Spór jaki pojawił się wokół Centralnego Portu Komunikacyjnego - a zwłaszcza argumentacja obu stron - to symboliczna różnica w myśli politycznej umownej III i IV RP. Przypomnijmy - w ostatnich dniach Rafał Trzaskowski zasugerował, że budowa CPK jest niepotrzebna, bo przecież niedaleko, w Berlinie, powstaje lotnisko docelowo obsługujące loty międzykontynentalne i trudno będzie z tym projektem konkurować.
Internauci poszli dalej i dworując sobie z Rafała Trzaskowskiego, przerzucali się żartami na przykłady niemieckich instytucji, które mogą z powodzeniem zastąpić polskie. Kiedyś w podobny sposób ironizował premier Mateusz Morawieckie na kongresie w Przysusze.
Ale problem jest głębszy.Kandydat Platformy Obywatelskiej określił pomysł na budowę CPK mianem „gigantomanii”. Trudno o bardziej precyzyjne ujawnienie mentalności ludzi Platformy. Mentalności ze wszystkimi jej wadami i zaletami (tak, tak).
To podejście do państwa bez większych oczekiwań, ambicji, bez chęci zapisania się na kartach historii. W tym rozumieniu rządzący są od tego, by administrować, nie rzucać się na głęboką wodę, nie kreśląc projektów sięgających dalej niż najbliższa przyszłość. Nawet jeśli jakimś cudem powstaje pomysł na „Polskę 2030” (Michała Boniego), to trafia do szuflady, nikt go nie traktuje poważnie. Liczy się tu i teraz, liczą się małe (czasem brudne) deale, żonglerka liczbami.
Prawo i Sprawiedliwość i cały obóz szeroko rozumianej IV RP jest w tej kwestii na innym biegunie. Tutaj patrzy się na państwo jak na wielką machinę, która pozwoli zrealizować marzenia, a przynajmniej urzeczywistnić, ukonkretyzować wielkie plany i ambicje. To dlatego na prawicy z sentymentem patrzy się na COP z czasów II RP, na wielkie idee. Dzięki takiemu szarpnięciu cuglami, przebiciu sufitu, zerwaniu z imposybilizmem, czy jak to jeszcze nie nazwiemy, polegać ma skuteczne rządzenie, które zapewni miejsce w podręcznikach historii.
Te dwa światy nie mogą - na dłuższą metę - znaleźć wspólnego zbioru. Jedni zawsze będą kręcić nosem, zarzucając, że czegoś się nie da zrobić, coś tam jest niepotrzebne, ryzykowne, nieopłacalne, względnie - niewykonalne. Drugim z oczu nie zejdzie obraz wielkich projektów, a wszelkie korekty kursu, nie głębokie resety jawią się jako kunktatorstwo, brak odwagi i ambicji.
W tej konkretnej dyskusji - o CPK - byłoby wspaniale, gdyby debata oparła się o liczby, dane, wyliczenia. O szczegółowe założenia, rozpisane plany. Ale że to nie jest aż tak bardzo elektryzujące dla wyborców, rzuca się hasło: COP i druga Gdynia vs. Gigantomania i machanie szabelką. Trochę szkoda, ale może właśnie w tej walce na idee jest głębsze źródło dzisiejszych podziałów w naszym kraju: jednym się chce, czasem być może rzeczywiście aż nadto, na wyrost, drudzy nie chcą zerkać dalej i wyżej, bo uważają to za mało skuteczne myślenie. Jedni marzą, sprowadzając sprawę do żargonu piłkarskiego - że można rozkręcić tę naszą rodzimą Legię, innym wystarczy lokalna przaśność i możliwość kibicowania niemieckiemu Bayernowi. Jedni w tym politycznym pokerze licytują wysoko, czasem dużo wyżej ponad to, co mają w kartach, drudzy - na wszelki wypadek, a czasem z powodu swoich dealów - mówią „pas”, gdy pojawia się jakiekolwiek ryzyko. Różnie kończą się te historie, ale jeśli ktoś w dłuższej perspektywie czasem nie zaryzykuje, to po prostu nie wygrywa. I może także dlatego PiS cały czas ma całkiem niezłe poparcie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/396751-po-co-nam-legia-skoro-mozemy-kibicowac-bayernowi-spor-o-gigantomanie-wokol-cpk-to-symboliczna-roznica-mysli-iii-i-iv-rp