W sprawie posła Pięty mniej więcej wszystko jest jasne. Mniej rozumu, więcej emocji i kłopot gotowy. Pani Izabela, jak wynika z medialnych opisów, długo szukała swego dojścia do wejścia lub zajścia, a kto szuka, ten znajdzie. Żal mi Stanisława Pięty, tak po ludzku, nie jest on jednak ani pierwszym, ani nie ostatnim samcem alfa, któremu wydawało się, że uwodzi damę, samemu jednocześnie będąc uwodzonym do imentu, na rympał i na krzywy zgryz. Za to na pewno nie przez damę. Tak, wiem, żadne to usprawiedliwienie, zważmy jednakowoż, iż bywają w życiu człowieka (a więc także mężczyzny) takie chwile, gdy nie chodzi już o to, by język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa, ale wręcz przeciwnie – głowy w procesie tym nie ma wcale, a język mówi, co ślina przyniesie.
Dość pastwienia się nad leżącym (pozycja niedobra dla polityka), czas przejść do spraw znacznie poważniejszych niż skoki w obroki posła Pięty. Ciekawsze jest bowiem to, iż ktoś uznał jednak, że sprawa, owszem, dla Pięty jest fatalna, ale generalnie mało, wicie - rozumicie, pikantna i budząca porażenie wśród elektoratu. Tak Salon wpadł na pomysł, by panią Izabelkę, z narzucającej się blond-przebojówki przemienić w biedne dziewczę z prowincji, niekumate i nieogarniate niebożę, na które sieci swe zarzucił wyzbyty wszelkich uczuć poseł Pięta. Otóż, za przeproszeniem, nawet dla średnio rozgarniętego leminga ta historia nie trzyma się kupy. Albo Pięta jest zimny i wyrachowany, albo „leci”, za powtórnym przeproszeniem, na kogoś takiego, jak pani Izabela, lansująca się na poziomie Natalii Siwiec, tyle że „po słusznej stronie”. O to, zresztą, mam pretensje osobiste do posła Piąty największe. Z jego historii, bez jego w tym wszystkim świadomości, wynika bowiem, iż na tej strasznej prawicy to, panie, atrakcyjnej ze świecą szukać. Bo jeśli ktoś taki, jak Pięta, członek, za przeproszeniem permanentnym, komisji do spraw służb specjalnych (powtórzmy: służb, nie zachcianek), wchodzi w układ „przyjacielski” z pierwszą najlepszą na dzień dzisiejszy, to nie jest to miła recenzja żeńskiej części prawicowych niepokornych. Miałem się nie pastwić, ale coś mi się wydaje, że to z tej właśnie strony, kobiet pięknych i dumnych ze swojego zaangażowania w politykę dobrej zmiany, przyjdzie do Pięty najgorsza przesyłka. Nie zmienia to w niczym oczywistej oczywistości, iż to panna Izabela, a nie poseł Pięta - reprezentuje tu cynizm i wyrachowanie, , i że to ona od początku chciała na tej znajomości kręcić lody, nie on (bo cóż mu mogła trwalszego zaoferować?). „Trędowatej” się zatem z tego nie ukręci, zwłaszcza, że biedna tleniona natychmiast po otrzeźwieniu przez Piętę pobiegła do tabloidu, rżnąc, tym razem, pierwszą naiwną. Wespół z równie rżnącymi redaktorami „Faktu”.
Reasumując: jest to pouczająca dla wszystkich dość zabawna historia o cudzym nieszczęściu, konkretnie niedowartościowanym pośle PiS, któremu „dobra zmiana” miała przynieść profity poniżej pasa, oraz lekkiej, łatwej i przyjemnej, nie, nie pani Izabeli, ale jej miłości. Do kasiorki, rozgłosu i wszystkiego, co chcielibyście wiedzieć o polityce, a co o boicie się zapytać.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/397066-pani-pek-wyplakala-sie-tabloidowi-cierpi-z-braku-milosci-czy-szans-na-dalsza-kariere