzywającej do korzystania z prawa do aborcji. Pamiętamy przecież sprawę amerykańskiego cukiernika, który odmówił upieczenia weselnego tortu dla pary homoseksualistów, i wybronił się przed pozwami dopiero po latach, w ostatniej instancji (Sąd Najwyższy USA). To dobrze, że polscy sędziowie nie są w tych sprawach tak „postępowi”, jak większość ich zachodnich kolegów (czy może raczej – że polskie organizacje progresywistycznego radykalizmu nie mają takiej siły rozpętywania moralnego terroru, jak ta przed którą uginają się sądy na Zachodzie).
Ale mimo to postawa polskiego Sądu Najwyższego nie satysfakcjonuje mnie, i nie jest moim zdaniem do obronienia na gruncie logiki. Bo przecież sam logotyp, sama nazwa organizacji LGBT zawiera (co oczywiste) informację o tym, czym ona się zajmuje. Wie o tym drukarz, wiedzą o tym potencjalni odbiorcy plakatu, a drukarz (podobnie nota bene jak sędzia Ryński) wie, że oni wiedzą. A więc sam plakat, nawet tak ascetyczny, jest propagowaniem celów organizacji. Celów, nie mieszczących się w sumieniu drukarza.
Inaczej byłoby, gdyby ów drukarz (czy jakikolwiek inny usługodawca) odmówił realizacji zamówienia jakiegoś homoseksualisty (działacza aborcyjnego, członka nielubianej przez usługodawcę partii lub wiernego nielubianego przezeń wyznania – niepotrzebne skreślić) o charakterze całkowicie prywatnym. Gdyby np. – trzymając się przykładu drukarza – odmówił on jakiemuś gejowi, o którego seksualnych preferencjach by wiedział, druku zupełnie prywatnych i nie nawiązujących do tej sfery życia zamawiającego wizytówek. Tak, wtedy sam uznałbym, że miał miejsce fakt niedopuszczalnej dyskryminacji. Ale przecież tak nie było.
Uważam więc, że wyrok Sądu Najwyższego jest niesłuszny. A jeśli obowiązujące prawo stwarza możliwości wydawania takich wyroków (czy może wręcz: uniemożliwia wydawanie w takich sprawach wyroków odmiennych), to po prostu powinno być zmienione.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/399699-sprawa-lodzkiego-drukarza-czyli-trzeba-zmienic-prawo