W tych wyborach i w Sejmie kontraktowym chodziło o to, ażeby opozycja uwiarygodniła stary system komunistyczny. Bo przecież ci opozycjoniści, którzy weszli w ten deal, tę tajną wobec społeczeństwa umowę, dostali swoje stanowiska. To nie było podzielenie się władzą, bo te stanowiska nie były decyzyjne. Kuroń został ministrem pracy i polityki socjalnej, ale jego działalność sprowadzała się do rozlewania zupki dla bezrobotnych. Społeczeństwo nie wiedziało jednak, że wynikiem tej umowy będzie masowe bezrobocie i że udział w tych wyborach jest przyklepaniem zniszczenia przemysłu
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Andrezj Gwiazda, legendarny działacz opozycji w PRL.
wPolityce.pl:Opozycja atakuje PiS, że nie świętuje rocznicy wyborów 4 czerwca 1989 roku jako „święta wolności”. Jakie jest Pana zdanie na ten temat?**
Andrzej Gwiazda: Wydaje mi się, że to słusznie, iż tej daty się nie świętuje. Mamy świętować wybory, których wynik był znany jeszcze przed ich ogłoszeniem? Przecież wybory 4 czerwca i Sejm kontraktowy, najdelikatniej mówiąc, to jest naigrywanie się z demokracji. Można, z punktu widzenia różnych poglądów, zadawać pytania, czy to było słuszne czy nie, ale to nie były demokratyczne wybory. Sama rocznica jest ważna, ale musimy wziąć jeszcze pod uwagę konsekwencje. Jedyny pozytywny aspekt tamtych wyborów polegał na tym, że społeczeństwo dostrzegło w nich jedyną szansę na wykreślenie listy krajowej, co też uczynili. Ale „ukochany prezydent” to zakwestionował, co stanowiło naigrywanie się z umów społecznych.
Dziś Lech Wałęsa napisał na Facebooku, że trzeba było zawrzeć wtedy kompromis z komunistami, bo nie było innego wyjścia. Faktycznie?
Wyjść zawsze jest nieskończenie wiele. Spektrum było szerokie. W tych wyborach i w Sejmie kontraktowym chodziło o to, ażeby opozycja uwiarygodniła stary system komunistyczny. Bo przecież ci opozycjoniści, którzy weszli w ten deal, tę tajną wobec społeczeństwa umowę, dostali swoje stanowiska. To nie było podzielenie się władzą, bo te stanowiska nie były decyzyjne. Kuroń został ministrem pracy i polityki socjalnej, ale jego działalność sprowadzała się do rozlewania zupki dla bezrobotnych. Społeczeństwo nie wiedziało jednak, że wynikiem tej umowy będzie masowe bezrobocie i że udział w tych wyborach jest przyklepaniem zniszczenia przemysłu.
To znaczy?
W tej chwili zapomina się, że w tym układzie było również przewidziane, że wkłady mieszkaniowe, które ludzie odkładali w komunistycznych spółdzielniach mieszkaniowych zostaną w ramach inflacji sprowadzone do wartości skrzynki piwa, czy skrzynki wódki. Wąski wycinek aktywności wyborców był więc jednocześnie przyklepaniem zniszczenia przemysłu i wygenerowania nie tylko armii bezrobotnych, ale również dużej armii bezdomnych. Nie trzeba było być prorokiem, ani jasnowidzem, żeby przewidzieć, co się będzie działo. Na dobrą sprawę było to nawet expressis verbis napisane. Tylko, że dziennikarze i cała inteligencja są odpowiedzialni za wprowadzenie reszty spolszczenia w pułapkę.
Kiedy ona wyszła na jaw?
