W Berlinie udało się po latach. I będziemy mieli lotnisko
—skomentował kandydat na prezydenta stolicy RP Rafał Trzaskowski ideę budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego. Że to „gigantomania premiera Mateusza Morawieckiego” i rządu PiS, że „wyrzucanie pieniędzy w błoto” itp. Tzw. totalna opozycja nie zostawia na tym ambitnym projekcie suchej nitki. Cóż za „księżycowa ekonomia”, wtóruje jej „Gazeta Wyborcza”:
Trudno się dziwić oburzeniu, jakie wywołują rzeczowe pytania o sens lotniska w Baranowie”, wszak „pod Berlinem od dekady trwa budowa potężnego lotniska Berlin Brandenburg. Jak ma z tym lotniskiem konkurować Baranów?”,**
—pyta dziennik z ul. Czerskiej. Daruję sobie kolejne cytaty. Można rzec, dech zapiera. Nie tyle podpisanie przez prezydenta Andrzeja Dudę tzw. specustawy w tej sprawie, ile reakcja na tę inwestycję i argumentacja jej przeciwników. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby w ten sposób zareagowali niemieccy politycy, ale polscy…? Równie dobrze można bo spytać, po co nam planowany gazociąg bałtycki z Danii do Polski, Baltic Pipe, skoro mamy pod samym nosem niemiecko-rosyjski gazociąg przyjaźni Nord Stream 1 i Nord Stream 2 w budowie? Po co nam rozbudowy portów i stoczni, skoro mamy ich mnóstwo od Rostocku po Kilonię? Ba, po wyrzucanie pieniędzy na jakieś Muzeum Historii Polski, skoro już za kanclerza Helmuta Kohla powstało w Berlinie przy alei pod Lipami Deutsches Historisches Museum, no i muzeum tzw. wypędzonych w realizacji objazdowej, uwzględniające przecież wysiedlenia Polaków, bo ponoć takowe były, po co naszej armii niemieckie czołgi z demobilu, po co w ogóle Wojsko Polskie, skoro mamy Bundeswehrę, po co właściwie nam rząd, zwłaszcza ten pisowski, skoro siedemdziesiąt kilometrów od granicy mamy gospodarny, przewidywalny, namacalny Rząd Federalny…?
Że kpię? Daleko mi do żartów. Mieliśmy już w realu w naszej najnowszej historii szefów dyplomacji, którzy - jak śp. Władysław Bartoszewski, skarżący się w zaodrzańskich mediach, że podczas wojny bardziej bał się Polaków niż niemieckich żołnierzy, czy Radosław Sikorski, domagający się w Berlinie objęcia przywództwa przez Niemcy w Europie… Mamy i ekspremiera udowadniającego na każdym kroku, że może być inaczej, że Polak i Niemiec - dwa bratanki…
Skarlenie umysłowe w ekstremalnej postaci. Podczas, gdy posłowie Bundestagu uchwalili już ładnych parę lat temu wyższość niemieckiego prawa nad unijnym, nasi opozycyjni politycy jeżdżą, za przeproszeniem, jak z pieprzem do Brukseli skarżyć się w UE na polski rząd i głosują za sankcjami wobec własnego kraju. Gdyby - analogicznie - coś takiego jak Rafał Trzaskowski palnął któryś z polityków w Berlinie, „po co na owiana gigantycznymi aferami, obciążona wielomiliardowymi stratami i to w euro, notabene nie skończona jeszcze budowa lotniska w Berlinie, przed którą to inwestycją nikt nie pytał mieszkańców tej 3,5 mln aglomeracji oraz okolic o zdanie (a protesty były i to wielkie, zakończone absurdalnymi obietnicami, że lądujące tam i startujące odrzutowce nie będą hałasować po zmierzchu…), byłby skończony.
W naszym kraju, w którym - jak stwierdził swego czasu premier Donald Tusk, „polskość to nienormalność” - „Trzaskowscy” uważają się za światłą elitę istniejącej tylko w ich wyobraźni „narodowości” europejskiej. Aż chciałoby się dodać, po co nam nauczanie w szkołach pogmatwanego języka polskiego, skoro niemieckim włada pół Europy…? Po prawdzie, ten proces jest już zaawansowany, wszak trzy czwarte polskich mediów należy do niemieckich koncernów…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/397220-polskosc-to-nienormalnosc-czyli-po-co-nam-wojsko-polskie-skoro-mamy-bundeswehre-i-rzad-w-berlinie