Powiem, że często dość śmiesznie brzmią pytania zadawane we wszelkiego rodzaju badaniach opinii społecznej, a jeszcze śmieszniej komentarze nawiązujące do sondażowych ustaleń. By nie daleko szukać, spróbujmy dowiedzieć się czegoś rozsądnego z ostatnich dociekań ogólnopolskiego dziennika na temat akceptacji, bądź nie, unijnych działań w sprawie polskich reform. Jak podano, prawie 44 proc. badanych uważa, że instytucje unijne mogą oceniać polski rząd. Niemal 40 proc. ma zupełnie odmienne zdanie na ten temat, a 17 proc. nie ma pojęcia o własnych przekonaniach w tej sprawie.
No i świetnie. Tylko, że sedno problemu tkwi zupełnie gdzie indziej. Wszak prawo do oceny postępowania polskich władz ma nie tylko Komisja Europejska, posłowie Parlamentu Europejskiego, rozmaite agendy Unii. Takie prawo przysługuje także trzem niezbyt trzeźwym uczestnikom dyskusji przy każdym barze pierwszej lepszej brukselskiej knajpy, a nawet ich kolegom raczącym się w podobny sposób w jakimś prowincjonalnym wyszynku. Istotne jest, czy owi zatroskani o los Polski chwiejący się na nogach obywatele mają prawo do straszenia polskich władz, szantażowania ich dostępnymi dla nich środkami. Gdyby w tym sondażu zadano pytanie, czy Bruksela może torpedować polskie ustawodawstwo, szantażować Polskę zmianami w sposobach przydziału rozmaitych funduszy, a nade wszystko łamać przy tym ustalone traktaty, poprzez przyznawanie sobie dodatkowych uprawnień, to wówczas wynik sondażowych dociekań byłby jeszcze inne. Choć trzeba przyznać, że odpowiedzi ankietowanych nawet w opowiedzianym systemie niektórych mocno przestraszyły. Szczególnie odpowiedzi młodych. Całkiem prawdopodobne, że wykształconych i z dużych miast.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/399563-sondaze-ktore-mieszaja-w-glowach-jakie-pytanie-taka-odpowiedz