28 sierpnia 1989 roku w „Gazecie Bankowej” ukazał się artykuł pt. „Scenariusz wejścia w hiperinflację”. To ta inflacja, która pozbawiła całkowicie społeczeństwo oszczędności. I kiedy społeczeństwo zostało administracyjnie ogolone ze swoich zasobów, wtedy Wałęsa wystąpił i powiedział: „Bierzcie sprawy w swoje ręce”. Bo już te ręce były puste, już im odebrano jakąkolwiek możliwość np. otwierania biznesu. Nie mając kapitału, nawet minimalnych zasobów, nie było można zacząć jakiejkolwiek działalności gospodarczej.
„Gazeta Wyborcza” zaprezentowała dziś „Taśmy Kaczyńskiego” twierdząc, że ujawnia nieznane wypowiedzi prezesa PiS sprzed 24 lat. Mają one rzekomo udowadniać, że Jarosław Kaczyński miał zupełnie inne zdanie o Olszewskim, Macierewiczu, Wałęsie, Geremku i innych, niż to, które obecnie prezentuje. Czemu to ma służyć?
Musze zaznaczyć, że jeszcze nigdy nie czytałem „Gazety Wyborczej”, bo kiedy powstawała to już wiedziałem jaka będzie programowo. Nidy więc nie brałem jej do reki. I teraz też nie czytałem tego tekstu. I Olszewski i Kaczyński udawali wówczas, że w jakiś sposób są również po tej stronie, w jakiś sposób tolerują to, co jest, bo to był warunek utrzymania się w polityce, czyli utrzymania bieżącego wpływu na to, co się w Polsce dzieje. Mogę być tutaj dobrym przykładem. Ponieważ nie przyjąłem tej linii, znalazłem się nie tylko na marginesie, ale był na mnie zapis cenzury.
Czyli z tego, co 24 lata temu mówił Jarosław Klaczyński niekoniecznie trzeba dziś wyciągać daleko idące wnioski, co stara się czynić redakcja z Czerskiej?
Złośliwie oczywiście można. Każdy, kto chce dziś obniżyć ich rangę czy popularność może do tego sięgać, bo ludzie nie pamiętają, jakie było wtedy ich stanowisko. Kiedyś rozmawiałem z chłopakami z Nowej Huty. Pytają mnie: „ Jeżeli wiedziałeś, że Wałęsa jest agentem, to czemu nam nie powiedziałeś?”. Odparłem: „Słuchajcie chłopaki, to przypomnijcie sobie siebie sprzed 10 lat i to jak wtedy myśleliście i reagowaliście. I zadałem im pytanie: „Gdybym przyszedł wtedy na halę i powiedział, że Wałęsa jest agentem bezpieki, to czy wyszedłbym z tej hali żywym?”. Przyznali mi rację. Ci co wiedzieli do czego to wszystko zmierza musieli milczeć, bo społeczeństwo nie przyjęłoby tego przekazu.
Pan jednak nie milczał, spotykał się z ludźmi i o wielu rzeczach ich informował.
W latach 1989-1990 byłem bezrobotny, a żona miała najniższą pensje, jaka była w wtedy możliwa w biurze konstrukcyjnym, ale starałem się objeżdżać Polskę. Na wszystkich spotkaniach główną rzeczą było wyjawienie Magdalenki, o której miałem dokładne przekazy z obrad. Gdy o niej mówiłem zrywał się przynajmniej jeden człowiek z wielkim krzykiem: „Ja nigdy nie uwierzę, że Wałęsa rozmawiał z komunistami”. A potem, gdy doszło do niszczenia przemysłu, czyli planu Balcerowicza, na mieszanych spotkaniach robotniczo-inteligenckich zrywało się co najmniej kilka osób z wielkim krzykiem: „Nie ma innej alternatywy”. Do takiego społeczeństwa nie można było dotrzeć.
Rozmawiał Piotr Czartoryski -Sziler
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/397119-nasz-wywiad-gwiazda-wybory-4-czerwca-i-sejm-kontraktowy-to-najdelikatniej-mowiac-naigrawanie-sie-z-demokracji