Rzeczywiście lepiej jest, że prezydent Stanów Zjednoczonych i przywódca Korei Północnej ze sobą rozmawiają, niż gdyby mieli siebie nawzajem karać atomami. To jest oczywiste, natomiast jest tylko pytanie, co z tego wyniknie, jakie będą tego rzeczywiste następstwa
—przyznaje w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Romuald Szeremietiew, były szef ministerstwa obrony narodowej.
wPolityce.pl: Spotkanie Donalda Trumpa z Kim Dzong Unem oznacza prawdziwy przełom w relacjach między Stanami Zjednoczonymi a Koreą Północną?
Prof. Romuald Szeremietiew: Pierwsza kwestia jest taka, jakim partnerem jest Kim Dzong Un. Biorąc pod uwagę to, co wydarzyło się na terenie Korei Północnej, to powiedziałbym, że jest to partner dość ponury. Druga kwestia, to czy i na ile prezydent Trump podpisując jakiś dokument skalkulował, czy ma w ręku instrumenty pozwalające na to, aby zapowiedziana denuklearyzacja Korei Północnej rzeczywiście nastąpiła. Widząc, jakim państwem jest Korea Północna i jak jest rządzona przez jej przywódcę, należy mieć ogromną wstrzemięźliwość w ocenie wartości tego dokumentu.
Ciekawe zdanie powiedział tłumacz Kima, że wielu ludzi na świecie uzna tę deklarację za „formę fantastyki, jak z filmu science-fiction”. Trochę tak nie jest, skoro po tylu latach wzajemnych uprzedzeń dochodzi do spotkania?
Nie uprzedzeń, bo to był ostry konflikt, który ocierał się o wybuch wojny i to z użyciem broni nuklearnej. Przecież tym cały czas Korea Północna groziła. Mało tego, miała instrumenty, które potwierdzały, że taką groźbę może spełnić. W związku z tym rzeczywiście ciągle wygląda to na science- fiction.
Kim twierdzi jednak, że ”świat zobaczy poważną zmianę”, a Trump mówi o historycznym spotkaniu. To nie daje nadziei na zmianę na lepsze?
Rzeczywiście lepiej jest, że prezydent Stanów Zjednoczonych i przywódca Korei Północnej ze sobą rozmawiają, niż gdyby mieli siebie nawzajem karać atomami. To jest oczywiste, natomiast jest tylko pytanie, co z tego wyniknie, jakie będą tego rzeczywiste następstwa. Zwłaszcza, że cały czas jest problem, który generalnie narody i świat ma z reżimami komunistycznymi, które dopuściły się licznych zbrodni. Pojawia się pytanie, czy można to puścić w niepamięć, uznać, że nic się nie stało i próbować współpracować z tymi, którzy jednak sporo mają na sumieniu. Czy też, w imię słusznie pojmowanej sprawiedliwości, dążyć do wyciągnięcia wniosków, które sprawią, że następny zbrodniarz nie będzie już tak ochoczy wiedząc, co spotkało innego zbrodniarza.
Trump twierdzi, że proces denuklearyzacji Korei rozpocznie się bardzo szybko. Jeżeli byłoby tak faktycznie, to ile czasu potrzeba na jego zakończenie i jak ten proces powinien wyglądać?
To są skomplikowane rzeczy. Po pierwsze, jak rozumiem, przemysł nuklearny Korei Północnej był przez wiele lat rozbudowywany. I istnieją różnego rodzaju urządzenia, które służą do tego, aby taką broń wytwarzać oraz środki, które pozwalają przenosić głowice nuklearne. Jest to więc spora działka do spacyfikowania. Następna kwestia jest taka - biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z dyktatorem Kim Dzong Unem- na ile rzetelnie będzie można sprawdzać, że ze wszystkiego się wywiązał. Dużo tutaj jest wątpliwych rzeczy, ale miejmy nadzieje, że wszystko pójdzie dobrze.
Istnieje zagrożenie, że za podpisaniem dokumentu nie pójdą realne kroki?
Ależ oczywiście. To jest cały czas ten problem z kim się usiadło do stołu i jaki jest ten partner. Czy oszukuje w kartach, czy nie.
Skąd, pana zdaniem, wzięły się właśnie teraz te przyjazne gesty między Koreą Północną a USA? Trump nazwał Kim Dzong Una „bardzo utalentowanym człowiekiem”, który „bardzo kocha swój kraj”.
No tak, ale pamiętajmy, że prezydent USA Roosevelt nazywał Stalina „wujaszkiem Joe” i twierdził, że można będzie z nim ułożyć demokratyczną współpracę i że jest to bardzo solidny i świetny partner. A potem mieliśmy lata zimnej wojny i wyścigu zbrojeń, który dzięki Bogu nie skończył się III wojną światową, choć cały czas o jej wybuch się ocierał. Wiadomo też ile to kosztowało, między innymi Polskę. Dlatego z wielką wstrzemięźliwością patrzę na tę erupcję entuzjazmu, która pojawiła się w związku ze spotkaniem prezydenta Trumpa z Kim Dzong Unem.
Mamy więc czekać na efekty, które wcale nie muszą przyjść szybko?
Tak, to rzeczywiście może potrwać. I mówię, lepiej być ostrożnym. Zwykle jest tak, że całowanie się ze skorpionem niekoniecznie musi zakończyć się szczęśliwie.
Rozmawiał Piotr Czartoryski- Sziler
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/399154-nasz-wywiad-szeremietiew-o-usa-i-korei-pln-calowanie-sie-ze-skorpionem-niekoniecznie-musi-zakonczyc-sie-szczesliwie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.