Swoje obowiązki wypełniajmy na minimalnym wymaganym poziomie, a za wszystko ponad to każmy sobie płacić.
Przy koreańskim arsenale nuklearnym i próbach z rakietami dalekiego zasięgu mogącymi przenosić ładunki jądrowe polska nowelizacja ustawy o IPN to rzecz naprawdę drobna, a wręcz błaha. Jednak wielu polityków oraz liczne media za granicą polską ustawę rozpatrują nieledwie na tym samym poziomie co kolejne posunięcia Kima zagrażające światowemu bezpieczeństwu i pokojowi. I to koreański dyktator Kim Dzong Un, mający na sumieniu także zbrodnie (eliminowanie przeciwników i terror wobec wrogów wewnętrznych), jest bohaterem, z którym spotyka się prezydent USA Donald Trump. Polskim przywódcom (prezydentowi i premierowi) stawia się natomiast różne warunki. Można by powiedzieć, że świat zwariował, skoro takie sprawy są w ogóle porównywalne. Akt wewnętrznego prawa o przeciętnej randze z kwestią bezpieczeństwa o światowym znaczeniu.
Oczywiście nikt wprost nie porównuje polskiej ustawy z polityką Kima, lecz można się zastanawiać, jakie argumenty są w polityce międzynarodowej skuteczne mimo fatalnego kontekstu, a jakie są powodem kłopotów, mimo że są kwestią lokalną i kompletnie nadmuchaną. Jaki wniosek można wyciągnąć z traktowania Kima i Korei Północnej w związku z jego arsenałem jądrowym oraz Polski w związku z nowelą ustawy o IPN, dodając do tego całą serię umizgów wobec Władimira Putina, łącznie z Donaldem Trumpem chcącym ponownego dołączenia Rosji do G7? Świat liczy się tylko z demonstracjami siły i argumentem siły. Im bardziej bezczelnymi i tupeciarskimi, tym lepiej. O czym świadczą dwa najnowsze wydarzenia: szczyt Trump-Kim na singapurskiej wyspie Sentosa oraz mistrzostwa świata w piłce nożnej rozpoczynające się 14 czerwca 2018 r. w Rosji. Właściwie Mundialowi w państwie Putina nic nie zagrażało, mimo aneksji Krymu i wojny prowadzonej na wschodniej Ukrainie, czyli najbardziej brutalnych z możliwych aktów pogwałcenia prawa międzynarodowego.
Jaki wnioski płyną dla Polski z dwóch najważniejszych w czerwcu (a pewnie i całym 2018 r. ) wydarzeń o globalnej randze? Przede wszystkim taki, że najważniejsze są polskie interesy. Naprawdę nie warto wyrywać się z inicjatywami zbawiającymi świat czy Unię Europejską, a przy okazji tylko wpisującymi się w interesy innych bądź pomagającymi je realizować. Jakby to fatalnie nie brzmiało, polska polityka powinna być cyniczna, wyrachowana i interesowna. Zawsze coś za coś, nigdy coś „za frajer”. Polska jest krajem granicznym Unii Europejskiej oraz NATO i powinna z tego niekorzystnego położenia wyciągać jak największe korzyści, także materialne. Swoje obowiązki wypełniajmy na minimalnym wymaganym poziomie, a za wszystko ponad to każmy sobie płacić. Tak postępują szanujące się państwa, będące liczącymi się graczami. Jeśli nie będziemy cyniczni, wyrachowani i interesowni, będą nas kopać po kostkach i podgryzać, traktując jak ofiarę bądź „jelenia”.
Żeby było jasne: to ośmioletnie rządy PO=PSL (w latach 2007-2015) oraz dwukrotne rządy SLD-PSL (w latach 1993-1997 oraz 2001-2005) bardzo, a wręcz katastrofalnie obniżyły cenę zaangażowania Polski w różne międzynarodowe przedsięwzięcia. Niewiele dobrego w tej kwestii można też powiedzieć o różnych gabinetach w latach 1989-1993 oraz o rządach AWS (w latach 1997-2001). Ogromnie obniżono cenę popierania przez Polskę cudzych interesów. Do tego stopnia, że w wielu kwestiach nawet do tych cudzych interesów sporo dopłacaliśmy. SLD i PSL robiły to dla uwiarygodnienia się jako siły pochodzące ze starego, komunistycznego systemu i zobowiązane do zdania testu lojalności wobec USA i innych nowych sojuszników. PO robiła to z głupoty, oportunizmu, wygodnictwa oraz z drobnych korzyści personalnych, np. stanowisk dla Jerzego Buzka, a potem Donalda Tuska. 16 lat rządów SLD i PSL oraz PO i PSL w połączeniu z tym, co działo się bezpośrednio po 1989 r. oraz za rządów AWS spowodowało, że Polska była i niestety wciąż jest postrzegana jako państwo mało się szanujące, które łatwo wykorzystać, namówić do zaangażowania „za bezdurno”, a nawet państwo podatne na branie na siebie kosztów, które powinny być ponoszone solidarnie.
Wyraźnie widać, że polityka „poświęcania się” czy „zbawiania” innych ani się nie opłaca, ani nie przynosi wymiernych dla Polski korzyści. Dlatego polska polityka powinna znacznie bardziej przypominać brytyjską (oczywiście przy zachowaniu proporcji, żeby się nie ośmieszać). A brytyjska polityka jest od wieków egoistyczna, cyniczna, wyrachowana, bardzo interesowna, realistyczna (zero sentymentów) i pragmatyczna. Służy interesom Wielkiej Brytanii, co było widoczne także w obu wojnach światowych. Polska jest zbyt ważnym państwem Unii Europejskiej i NATO, żeby pozwalała sobą pomiatać. A jednocześnie jest państwem zbyt małym i nie na tyle silnym, aby prowadzić politykę izolacjonistyczną. Te dwie perspektywy da się pogodzić, tylko trzeba wszystkim, czyli zarówno sojusznikom, jak i wrogom, wyraźnie zakomunikować, że przestajemy być grzecznym chłopcem, któremu wystarcza głaskanie po główce i kilka ogólnikowych komplementów. Zacznijmy się o wszystko poważnie targować, stawiać warunki (realistyczne), wiązać różne działania z korzyściami w zamian. Raz na zawsze powinien się skończyć naiwny, sentymentalny okres w polskiej polityce.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/399129-czego-nas-uczy-szczyt-trump-kim-i-mundial-w-rosji-ze-polska-polityka-powinna-byc-cyniczna-i-wyrachowana