Naukowcy, studenci, doktoranci słusznie krytykują projekt nowej ustawy o szkolnictwie z bardzo wielu powodów. Zarzucają jej (i mają rację!) niszczenie autonomii wyższych uczelni, wprowadzenie dyktatury rektora, likwidację tradycyjnej i sprawdzonej autonomicznej struktury wydziałowej, dziwne wynalazki rodzaju profesorów dydaktycznych (którzy będą obnosili się z wysokimi tytułami, a nie będą musieli prowadzić jakiejkolwiek działalności naukowo-badawczej) itp. Szczególne powody do krytyki mają przedstawiciele nauk humanistycznych i społecznych. Pozostawienie, a nawet rozwinięcie w absurdalnym wprost kierunku systemu punktowania doprowadzi docelowo do zniszczenia wielu dyscyplin naukowych na licznych uczelniach. Można wręcz przewidywać, że w wyniku działania ustawy, w ciągu kilku lat takie kierunki jak np. filozofia, socjologia, politologia, stosunki międzynarodowe, kulturoznawstwo będą działać jedynie na 2-3 uczelniach w Polsce. Wiele wskazuje na to, że ustawa docelowo zmierza po prostu do silnego ograniczenia humanistyki i nauk społecznych na polskich uczelniach.
Ustawa Gowina ma jednak jeszcze jeden poważny i negatywny wymiar. Masakruje ona tradycję akademicką. Najbardziej boli sprowadzenie profesorów wyższych uczelni do roli producentów punktów w tzw. ewaluacji. Zapomina się, że profesor ma także moralny obowiązek kształcenia uczniów (doktorantów) i pomocy tym uczniom przez całe życie w ich drodze naukowej. Pochłania to niekiedy więcej czasu niż własna działalność badawcza. Profesor powinien stworzyć swoją szkołę - grupę uczniów, który dzięki stałym kontaktom z nim reprezentują wysoko poziom badawczy. Etos profesora, zwłaszcza w Polsce jest wysoki. Uważa się (i słusznie), że powinien on także prowadzić aktywną działalność społeczną, zwłaszcza w zakresie edukacji i popularyzacji wiedzy. Powinien włączać się w inicjatywy edukacyjne w szkołach i pisać książki popularnonaukowe. Obowiązkiem historyków jest włączenie się w kreowanie (dobrze rozumianej) polskiej polityki historycznej. Te liczne obowiązki profesorów pochłaniają mnóstwo czasu. Trudno jednak wyobrazić sobie porządnego profesora (nazwijmy go „starej daty”, chociaż może być młody) który unika takich zobowiązań. W świetle nowej ustawy może nie znaleźć to uznania rektora-technokraty. Jego Magnificencja wezwie takiego profesora i powie mu:
Szanowny Panie Profesorze! W ciągu ostatnich czterech lat napisał Pan wprawdzie 100 poważnych artykułów i wydał Pan dwie książki, ale… Wśród artykułów nie ma żadnego w piśmie z impact factorem, a książki mają charakter popularnonaukowy, więc się nie liczą. W związku z tym wytworzył Pan punkty ujemne dla swojej dyscypliny, jest Pan szkodnikiem i muszę Pana zwolnić!!!
Nie będzie miało znaczenia, że artykuły dotyczące np. historii regionalnej (więc publikowane raczej w pismach regionalnych) są bardzo twórcze i wartościowe. Nie będzie miało znaczenia, że te dwie książki były masowo kupowane i czytane. Nie będzie miała znaczenia cała działalność społeczna i edukacyjna profesora. Nie będzie miał znaczenia fakt, że poświęca on mnóstwo czasu i energii kształceniu uczniów. W świetle nowej ustawy i rektora technokraty będzie nierobem!
Wielu profesorów starej daty dziękuje Panu Bogu, że zbliża się do emerytury. To nie jest dobry czas dla profesorów starej daty. To jest dobry czas dla urzędniczych młodych wilczków z Warszawy. Chyba, że jednak wygra zdrowy rozsądek!
Ciężar protestów przeciwko nowej ustawie spadł ostatnio na młodych ludzi strajkujących w Warszawie, Krakowie, Łodzi, Gdańsku. Ich postulaty są niezwykle rozsądne i wykazują ogromną szkodliwość proponowanych uregulowań. Faktem, jest, że niektórzy (podkreślam: niektórzy) protestujący reprezentują mało sympatyczne dla mnie opcje polityczne. Ale taka jest już natura kraju o swobodnym życiu politycznym i społecznym - każdy może dołączyć się do każdego protestu. Najgorsze jest to, że minister Gowin lekceważy protestujących nazywając ich „małymi grupkami”. Wcześniej podobnie wypowiadał się o protestujących naukowcach (np. autorach tzw. listu 145). Otóż warto byłoby przypomnieć Pan Ministrowi, że strajk w Stoczni Gdańskiej w 1980 r. rozpoczęło 3 robotników. A potem mieliśmy dziesięciomilionową „Solidarność” i Wolną Polskę. Warto więc rozmawiać Panie Ministrze, przecież zawsze określał się Pan jako człowiek dialogu!
Ogromną aktywność w protestach przeciwko ustawie wykazują też struktury NSZZ „Solidarność”. Miejmy nadzieję, że to pospolite ruszenie środowisk naukowych i związkowych poruszy sumieniami!
Prof. Wojciech Polak
Wojciech Polak - profesor zwyczajny historii na UMK w Toruniu. Autor 25 książek z zakresu historii Polski. Wypromował 9 doktorów. Jest członkiem Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP, a także Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/399141-prof-polak-ustawa-gowina-masakruje-tradycje-akademicka-profesorowie-staja-sie-producentami-punktow